Nowy piłkarz Widzewa tak się zdenerwował pominięciem w składzie na mecz, że ze złości złamał sobie kość śródręcza. Dla mnie pokazał, że po wyleczeniu powinien być wzmocnieniem drużyny.
Widzew cierpi na brak jakości w ofensywie, co pokazał mecz ze Śląskiem Wrocław. Bramkarz jest ostoją, obrońcy grają coraz pewniej, środek pomocy jest mocny, ale w ataku jest słabo. Nie jest to zaskoczeniem, bo po sprzedaniu Jordiego Sancheza konkurencja w pierwszej linii spadła do zera. Owszem, Imad Rondić stara się bardzo, podobnie jak Jakub Sypek czy rywalizujący na lewej stronie Kamil Cybulski i Antoni Klimek. Problem z tym, że żaden z nich nie gwarantuje stabilnego poziomu – zdarzają im się świetne występy, lecz na razie sporadycznie.
Przed sezonem wiadomo było, że chcąc zrobić krok do przodu, Widzew potrzebuje dobrego napastnika. Wybór padł na Hamulicia, który w naszej ekstraklasie wystrzelił niczym wulkan, by po transferze do Francji zgasnąć. Mimo to w klubie zdecydowali się go wypożyczyć, zgadzając się na pokaźną kwotę (ponoć 700 tys. euro) za wykupienie. Ale kto nie ryzykuje, szampana nie pije…
Po mistrzostwie Polski w 1996 roku właściciele Widzewa też zaryzykowali i mimo że zespół nie przegrał meczu w sezonie, ściągnęli kilku klasowych graczy, w tym napastników – Jacka Dembińskiego i Sławomira Majaka, a także Radosława Michalskiego, choć przecież defensywny pomocnik Zbigniew Wyciszkiewicz strzelił aż dziesięć goli.
Dziś Widzewa nie stać na graczy tej klasy, co wyżej wymienieni, dlatego musi ryzykować zatrudniając takiego Hamulicia, który stracił ostatni rok, ale potencjał – o czym przekonał w Stali Mielec – ma duży, a w piłkę grać chyba nie zapomniał. Na razie jednak nie pomoże, bo ze złamaną ręką ciężko grać. Ale wydarzenia sprzed meczu ze Śląskiem pokazały, że Bośniak ma ambicję.
Jestem pewien, że większość zawodników po usłyszeniu, że nie będzie ich w kadrze meczowej, w której – przypomnę – dramatycznie brakuje wartościowych napastników, spuściłaby głowy i pokornie poszła na trybuny. Hamulić bardzo się zdenerwował, a że jest człowiekiem z dużym temperamentem, złość wyładował na drzwiach, które okazały się twardsze niż ręka.
Wielokrotnie rozmawiałem ze słynnymi widzewiakami, tymi, dzięki którym od lat mówi się o “widzewskim charakterze”. Wielka drużyna z lat 70. i 80. została zbudowana z piłkarzy niepokornych i przez to niechcianych w innych klubach. Jestem przekonany, że dziś większość z nich zareagowałaby podobnie. Niektórzy pokłóciliby się z trenerem, bo znam i takie przypadki. Franciszek Smuda po objęciu drużyny powiedział w szatni, że kto nie czuje się na siłach, by walczyć o miejsce, dostanie zgodę na odejście. Znaleźli się tacy i kariery nie zrobili, a półtora roku później Widzew cieszył się z tytułu i zagrał w Lidze Mistrzów. Ci, którzy zostali, nawet jeśli przegrywali rywalizację, mieli ten charakter!
Choć wcześniej miałem wątpliwości, czy transfer Hamulicia jest dobrym ruchem, to teraz uważam, że wychowany w Holandii Bośniak powinien pomóc Widzewowi w zrobieniu tego następnego kroku ku czołówce ekstraklasy. Oczywiście jeśli dostanie szansę i nie będzie musiał czekać kilku miesięcy..
PS. Hamulić ma być gwiazdą zespołu, bo przecież jego potencjał dostrzegli w Tuluzie i zapłacili za niego ponad 2 mln euro. Nawet jeśli jeszcze nie jest w najwyższej formie, powinien dostać szansę, bo jednym zagraniem jest w stanie zmienić losy meczu. Zachowując proporcje: nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że Kylian Mbappe, który kilkanaście dni temu dołączył do zespołu Realu Madryt, nie znalazł się w kadrze na środowy mecz o Superpuchar…