– Chciałbym, żeby Widzew skończył wyżej niż w poprzednich latach. Jeśli uda się zahaczyć o europejskie puchary to będzie znaczyć, że mieliśmy sporo szczęścia i w tak krótkim czasie udało nam się złożyć drużynę, która się zgrała – mówił we wtorek na antenie TVP Sport, Robert Dobrzycki, właściciel Widzewa Łódź. Jakie tematy jeszcze poruszył?
Ekstraklasa w ostatnich latach rozwija się w szalonym tempie. Z ligi, z której żartowano nazywając ją “najlepszą” ligą świata, staje się rozgrywkami, które już od przyszłego sezonu będą mieć dwóch przedstawicieli w eliminacjach Ligi Mistrzów. Wyższa frekwencja, rekordowe umowy sponsorskie, głośne transfery. Z tym w ostatnim czasie kojarzy się Ekstraklasa. To też silny wpływ pokaźnych inwestorów, który weszli do polskiej piłki. Robert Dobrzycki, większościowy udziałowiec Widzewa jest jednym z nich. We wtorek był on gościem programu Futbol Totalny na antenie TVP Sport. Prócz niego zaproszeni zostali też Zbigniew Jakubas, właściciel Motoru Lublin, Alex Haditaghi, właściciel Pogoni Szczecin, a także Bogusław Leśniodorski, były współwłaściciel Legii Warszawa. Tematem programu były oczywiście pieniądze w klubach Ekstraklasy i to jak finansowo rośnie nasza liga. Co mówił Dobrzycki?
Wartość zespołu była bardzo niska. Chcieliśmy podnieść poziom i ta inwestycja w zespół była konieczna. Każdy może sobie dorzucić narrację, że przepłacamy, ale musieliśmy zapłacić, żeby osiągnąć więcej niż do tej pory. Taka była idea. Nie od razu się stworzy drużynę, oczekiwania są takie, że wydarzy się to bardzo szybko. Powoli, ale myślę, że nasza drużyna będzie się zgrywać.
Przewidywałem to, że początki będą bardzo trudne, dlatego nie obiecywałem konkretnych miejsc, sukcesów już w pierwszym roku. Ocena mojej pracy po kilku miesiącach jest moim zdaniem przedwczesna. Ja swój biznes prowadzę 20 lat. Ale wiem, że oczekiwania są olbrzymie i ja to rozumiem. Uzbroiłbym się jednak w cierpliwość.
Nie rozumiem trochę tego mówienia o przepalaniu pieniędzy. Chodzi o podnoszenie wartości klubu w dłuższej perspektywie. Jeśli w dłuższym okresie wydane pieniądze przyniosą określoną wartość to dobrze, nawet jeśli ktoś początkowo nazwał to przepalaniem pieniędzy. To też kwestia tego, czy klub stać na to, by myśleć długoterminowo. Nie wszystkie kluby maja taki komfort, by tak myśleć i niektórzy rzeczywiście grają w ruletkę. Jeśli nie wyjdzie w jednym roku, to jest problem. To nazwałbym przepalaniem pieniędzy.
Obserwowaliśmy jak przy trenerze Sopiciu funkcjonuje szatnia, zarówno w poprzednim, jak i w tym sezonie. Ta szatnia nie rokowała, nie tylko na boisku, ale i w środku. Doszliśmy do wniosku, że lepiej tego nie ciągnąć. Liczyliśmy, że z trenerem Czubakiem będzie wyglądać to lepiej. Teraz mamy trenera z doświadczeniem i liczymy, że da nam wiekszą stabilność w dłuższym okresie. Zawsze jest jakieś marzenie, że to wszystko zagra od razu. Marzenie nie jest jednak celem. Największe zmiany są już myślę za nami, ale oczywiście pewne rzeczy wychodzą w praniu. W piłce mocno przywiązujemy się do nazw, tytułów ludzi, którzy pracują na danym stanowisku. W moim biznesie tak nie jest. Chodzi o to, żeby działać wspólnie dla klubu. Podział obowiązków jest jasny wewnątrz. Chciałem mieć silny dział sportowy i uważam, że on teraz właśnie istnieje.
Nie traktuję piłki jako biznesu. Mam swój biznes, na którym zarabiam. Kibicuję Widzewowi od lat, planuję w nim być tak długo jak się da. Nie mam założonych żadnych kwot, chcę żeby ten klub rósł, żeby osiągał sukcesy. Traktuje to jako projekt misyjny.
Nie da się tego przewidzieć. Chciałbym, żeby Widzew skończył wyżej niż w poprzednich latach. Jeśli uda się zahaczyć o europejskie puchary to będzie znaczyć, że mieliśmy sporo szczęścia i w tak krótkim czasie udało nam się złożyć drużynę, która się zgrała. To co teraz się dzieję, to są przygotowania pod następny sezon. Oczywiście, marzę o sukcesie już teraz, ale to nie jest moje założenie.