Uważam, że dla kultury działania klubu i efektywności styl Dróżdża stał się już barierą. Był skuteczny w pierwszym etapie. W kolejnym, gdy chcieliśmy wznieść klub wyżej, zaczął przeszkadzać – mówi Tomasz Stamirowski, większościowy udziałowiec Widzewa.
We wtorek Tomasz Stamirowski opowiedział na konferencji prasowej o powodach rozstania z prezesem Mateuszem Dróżdżem. Później udzielił wywiadu portalowi Weszło. Zapytano go m.in. czy z byłym prezesem rozstał się w dobrych relacjach. – Nie będziemy sobie lukrować. Nasze pożegnanie nie jest jednak kwestią osobistą. Uznałem, że należy podjąć taką decyzję. Pewnie nie będziemy wysyłać sobie kartek na święta, ale nie jest to nic tak wielkiego, żebyśmy nie mogli się przywitać – stwierdził.
Mówił też stylu Dróżdża, np. o jego aktywności na Twitterze. – Żeby oddać Dróżdżowi, co należne: ta współpraca przez pierwszy rok była dobra. Dopiero później zaczęła się chwiać. Jeśli realizujemy swój cel i idziemy tą drogą, rozumiem, że mogą pojawić się pewne napięcia. Nie składam rąk mówiąc: no nie, ten to ma charakter… – powiedział i dodał: – Każdy ma swój styl. Można go akceptować lub nie akceptować. Uważam, że dla kultury działania klubu i efektywności styl Dróżdża stał się już barierą. Był skuteczny w pierwszym etapie. W kolejnym, gdy chcieliśmy wznieść klub wyżej, zaczął przeszkadzać.
W rozmowie z Weszło Stamirowski mówił też min po postawie drużyny, oczekiwaniach, planach na przyszłość, kontaktach z miastem, ośrodek. Było też pytanie o plany transferowe. Szef Widzewa zapewnił, że są na to pieniądze. – Są na wzmocnienia i pozyskanie zawodników. Powinniśmy być konkurencyjni na tle klubów z którymi bezpośrednio konkurujemy. Pamiętajmy, że w drużynie zostaje większość piłkarzy, którzy w rundzie jesiennej grali bardzo ładną piłkę i zajmowali trzecie miejsce w tabeli – stwierdził.
Temat pieniędzy przewija się zresztą przez całą rozmowę. Właściciel klubu mówił też, czego nie chce zrobić, by Widzew miał większy dochód. – Obiektu rozbudować nie sposób, więc jeśli trybuny są wypełnione posiadaczami karnetów, jedynym środkiem na ewentualne zwiększenie przychodów z dnia meczowego jest podniesienie cen. Zawsze będę jednak powtarzał, że moim priorytetem jest pełen stadion. Pewnie więcej zarobilibyśmy, gdybyśmy podwyższyli opłaty za bilety o pięćdziesiąt procent i pogodzili się z siedemdziesięcioprocentową frekwencją, ale dla mnie najwyższą wartością jest ten tłum kibiców. Jesteśmy klubem o korzeniach robotniczych. Nie będziemy odżegnywać się od tradycji, żeby cynicznie maksymalizować zyski – powiedział.
Całą rozmowę można przeczytać tutaj.