Kto najbardziej zawiódł? Który transfer był najgorszy? Co nie daje o sobie zapomnieć po pierwszym po latach sezonie Widzewa w PKO Ekstraklasie?
Za Widzewem pierwszy po ośmiu latach sezon w ekstraklasie. Drużyna trenera Janusza Niedźwiedzia zakończyła go na 12. miejscu. Cel postawiony przed nią przed sezonem, czyli utrzymanie w elicie, został zrealizowany, ale niedosyt pozostał. Musiał, bo przecież po jesieni zespół był trzeci w tabeli. Wiele rzeczy z ostatnich miesięcy było dobrych i kibice będą je dobrze wspominać. Do tego jeszcze wrócimy. Dzisiaj jednak skupiamy się na tym, co było w minionym sezonie najgorsze. Nie dlatego, że chcemy się czepiać, czy wyciągać złe rzeczy Widzewowi. Tak po prostu było, a to czas na podsumowania. Czas wyciągnąć wnioski i zrobić wszystko, by to co złe już się nie powtórzyło. – Trener ma co poprawić w kolejnym sezonie – mówił przecież niedawno większościowy udziałowiec klubu Tomasz Stamirowski.
Nie da się o niej zapomnieć. To sześć kolejnych porażek w Sercu Łodzi. Stadion Widzewa był kiedyś twierdzą, której kolejni rywale nie potrafili zdobyć. Przyjazd do Łodzi oznaczał kłopoty, tym bardziej, że za gospodarzami zawsze stoją kibice. Na każdym meczu to kilkanaście tysięcy żywiołowo dopingujących fanów. Niejednemu przeciwnikowi nogi trzęsły się na samą myśl, że zaraz wyjdą na murawę Serca Łodzi. Ale to już niestety przeszłość.
Widzew przegrał w całym sezonie aż dziewięć razy i jest to najgorszy wynik spośród wszystkich drużyn PKO Ekstraklasy. Legia nie dała się w Warszawie pokonać ani razu. Zagłębie Lubin, Radomiak i Lecha Gdańsk ośmiokrotnie.
Zespół trenera Niedźwiedzia zakończył rozgrywki serią sześciu przegranych w domu. Nigdy w historii Widzewa coś takiego się nie zdarzyło. Dotychczasowy rekord ligowych porażek u siebie to cztery. Łódzki zespół przegrał kolejno z Wartą Poznań, Lechem Poznań, Stalą Mielec, Piastem Gliwice, Górnikiem Zabrze i Koroną Kielce. Stracił w tych spotkaniach aż 15 goli. Tę serię trzeba przerwać w pierwszym meczu w Sercu Łodzi już w nowym sezonie.
Niestety jest w czym wybierać. Na myśl przychodzą porażki z Górnikiem Zabrze (jesienna), Radomiakiem (obie), Stalą Mielec (wiosenna), Zagłębiem Lubin (wiosenna), czy z Koroną Kielce (wiosenna). Wybieramy te ostatni mecz. Korona, walcząc przecież o utrzymanie, rozbiła Widzew w Sercu Łodzi 3:0 i był to najniższy wymiar kary (goście dwa razy trafiali w poprzeczkę). Łodzianie całkowicie oddali pole gry rywalom, byli wystraszeni i zupełnie bezradni. A przecież kończyli sezon przed własnymi kibicami, po serii pięciu porażek z rzędu w Łodzi. To było fatalne zakończenie fatalnej wiosny.
Też jest w czym wybierać. Szefem defensywy miał być Bożidar Czorbadżijski, który wcześniej grał w Stali Mielec. Bułgar zaczął sezon w pierwszym składzie, ale szybko – po serii błędów i nieudanych występów – usiał na ławce i właściwie nie wstał z niej – poza epizodami – do końca rozgrywek. Trudno stwierdzić, co dalej z Czorbadżijskim. Ma ważny kontrakt, ale klub szuka nowego stopera. Chyba więc nie liczy już na Bułgara, tym bardziej, że w kadrze pozostaje trzech innych środkowym obrońców, a Widzew chce za wszelką cenę ściągnąć kolejnego. Można chyba być pewnym, że gdyby umowa 27-latka kończyła się w czerwcu, to nowej by nie było. Można się tez domyślać, że Bułgar w indywidualnych rozmowach usłyszał od trenera, że może rozglądać się za nowym klubem.
O wiele więcej oczekiwaliśmy po Mato Milosie, bo przecież tak doświadczony piłkarz, z takim CV, powinien dać średniakowi polskiej ligi znacznie więcej. Chorwat – naszym zdaniem – dał Widzewowi za mało. Tak samo, jak sprowadzony już zimą Andrejs Ciganiks, reprezentant Łotwy.
Trener Janusz Niedźwiedź i dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek przekonywali niedawno, że swoje zadania wypełnił Łukasz Zjawiński wypożyczony z Lechii Gdańsk, bo jako młodzieżowiec dał klubowi minuty potrzebne, by wypełnić limit. Nas to zupełnie nie przekonuje. Napastnik ma przede wszystkim strzelać gole, a Zjawiński nie zdobył ani jednego. To go dyskwalifikuje, a przecież szans dostał bardzo dużo, grywał nawet w pierwszym składzie.
Najgorszym transferem był jednak naszym zdaniem Jakub Sypek. Na jego ściągnięcie nalegał prezes Mateusz Dróżdż, który znał go z Zagłębia Lubin. Reklamował go nawet jako jeden z największych talentów akademii tego klubu. Dróżdż z pewnością zna się na wielu rzeczach, w tym np. na prawie, ale lepiej dla Widzewa by było, gdyby potencjał piłkarzy oceniał jednak wtedy ktoś inny. Już jednak za późno. W minionym sezonie Sypek zagrał w 15 meczach i zdobył jednego gola. Na boisku był tylko przez 318 minut, chociaż miał wielki atut, bo był młodzieżowcem. W nowych rozgrywkach już nie będzie, ale ma ważny kontrakt. Ciekawe, co on usłyszał od trenera Niedźwiedzia po ostatnim meczu, a tuż przed urlopem. Trudno sobie wyobrazić, by „jeden z największych talentów Akademii Zagłębia” był mocnym punktem Widzewa w nowym sezonie.
W bramce było dobrze, w obronie różnie, w środku pola Widzew miał Marka Hanouska i m.in. Dominika Kuna, który też zrobił wiele dobrego. W ataku było w kratkę, bardzo dobrze spisywał się Bartłomiej Pawłowski, a swoje momenty mieli Ernest Terpiłowski i Jordi Sanchez. Naszym zdaniem najgorzej było na wahadłach, które przy stylu gry, jaki preferuje trener Niedźwiedź, są niezwykle ważne. Wahadłowy dba o tyły i napędza ataki. W Widzewie było z tym bardzo słabo.
Fabio Nunes, Andrejs Ciganiks, Mato Milos, Paweł Zieliński i Karol Danielak – oni byli tam ustawiani najczęściej. Z tego ostatniego szkoleniowiec zrezygnował po jesieni, chociaż teraz z perspektywy czasu mamy wątpliwości, czy on był najsłabszy z tej grupy. O Chorwacie i Łotyszu już było, chociaż trzeba jeszcze dodać, że popełnili sporo błędów w obronie (Ciganiks ze Stalą Mielec w Łodzi!). A z przodu? Milos zakończył sezon (24 występy) z golem i asystą, Ciganiks (15) z jedną bramką i bez asysty. Najlepiej o tym, jak bardzo zawodził Łotysz świadczy fakt, że chociaż w pewnym momencie był jedynym zdrowym lewym wahadłowym, to trener wystawiał tam kogoś innego, np. Dominika Kuna.
Nunes częściej się leczył niż grał, a Zieliński po prostu był tylko solidnym graczem (bez goli i z dwoma asystami). Widzew na nowy sezon nie szuka wahadłowych, a przynamniej się tym nie chwali, chyba że miałby nim być któryś z nowych młodzieżowców. Czy piłkarze, którzy są w kadrze, mogą wejść na wyższy poziom? W planach Niedźwiedzia nie ma raczej zmiany sposobu gry. Poważnie się nad tym zastanawiamy.
Szefowe Widzewa mówili przed sezonem, że liczą na to, że trener będzie stawiał na młodych, tj. wprowadzał graczy z klubowej akademii. Teraz, już po rozgrywkach, znów wspominają o tym, że trzeba odważniej po nich sięgać. Bo wyglądało to bardzo słabo. Owszem, były debiuty, były występy w pierwszej drużynie chłopaków z Akademii Widzewa, ale były to epizody, które nie znaczą zbyt wiele. Trudno napisać, by któryś z młodych piłkarzy zrobił znaczący krok do przodu. Pewnym usprawiedliwieniem trenera może być to, że młodzi z klubowej akademii mogą po prostu być (jeszcze?) za słabi na grę w PKO Ekstraklasie. Ale lata lecą…
Czorbadżijski, Sypek, Zjawiński? Wahadłowi? Na pewno nadawałby się też Patryk Lipski. Ktoś pewnie powie, że Jordi Sanchez, który miał bardzo dobrą jesień, a wiosną zawodził. Ale my stawiamy na Juliusza Letniowskiego. Już chyba mało kto pamięta, że przed sezonem Widzew wykupił go z Lecha Poznań. To miał być ten czas, w którym Letniowski udowodni, że nadaje się do PKO Ekstraklasy, nadaje się na lidera. Oczekiwania były spore, zawód ogromny, bo Letniowski nie dał rady. Nie można napisać, że nie miał zaufania trenera, że nie dostał szans, że nie dopisywało mu zdrowie (co w przeszłości mogło być przeszkodą w dobrej grze). 25-latek wystąpił w 31 meczach. Skończył z jedną asystą i jednym golem. W całym sezonie oddał zaledwie 22 strzały z czego tylko sześć było celnych. Najbardziej zapamiętamy jego straty i niecelne podania, po których rywale wyprowadzali kontry, a nawet zdobywali gole. Trudno nam sobie wyobrazić Letniowskiego w kadrze Widzewa na nowy sezon. Kontrakt ważny ma.
Historia Jakuba Wrąbla pokazuje, jak jedno pechowe zdarzenie może zdecydować o katastrofie. Wrąbel świetnie spisywał się w bramce Widzewa jesienią ostatniego sezonu w Fortuna 1 Lidze. Bronił jak natchniony. Niestetyu później przyszła bardzo poważna kontuzja, a za nią… Henrich Ravas. Słowak zrobił furorę, pomógł wejść Widzewowi do PKO Ekstraklasy i już w niej bronił tak dobrze, jak Wrąbel poprzedniej jesieni. Po tym sezonie w klubie zdecydowali, że postawią na Ravasa. Wrąblowi kończy się kontrakt i nie zostanie przedłużony. Szkoda, ale co innego mieli zrobić w Widzewie?
Wybrał ją już za nas Tomasz Stamirowski. „Nawet w przypadku przegrania wszystkich meczów, trener Niedźwiedź nie straci pracy” – powiedział w kwietniu prezes Mateusz Dróżdż, a szkoleniowiec chyba wziął sobie to za bardzo do serca, bo z późniejszych siedmiu spotkań Widzew przegrał sześć.
Na podium na pewno znajdzie się też miejsce nie tyle na wypowiedź byłego prezesa, co jego tweet. Przed meczem z Legią Dróżdż napisał, że brakuje już tylko punktu do utrzymania. Widzew zdobył go w Warszawie, a utrzymania jednak nie było. Drużyna zapewniła je sobie dopiero dziewięć meczów później w Legnicy! Obie wypowiedzi nie pasowały do charakteru Widzewa, który zawsze słynął z ambicji. A do tego, takie słowa szefa na pewno nie motywowały do lepszej pracy i gry. Nigdy nie powinny paść.
Łazienkowska, stadion Legii. Jest 2:2. Widzew ma ostatnią akcję, piłkę ma Kristoffer Normann Hansen, jeśli poda do Marka Hanouska, to tak jak przed laty, może być 3:2 dla łodzian. Ale Norweg nie podaje, strzela, bramkarz Legii broni. Koniec meczu. Jest remis. To dobry wynik, ale mógłby być lepszy. Taka jest piłka.
Wypuszczenie Kacpra Karaska. Widzew wypożyczył młodzieżowca przed sezonem do Bruk-Bet Termaliki Nieciecza i to jeszcze nie była taka zła decyzja, chociaż zważywszy na to, jacy młodzieżowcy byli w kadrze Widzewa, to może jednak nie najlepsza. Gorzej, że łódzki klub zgodził się na wpisanie do umowy prawa pierwokupu. Karasek zaliczył (zalicza, bo Bruk-Bet zagra w finale barażów) naprawdę dobry sezon, więc Bruk-Bet chętnie z opcji skorzystał. Widzew zarobił na tym 300-350 tysięcy złotych plus bonus za kolejny transfer, ale czy to taka wielka kwota, która “zabezpiecza interes klubu”?
Karasek to piłkarz wyskautowany przez Widzew w trzecioligowej Unii Skierniewice i umiejętnie wprowadzany do drużyny. Do czasu jednak. Ewidentnie szefom klubu, członkom pionu sportowego i trenerom zabrakło cierpliwości. Teraz brakuje im też młodzieżowców.
1 Comment
Chodzą słuchy,że Karasek niezależnie od tego czy Nieciecza awansuje do Ekstraklasy,czy też nie,na pewno w niej zagra…Transfer tego zawodnika via Widzew do innego ligowego rywala,kładzie się wielkim cieniem na pracy i profesjonalnej wiedzy łódzkich trenerów i działaczy…Piłkarsko to my oszlifowaliśmy Karaska,a całą śmietankę spije teraz ktoś inny.Ta sama historia jest z Czubakiem,który został teraz królem strzelców 1 ligi,a został od nas wypuszczony za free,pomimo ważnego kontraktu…Czy Wy naprawdę wiecie,ile pogubiliście pieniędzy za sprawą tych piłkarzy? Czy zdajecie sobie sprawę z tego,ile kasy straciliście nie dokonując w zimie dwóch-trzech jakościowych transferów? Według moich obliczeń straciliście na tym wszystkim ok.10-11 milionów złotych,których nie da się już teraz uzupełnić w nowym budżecie.Ponadto wyrzućcie trenera,który nie widzi swoich błędów i na siłę szuka ich u innych.Nawet jeśli miał on zbyt wąski skład,to powinien ostro stawać okoniem i nie godzić się na grę minimalnym skałdem.Zwiększenie obecnej kadry,jest bezwzględną koniecznością,bo obie ostatnie rundy wiosenne dowodzą,że w okolicy kwietnia drużyna “siada” kondycyjnie,mentalnie i jakościowo,bo zawodnicy są już przemęczeni trwającym sezonem i eksploatowaniem tego wąskiego składu,ponad stan.Musicie teraz mocno sypnąć kasą na transfery,bo do ligi wejdą mocni beniaminkowie,którzy ograją nasz obecny zespół,jak tylko będą chcieli i zepną nas tam,skąd oni teraz przyszli…