Przegrana w Zabrzu z Górnikiem, a właściwie jej styl, skłoniła trenera Janusza Niedźwiedzia do zrobienia przetasowań w wyjściowym składzie. Do rezerwy powędrowali Dominik Kun, Mate Milos, Paweł Zieliński, a ich miejsce zajęli Mateusz Żyro, Juliusz Letniowski i Karol Danielak. Szybko okazało się, że nie wyszło to drużynie na dobre…
Ale już po 90. sekundach nie popisał się Żyro, który dał się ograć Mateuszowi Grzybkowi, a ten strzałem po ziemi pokonał Henricha Ravasa. Obrońca Widzewa stracił równowagę na bardzo śliskim boisku, które było powodem wielu upadków. Zostało obficie polane przed rozpoczęciem gry, lecz na początku zamiast pomagać gospodarzom, przeszkadzało im. Tak jak Bartłomiejowi Pawłowskiemu, który nie mógł złapać równowagi po wrzutce z prawej strony, czy Martinowi Kreuzrieglerowi, ślizgającego się niczym na lodowisku.
Niestety, zmiennicy nie poprawili gry drużyny. Przeciwnie, mieli udział przy straconych golach. Jeśli ktoś nie oglądał meczu Widzewa z Górnikiem, to w niedzielę miał powtórkę. Widzewiacy zostali zmuszeni do ataku pozycyjnego, nadziewając się na kontry. Drugiego gola stracili po rzucie rożnym, własnym. Raphael Rossi wybił piłkę, a Lisandro Semedo przebiegł z nią ponad 60 m i w sytuacji sam na sam podwyższył wynik. Obok zawodnika z Republiki Zielonego Przylądka biegł Danielak, jednak z każdym krokiem tracił dystans do rywala.
Łodzianie mieli przewagę, spychali przeciwników do defensywy, często strzelali na bramkę, jednak piłka nie chciała wpaść do siatki. Najbliżej byli w 24. minucie, kiedy z daleka uderzył Juliusz Letniowski, lecz Gabriel Kobylak wybił piłkę na rzut rożny, a po nim Żyro kopnął w środek bramki. Ostatnią okazję miał Serafin Szota, lecz po jego główce bramkarz zdołał odbić piłkę.
W grze Widzewa było sporo mankamentów i słabych punktów. Patryk Stępiński był zupełnie nieprzydatny w roli prawego wahadłowego pomocnika, a Ernest Terpiłowski udowadniał, że jeśli drużyna ma kłopoty, on staje się statystą. O Danielaku było wyżej, dlatego na drugą połowę wyszedł już Kun.
Druga połowa zaczęła najlepiej jak mogła. Gospodarze przejęli piłkę, Marek Hanosek podał do Terpiłowskiego, ten płasko dośrodkował w pole karne, a Jordi Sanchez z bliska wbił piłkę do bramki. Gol i doping kibiców jeszcze bardziej pobudził widzewiaków. Cztery minuty później w doskonałej sytuacji znalazł się Bartłomiej Pawłowski, lecz uprzedził go Justiniano. To nie był koniec, bo tuż nad poprzeczką strzelił z daleka Marek Hanousek, a Sanchez spudłował głową o dośrodkowaniu Kuna.
Radomiaka ratował bramkarz, który znakomitymi interwencjami zapobiegł zatrzymał Pawłowskiego i Kreuzrieglera. A gdy wydawało się, że musi paść gol, na drodze lotu piłki znalazł się Rossi. Doskonałą okazję miał 80. minucie Sanchez, jednak z najbliższej odległości trafił w Kobylaka, a Pawłowski z pięciu metrów kopnął metr nad bramką.
Radomianie chwilami nie wiedzieli, co się dzieje i nie byli w stanie wymienić, dwóch, trzech podań. Dali się zamykać na minuty we własnym polu karnym. Agresywna gra kosztowała ich dużo sił, dlatego wykorzystywali każdą okazję, by ukraść czas. Pomogli im kibice Widzewa, rozpalając race i zadymiając na kilka minut boisko. Wybiło to także z uderzenia łódzkich piłkarzy… Skutecznie.
Sędzia doliczył aż 14 minut, a w pierwszej z nich Pawłowski usiłował wymusić rzut wolny przed polem karnym, co skończyło się stratą trzeciego gola. Luis Machado dostał piłkę na swojej połowie, uciekł obrońcom i w sytuacji sam na sam spokojnie kopnął obok bramkarza. To był moment, który definitywnie przekreślił szanse na korzystny wynik.
0:1 – Grzybek 2.
0:2 – Semedo 27.
1:2 – Sanchez 50.
1:3 – Machado (90.+1)
Widzew: Ravas – Żyro, Szota, Kreuzriegler (89. Milos) – Stępiński (89. Lipski), Hanousek, Letniowski (89. Shehu), Danielak (46. Kun) – Pawłowski, Sanchez, Terpiłowski (76. Zjawiński)
Radomiak: Kobylak – Justiniano, Rossi, Cichocki – Grzybek (82. Sokół), Nowakowski (55. Łukasik), Nascimento, Abramaowicz – Semedo (64. D. Pawłowski), Maurides, Machado
Żółte kartki: Pawłowski – Samedo, Justiniano, Grzybek, Abramowicz, Kobylak
Widzów: 17.442