Już w środę 22 listopada oficjalną premierę będzie miało nowe wydanie książki Marka Wawrzynowskiego “Wielki Widzew”. W oczekiwaniu na ten dzień zachęcamy do lektury fragmentu poświęconego jednemu z największych i najgłośniejszych transferów w historii polskiej piłki.
W połowie kwietnia w grze o Bońka pozostały już tylko Roma i Juventus. Klub z Rzymu wydawał się bliższy transferu, tym bardziej że i zawodnik przychylniej patrzył na Wieczne Miasto niż stolicę Piemontu. Co prawda Nils Liedholm, ówczesny szkoleniowiec zespołu, wolał w składzie swojego rodaka Torbjörna Nilssona z IFK Götteborg lub Safeta Sušicia z FK Sarajevo, ale zarząd chciał Bońka. Do Warszawy na negocjacje przyjechał Ettore Viola, syn prezesa klubu. Juventus oddelegował dyrektora sportowego Pietro Giulianiego. Prezydent Giampiero Boniperti przyjechać nie mógł, bo w tym czasie załatwiał transfer Michela Platiniego. Viola i Giuliani zatrzymali się nawet w tym samym hotelu.
Chcieli go mieć przedstawiciele czołowych klubów Europy. Już po starciach z Manchesterem City Zbigniew Boniek mógł trafić do ligi angielskiej.
– Malcolm Allison, nasz trener, był na meczach w Polsce, żeby rozpracować Widzew, i zachwycił się Bońkiem. Chcieliśmy go mieć – mówi Tony Book. Na wstępne negocjacje wysłał Jerzego Bergiera, Polaka z Manchesteru, byłego lekkoatletę Legii Warszawa, dziś uznanego w Anglii sommeliera.
– Kazali mi się zorientować, czy są jakiekolwiek szanse. Od razu odpowiedziałem, że nie ma żadnych, bo „Zibi” miał wtedy 22 lata, a za granicę można było wyjeżdżać po trzydziestce. Dla pewności zadzwoniłem jednak do Jacka Gmocha, który potwierdził, że nie ma takiej możliwości. Podpowiedział, że jeśli szukamy kogoś w tym stylu, to warto wziąć Kazimierza Deynę – opowiada Bergier.
Deyna poszedł do City za 120 tysięcy funtów, a kwotę zapłacono w sprzęcie biurowym.
Przepisy to jedno, ale sam Boniek mówi, że i tak nie poszedłby grać do drużyny z Maine Road.
– Widzew był wówczas lepszy niż City, a mnie interesował wyjazd tylko do najlepszych klubów świata – mówi.
Na zaproszenie Manchesteru United przyjechał z żoną do Anglii, spotkał się z przedstawicielami klubu, zobaczył miasto, zjadł kolację.
– Sexton długo się zastanawiał. Myślę, że trochę się wystraszył – mówi Bergier, który pracował w tym czasie na zlecenie konkurenta City. Boniek jednak zapewnia, że i tak nie miał ochoty wyjeżdżać na Wyspy.
– Pół Anglii o mnie pytało, nie podniecało mnie to – wyjaśnia Boniek.
Nie tylko pół Anglii. Wiadomo, że do Łodzi przyjechał także sam Helenio Herrera, wówczas szkoleniowiec Barcelony, który przy pomocy mówiącego po hiszpańsku polskiego księdza negocjował z Bońkiem transfer, ale nic nie wskórał.
W tym czasie Boniek nie krył fascynacji Włochami. Był tam na urlopie z żoną Wiesławą, z wykształcenia romanistką, i już wówczas dziennikarze miejscowych gazet wypytywali go o ewentualny transfer. Nigdy nie krył, że to właśnie gra na Półwyspie Apenińskim jest dla niego największym wyzwaniem.
Zresztą liczył, że do Juventusu uda mu się przejść wcześniej. W 1979 roku włoski agent piłkarski Gigi Peronace organizował mecz Argentyny z drużyną Reszty Świata. W zespole gwiazd występowało kilku piłkarzy Juventusu, między innymi Marco Tardelli, Antonio Cabrini i Franco Causio oraz już dogadany ze Starą Damą Paolo Rossi. Wszyscy oni, jak zapewniała włoska prasa, byli poruszeni umiejętnościami Polaka. W kilku argentyńskich gazetach Boniek był oceniany jako najlepszy zawodnik meczu. Podobnego zdania był Boniperti, który oglądał spotkanie w telewizji, i – co ważne dla przyszłego transferu – Michel Platini, który mieszkał z Bońkiem w pokoju. Zresztą panowie z miejsca przypadli sobie do gustu. Wówczas transfer Bońka nie doszedł do skutku, bo Juventus miał możliwość ściągnięcia tylko jednego obcokrajowca. W 1980 roku włoska federacja piłkarska po 14 latach przerwy przywróciła możliwość kupowania zawodników z zagranicy, ale tylko po jednym na klub. Juve mogło więc sięgnąć po „Zibiego”, lecz wtedy w Turynie zdecydowano się na Irlandczyka Liama Brady’ego z Arsenalu. Dopiero w 1982 roku federacja zgodziła na dwóch obcokrajowców. Brady musiał odejść, a na jego miejsce wskoczyli Platini i reprezentant Polski.
Oczywiście w 1979 roku barierą mógł być wiek zawodnika. Wówczas Polacy mogli wyjeżdżać z kraju po 30. roku życia. Tyle że za transferem Bońka kryły się pieniądze tak wielkie, że żaden przepis nie był większy od nich. Przecież i w 1982 roku przepisy nie pozwalały wyjeżdżać z Polski tak młodym zawodnikom. Władze poszły na rękę piłkarzom i obniżyły wiek dla chętnych do wyjazdu do 28. roku życia. Bońkowi do spełnienia tego wymogu brakowało jednak wciąż dwóch lat. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że pieniądze z jego transferu trafiły do kieszeni kilku poważnych dygnitarzy partyjnych, którzy podobno śledzili każdy krok rozmów odbywających się w Centralnym Ośrodku Sportu. Tak zasugerował Orest Lenczyk, który po latach rozmawiał na ten temat z Sobolewskim. […]
Po odjęciu wszystkich marż dla różnych instytucji Widzew wziął za Bońka milion dolarów, czyli według oficjalnego kursu 86 milionów złotych. Na czarnym rynku kurs dolara wynosił wówczas od 350 do 500 złotych.
Fragment pochodzi z książki “Wielki Widzew. Historia polskiej drużyny wszech czasów”, która pojawiła się w serii #SQNOriginals i jest dostępna na ⏩ https://bit.ly/lodz-wielki-widzew. Patronem medialnym nowego wydania “Wielkiego Widzewa” jest Łódzki Sport.
JuventusMarek WawrzynowskiSQNSQNOriginalsWidzew ŁódźWielki Widzew