Prosta taktyka dopasowana do piłkarzy, charakter i ambicja – to przepis na wygraną w Radomiu. Udałoby się, gdyby nie indywidualny błąd, który popsuł wszystko. Ale Widzew w końcu znów był drużyną.
Gdy w trakcie rozgrywek w drużynie zmienia się trener, to często od razu widać zmianę na lepsze. To tzw. efekt nowej miotły. Oczywiście trudno w kilka dni zmienić oblicze drużyny, nauczyć grać w piłkę tych, którzy nie bardzo grać w nią umieją, wyuczyć formacje czy całą drużynę nowych schematów, itp. Ale można wpłynąć na tzw. “mental”, wzniecić ogień, który przez ostatnie tygodnie niemal zgasł. I Patrykowi Czubakowi, tymczasowego trenerowi Widzewa, się to udało.
W Radomiu czerwono-biało-czerwoni tworzyli drużynę, która chciała wygrać i była tego bliska. Ostatecznie się nie udało, gola straciła w 90. minucie. Ale nie zawiódł Widzewa jako zespół, ale jednostka, bo bramka idzie na konto Rafała Gikiewicza. Najbardziej doświadczony zawodnik drużyny źle ocenił strzał lecący na jego bramkę. Próba obrony jedną ręką była dziwna, zła. Tym bardziej że piłka leciała w środek, nie był to strzał bardzo dobry. Gikiewicz obronił w karierze setki takich. Tym razem też, ale źle i dobitka – po pechowym zagraniu Polydefkisa Volanakisa – okazała się skuteczna, a dla Widzewa bardzo kosztowna. Kosztowała dwa punkty tak bardzo potrzebne do utrzymania.
Nie ma sensu znęcać się teraz nad Gikiewiczem. Zawalił. Stało się. Trudno. Spróbujmy poszukać pozytywów tego meczu.
Remis na wyjeździe? Niech będzie, zważywszy, że w czterech poprzednich meczach Widzew zdobył zaledwie jeden punkt. Trzykrotnie został dotkliwie zbity przez rywali, bo przecież stracił aż 11 goli.
Styl gry? Było o niebo lepiej niż w poprzednich meczach. Zarówno Marcel Krajewski w przerwie, jak i Patryk Czubak po meczu, mówili, że taktyka nie była tego dnia najważniejsza. Chociaż jakaś przecież była. Inna, niż w poprzednich spotkaniach, w których piłkarze wydawali się nią wręcz stłamszeni. Można było odnieść wrażenie, które w pewnym sensie potwierdzał w swoich wypowiedziach trener Daniel Myśliwiec, że niezwykle ważna była wizja gry zespołu. Nieważne nawet, że była to wizja, która nie przynosiła dobrych wyników, a wręcz złe. Poprzedni trener nie ustawał w próbach, by piłkarzy, jakich miał w kadrze, dostosować do stylu, jaki sobie wymarzył, a to nie działało.
CZYTAJ TEŻ: Antoni Klimek: Niestety, nic ode mnie nie zależało [WYWIAD]
W piątek w Radomiu Widzew zagrał prosty futbol. Nie było rozgrywania piłki od bramkarza, co ostatnio przynosiło korzyść tylko rywalom (mecze ze Śląskiem i Pogonią). Były szybkie wyjścia do przodu, szybkie zdobywanie przestrzeni. To działało, chociaż oczywiście nie tak, jak chcieliby kibice, ale trzeba pamiętać o ograniczeniach piłkarzy, drużyny. W Widzewie brakuje jakości i wiadomo to nie od dzisiaj. Ale do graczy, jacy są w zespole, można dostosować styl, który będzie skuteczny. By cała drużyna, a nie poszczególni piłkarze, była najlepszą wersją siebie.
W pierwszej połowie się to udawało, szkoda, że nie udało się zdobyć więcej goli. W drugiej niestety widzewiacy cofnęli się zbyt głęboko, zapraszali tym samym rywali do odważniejszych ataków. W końcu Radomiakowi się udało.
Oczywiście Widzew popełnił sporo błędów. Popełnił je też na pewno niedoświadczony trener Czubak. Można mieć zastrzeżenia do zmian, ale łatwo mówić, czy pisać po meczu.
– Nie chciałbym mówić za dużo o taktyce, bo ona nie była dzisiaj najważniejsza. Kluczem było to, żeby zespół znów chciał być ze sobą, funkcjonował razem na boisku i brał odpowiedzialność za każdą sytuację – mówił po meczu trener Czubak. I tak rzeczywiście było. I dodał: – Zrobiliśmy w tym tygodniu wiele, żeby cieszyć się z trzech punktów, a musimy zaakceptować jeden. Jestem jednak dumny z tego, jak w przeciągu kilku dni piłkarze potrafili walczyć jeden za drugiego i pokazać to, co w Widzewie powinno być na pierwszym miejscu – charakter.
Charakter na pewno potrzebny będzie w następnej kolejce, kiedy Widzew w Sercu Łodzi zagra z Jagiellonią Białystok. Ale on sam może nie wystarczyć, by zgarnąć punkty. A te są w tej chwili najważniejsze.
Nie wiadomo, kto poprowadzi drużynę w meczu z mistrzem Polski i w kolejnych spotkaniach. Dziennikarze prześcigają się w informowaniu o nowych kandydatach, czy szczegółach rozmów z Jackiem Magierą. Jedni piszą, że porozumienie jest daleko, inni, że wręcz przeciwnie. Chyba najlepiej poczekać na oficjalne informacje. Czas leci, a ta sprawa powinna być rozwiązana jak najszybciej. Oby nowy mikrocykl Widzew zaczął z nowym trenerem albo, by było jasno wiadomo, że zespół w kolejnym meczu poprowadzi znów Czubak. Drużyna wydaje się być z nim, co było widać po strzelonym golu, gdy wszyscy cieszyli się razem. Trzeba coś zdecydować, by piłkarze mogli skupić się tylko na pracy i przygotowaniu do kolejnego meczu. Bo każdy kolejny jest jak finał. Do takiego stanu doprowadzono… Strefa spadkowa coraz bliżej.
1 Comment
“Nie ma sensu znęcać się teraz nad Gikiewiczem”
Tak. Tylko warto mu uświadomić, że pora wziąść się za trenowanie, a nie błyszczenie w mediach.
Niestety to nie jest pierwszy błąd, a Gikiewicz tak naprawdę jest jednym ze słabszych bramkarzy w lidze. Nie wybronił nam żadnego meczu, nie obronił żadnego karnego, nie miał meczu wybitnego. Wpuszcza wszystko co leci trochę dalej od niego, wsadza kolegów na miny kończące się bramkami (bo Alvarez nie był pierwszy) albo czrwonymi kartkami (Hanousek).
Nie, nie znęcajmy się, ale uderzmy w stół i powiedzmy DO ROBOTY Gikiewicz.