Mariusz Wlazły to ikona polskiej siatkówki. Urodzony w Wieluniu atakujący przez 17 lat związany był z PGE Skrą Bełchatów. Z bełchatowianami zdobył dziewięć mistrzostw Polski, trzy wicemistrzostwa i siedem Pucharów Polski. To jeden z najbardziej utytułowanych zawodników w lidze. Z reprezentacją wygrał mistrzostwa świata. “Kto ma Wlazłego ten ma mistrzostwo” – przyjęło się mówić.
Atakujący nie miał łatwych początków.
– Gdy pierwszy raz na niego popatrzyłem, to przez myśl mi nie przeszło, że ten chudy chłopak będzie tak wspaniałym siatkarzem. Mimo że już wtedy skakał ponad metr w górę, to nie potrafił atakować. Bił jak głową w mur. Miał słaby początek i pewnie dlatego nie chcieliśmy, by grał w podstawowym składzie. Potem jednak zyskał zaufanie całego zespołu i nikt nie wyobrażał sobie składu bez niego. Pomyliłem się, co do niego na początku, ale nie ja jeden. Nawet dzisiaj gdyby zapytać kogoś przypadkowego, czym może zajmować się na co dzień Mariusz, to pewnie niewielu by uwierzyło, że jest jednym z najlepszych atakujących na świecie – wspominał Krzysztof Ignczak, libero reprezentacji, która zdobyla złoty medal mistrzostw świata.
Wlazły niedawno rozegrał pięćsetne spotkanie w PlusLidze. Chociaż już w Terflu Gdańsk, to większość, bo aż 444 mecze dla PGE Skry Bełchatów.
– Biorąc pod uwagę poziom sportowy, niewielką różnicę w finansach, zawsze wybierałem Bełchatów, bo tam mogłem się stabilnie rozwijać. Pracowałem także w Skrze z dobrymi trenerami, każdy z nich wywierał duży wpływ na moją karierę, wiele się od nich nauczyłem. Dobra organizacja klubu w Bełchatowie także powodowała, że nie miałem żadnych powodów do narzekań. Przyznaję, były takie momenty, że byłem już jedną nogą w innych klubach, jednak za każdym razem następowała u mnie racjonalizacja tej decyzji, przerabiałem wszystkie za i przeciw – zostawałem w Bełchatowie – wspomina Wlazły w wywiadzie PlusLigi (całą można przeczytać tutaj).
Ikona polskiej siatkówki nie chce informować kiedy zakończy karierę. Zapowiada jednak, że ma już plany na “życie po życiu sportowca”.
– Nie powiem, że jestem gotowy na ten dzień, broń Boże! Ale w tym sezonie poniekąd wyciszam się już sportowo, by pomóc sobie przepracować ten moment. Z pełną świadomością wiem, jaka jest moja rola w zespole. Pomagam drużynie swoją postawą, służę doświadczeniem i czasami umiejętnościami będąc na boisku. Wiem również, że robię wstęp do tego, żeby być gotowym skończyć, ale jak będzie dalej, to dopiero zobaczymy. Podjąłem też działania, które mają sprawić, że będę miał płynne przejście do innych aktywności. Nie będzie tak, że zostanę z dniem wolnym i zastanawianiem się, co mam robić. Już jestem przygotowany, że zmienię aktywność, ale nie zostanę z niczym. Od dłuższego czasu się do tego szykuję – wyjaśnił Wlazły.
Czytaj także: Dwa punkty zadecydowały o porażce PGE Skry Bełchatów.
Dzień, w którym zakończy karierę, będzie dniem, w którym pewien okres w polskiej siatkówce się skończy. Mamy nadzieję, że zorganizowany zostanie mecz pożegnalny. Może, że Skrą? Dalibyśmy wiele, żeby zobaczyć Wlazłego jeszcze raz w żółto-czarnej koszulce… Warto pamiętać, że żaden zawodnik bełchatowian nie założy już trykotu z numerem “2”. Ten na zawsze zarezerwowany jest dla Wlazłego.