Widzew pokonał Koronę Kielce po golu w doliczonym czasie gry Mato Milosa. Piłkarze i kibice odetchnęli z ulgą, bo mogli mieć wrażenie, że tego dnia nie rywalizują tylko z Koroną, ale też z sędziami. Mecz prowadził Damian Sylwestrzak. To zaledwie 30-letni arbiter z Wrocławia, który nie był szczęśliwy dla Widzewa w tym sezonie. Prowadził dwa mecze łodzian i oba przegrali: z Pogonią Szczecin oraz Lechem Poznań. Teraz Widzew wygrał, ale nie miał łatwo.
Pierwsza kontrowersja miała miejsce w 27. minucie. Wtedy w starciu z bramkarzem upadł Jordi Sanchez. Widać było, że Marcel Zapytowski nie trafił dłońmi w piłkę, tylko w nogi Hiszpana. Nic dziwnego, że Jordi upadł, bo wejście gracza Korony naprawdę było ostre. Wydawało się, że będzie z tego rzut karny, ale sędzia (chyba, tak było to widać w telewizji) przyznał rzut wolny gospodarzom. Tej sytuacji w ogóle nie sprawdzał w monitorze. Nie reagował też VAR. Być może arbitrzy uznali, nie ma mowy o faulu na piłkarzu Widzewa, bo nie mógł osiągnąć korzyści z tej akcji? Ale skąd wtedy rzut wolny dla Korony?
Druga kontrowersja miała miejsce w 36. minucie, kiedy bramkarza Korony pokonał Jordi Sanchez. Hiszpan był sam na sam z Marcelem Zapytowskim po pięknym podaniu od Serafina Szoty. Wydawało się, że wszystko jest w porządku, gospodarze wyglądali już na pogodzonych ze stratą gola, ale uruchomiono VAR i arbitrzy go obsługujący uznali, że Jordi był na spalonym. Sylwestrzak im zawierzył, nie pobiegł nawet do monitora. Na ekranach zobaczyliśmy linię spalonego, którą rzekomo przekroczył Jordi. Ale równie dobrze można tam dostrzec to, że Hiszpan na spalonym nie jest. Absolutnie ta stopklatka niczego nie wyjaśnia.
Poza tym akcja pokazywana była tylko z jednego ujęcia i nie wiadomo na pewno, czy zatrzymano obraz dokładnie w momencie podania Szoty. O tę sytuację kibice pytali na Twitterze Łukasza Rogowskiego, byłego arbitra, który prowadzi profil „Zawód sędzia”. „Linię wyznaczamy od najbardziej wysuniętego punktu. Czy tutaj była stopa, czy bark – trudno powiedzieć” – napisał, bo naprawdę niewiele ta stopklatka wyjaśnia.
Kolejna kontrowersja to rzut karny dla Korony podyktowany w 58. minucie. Zdaniem Sylwestrzaka faulującym był Martin Kreuzriegler, ale na powtórkach absolutnie tego nie widać.
Austriak w ogóle był zaskoczony, bo rywal wyskoczył za jego plecami. Być może ten potknął się o nogę widzewiaka, może upadł przypadkowo, a może wręcz chciał wymusić karnego. A może nawet sam faulował. Arbiter z Wrocławia znów nie chciał obejrzeć powtórek. „Nie czuję tego rzutu karnego. Odnoszę wrażenie, że atakujący jest inicjatorem kontaktu. Dodatkowo ten teatralny upadek. IMO bez faulu” – napisał Rogowski, a wcześniej także: “Jak dla mnie ten rzut karny to tzw. padło/padolino. Oczywiście jest kontakt, ale mam sporą wątpliwość kto był jego inicjatorem. Dodatkowo ten upadek -,- Myślę, że z racji tego kontaktu VAR nie podjął interwencji…”
Trener Janusz Niedźwiedź nie chciał komentować kontrowersyjnych decyzji sędziego. – Nigdy tego nie robiłem i nie będę robił. Mam swoje przemyślenia. Z ławki wygląda to inaczej, inaczej widzą to sędziwie VAR. Zobaczymy to na wideo – powiedział tylko.
W niedzielę te sytuacje na pewno wyjaśni jeszcze w niedzielę Adam Lyczmański, ekspert Canal+ Sport. Oczywiście, jeśli popełniono błędy np. na korzyść Korony, to Widzewowi i tak nikt nie odda gola Jordiego, czy karnego na nim. Najważniejsze, że łódzka drużyna zdobyła gola na wagę trzech punktów. W przypadku bramki Mato Milosa sędzia już nie miał się o co przyczepić.