Kilka dni temu za jazdę po spożyciu alkoholu zatrzymany został były bramkarz Widzewa. W przeszłości piłkarze łódzkiej drużyny mieli podobne problemy.
W nocy z poniedziałku na wtorek policja w Warszawie zatrzymała do kontroli samochód prowadzony przez Macieja Szczęsnego. To były bramkarz m.in. Legii Warszawa, Polonii Warszawa i Widzewa. Z łódzkim klubem sięgnął po mistrzostwo Polski w 1997 roku (z tymi wymienionymi też był zresztą mistrzem kraju). 56-letni Szczęsny jest dzisiaj komentatorem telewizyjnym. Niedawno gościł na Widzewie z okazji jubileuszu gry łódzkiej drużyny w Lidze Mistrzów.
Niestety, feralnej nocy, Szczęsny był pod wpływem alkoholu. Policja poinformowała, że miał 0,6 promila w wydychanym powietrzu. Były piłkarz tłumaczył, że dzień wcześniej wypił do kolacji dwa piwa, spać położył się około godziny 3, a niedługo później musiał wstać, gdy okazało się, że żona, która jest stewardessą, musi jechać na lotnisko. Szczęsny ją tam wiózł.
Po zatrzymaniu do kontroli i po tym, jak okazało się, że jest po spożyciu alkoholu, były bramkarz stracił prawo jazdy. Usłyszał też zarzut prowadzenia pod wpływem alkoholu. – Jest mi potwornie wstyd – powiedział.
Na szczęście w historii Widzewa podobnych spraw nie było wiele, ale jednak były. W kwietniu 2011 roku skazany za jadę po spożyciu alkoholu został Ugo Ukah, Nigeryjczyk z włoskim paszportem, piłkarz Widzewa. Ukah musiał zapłacić 3 tys. zł grzywny i 430 zł kosztów sądowych. Piłkarz został zatrzymany w listopadzie 2010 roku. Miał wtedy 0,5 promila alkoholu we krwi. Oczywiście stracił też na rok prawo jazdy.
W powyższych zdarzeniach na szczęście nie doszło do tragedii, nikt nie został poszkodowany. Niestety inaczej było w lutym 1980 roku. Właśnie wtedy, na ul. Rzgowskiej w Łodzi, bramkarz Widzewa Stanisław Burzyński potrącił przechodzącego przez ulicę 86-letniego mężczyznę. Ten niedługo potem zmarł. Burzyński nie był trzeźwy. Do tego uciekł z miejsca wypadku. W końcu, goniony przez świadka wypadku, zatrzymał się. W samochodzie, oprócz bramkarza Widzewa, był też inny piłkarz Piotr Gajda. Jak pisał w książce „Wielki Widzew” Marek Wawrzynowski, zakrwawiony Burzyński próbował ubłagać świadka, by nie wzywał milicji, bo wypił dwa piwa i może mieć kłopoty.
Burzyński stanął przed sądem i został skazany za potrącenie ze skutkiem śmiertelnym i ucieczkę z miejsca wypadku. Z więzienia wyszedł dopiero pod koniec 1981 roku. To wydarzenie zahamowało oczywiście jego karierę i najprawdopodobniej złamało życie. W 1991 roku popełnił samobójstwo.