Czwarty w tym sezonie mecz na wyjeździe i czwarta porażka Widzewa. Tym razem po fatalnych błędach, m.in. bramkarza Veljko Ilicia. Ale zwalanie winy tylko na Serba byłoby niee fair, bo zawiodła cała drużyna.
Ponad 20 tysięcy kibiców Górnika przyszło w niedzielne popołudnie, by obejrzeć wejście ukochanej drużyny na szczyt. Bo w przypadku wygranej z Widzewem Górnik awansowałby na pozycję lidera PKO BP Ekstraklasy. Chyba żaden z fanów zabrzańskiej drużyny nie wyobrażał sobie innego scenariusza, tym bardziej że rywal z Łodzi w tym sezonie przegrał wszystkie mecze poza domem. Po raz ostatni z kompletem punktów Widzew wracał do domu w marcu. Wygrana z Piastem Gliwice była zresztą jedynym zwycięstwem na stadionie rywala w całym 2025 roku. A trzeba jeszcze dodać, że zabrzanie nie przegrali z łódzką drużyną 13 kolejnych meczów u siebie.
W Górniku znów nie było narzekającego na uraz łydki Lukasa Podolskiego, natomiast Widzew przyjechał w pełnym składzie. Trener Patryk Czubak miał ból głowy kogo wystawić. W ataku postawił na Sebastiana Bergiera powracającego po dyskwalifikacji za czerwoną kartkę. Pewną niespodzianką była gra od pierwszej minuty Samuela Akere, tym bardziej że Nigeryjczyk zmienił Mariusza Fornalczyka. Defensywnym pomocnikiem znów był za to Szymon Czyż, który w przeszłości zagrał dla Górnika 24 mecze i zdobył 4 gole. Lindon Selahi usiadł na ławce.
Widzewiacy od pierwszej minuty wzięli piłkę i próbowali budować akcje. Problem w tym, że szybko ją tracili, bo razili niedokładnością. Liczba niecelnych podań było momentami większa, niż tych celnych. Gospodarze dostawali więc prezenty i prostymi środkami przedostawali się pod bramkę rywali. Dwa szybkie podania, dośrodkowanie, albo strzał i było naprawdę groźnie. Veljko Ilić raz po raz musiał interweniować. Najpierw Serb obronił strzał z bliska głową Ousamene’a Sowa, a kilka minut później uderzenie zza pola karnego Sondre Lisetha.
I niedługo potem bramkarz Widzew znów odbił piłkę, tym razem po ostrym dośrodkowaniu z prawej strony, ale tym razem trafił w Jarosława Kubickiego. Piłka odbiła się od piłkarza Górnika i wpadła do siatki. Po kwadransie gospodarze prowadzili.
Ten gol jakby przebudził łodzian, bo zaczęli grać lepiej i zamknęli rywali przed ich polem karnym. Wielkiego pecha miał aktywny Juljan Shehu, który popisał się fantastycznym strzałem z dystansu, ale trafił w poprzeczkę. To już drugi mecz z rzędu, w którym piłka zamiast do bramki, trafiła po strzale Albańczyka w jej obramowanie.
Na szczęście w 27. minucie nie było już mowy o pomyłce czy pechu. Po świetnym dodśrodkowaniu Frana Alvareza Shehu strzałem głową pokonał Marcela Łubika.
Zamiast iść za ciosem, widzewiacy oddali jednak pole górnikom i ci szybko ponownie wyszli na prowadzenie. Tym razem nieszczęście przydarzyło się najpierw Steliosowi Andreou, który skiksował, a za chwilę Ricardo Visusowi, który nie zdołał zablokować Lisetha i ten z bliska trafił do bramki.
Gra defensywna Widzewa wyglądała naprawdę źle, bo przecież to była już czwarta świetna szansa zabrzan.
Z przodu wiele lepiej nie było. Liczyć można było tylko na Shehu i Alvareza. W ogóle trudno ogarnąć, jaki był pomysł na grę Widzewa w ofensywie. Strata goniła stratę, a jeszcze irytowały “lagi” na Akere.
Drugą połowę łodzianie zaczęli od dobrej akcji skrzydłowych Akere i Baeny. Strzał tego drugiego odbił jednak bramkarz.
Udało się w 56. minucie. Błąd popełnili obrońcy Górnika, a najsprytniejsi byli Baena i Alvarez. Pierwszy asystował, drugi strzelał i był remis. I jeszcze sporo czasu, by powalczyć o wygraną.
Ale Górnik miał taki sam pomysł, a chęci jakby większe. Zagotowało się pod widzewską bramką w 70. minucie, a w 81. gospodarze niestety wyszli na prowadzenie. Kompletnie zawalil Ilić, który po uderzeniu z daleka Sowa właściwie wbił sobie piłkę do bramki. To był fatalny błąd, jaki bramkarzom nie powinny się zdarzać.
W końcówce Górnik walczył o podwyższenie wyniku, chociaż mogliśmy mieć nadzieję, że to Widzew postawi wszystko na jedną kartę i ruszy do szaleńczego ataku. Tym bardziej że weszli m.in. Mariusz Fornalczyk i Bartłomiej Pawłowski.
Nic z tego. Łodzianie nawet nie zagrozili bramce gospodarzy. Wyglądali na kompletnie bezsilnych. Do domu wracają jak zwykle w tym sezonie i niemal jak zawsze w 2025 roku. Pobici.
Górnik Zabrze – Widzew Łódź 3:2 (2:1)
1:0 – Kubicki 15.
1:1 – Shehu 27.
2:1 – Liseth 36.
2:2 – Alvarez 56.
3:2 – Sow (81.)
Górnik: Łubik – Szcześniak, Janicki (90.+4 Pingot), Josema, Janża – Ambros (46. Goh), Hellebrand, Kubicki – Liseth, Kmet (68. Khlan), Sow (88. Olkowski).
Widzew: Ilić – Andreou (67. Therkildsen), Żyro, Visus, Kozlovsky – Czyż (61. Selahi) – Baena (79. Pawłowski), Alvarez, Shehu, Akere (61. Fornalczyk) – Bergier (46. Zeqiri).
Żółte kartki: Ambros, Josema, Szcześniak, Sow.