Za nami inauguracyjna kolejka Ekstraklasy i 1. Ligi. Pierwsze mecze sezonu zawsze obarczone są dużą niepewnością, litry potu wylane w okresie przygotowawczym nie gwarantują rezultatu i efektów ciężkiej pracy nikt nie jest pewny. Pamiętam sezony, gdy wygrywaliśmy wszystkie sparingi z dużo silniejszymi zespołami, do startu ligi podchodziliśmy pewni siebie, a pierwszy mecz obnażał nagle i zaskakująco naszą słabość. Bywało też odwrotnie: zmęczeni harówką i bez świeżości dostawaliśmy niemiłosierne lania w sparingach i nagle kilka dni później ni stąd, ni z owąd, z polotem i luzem ogrywaliśmy pierwszego rywala w lidze.
Jeżeli do tej niepewności na początku ligi dodamy jeszcze zmianę poziomu rozgrywek, awans albo spadek, ten niepokój wzrasta. Pojawia się więcej zmiennych i niewiadomych, różnice w poziomie ligi, jakość transferów i tak dalej. Widzew Łódź, Ruch Chorzów i Wisła Kraków. Trzy wielkie firmy wchodzą w sezon w nowych ligach i rolach. Ruch i Widzew w euforii beniaminka, Wisła w depresji spadkowicza.
Krakowianie w całkowicie innym, osłabionym składzie, łodzianie i chorzowianie z wrażeniem wzmocnienia, które zweryfikują pierwsze mecze.
Mówi się o dużych różnicach między poziomami rozgrywek różnych lig, można mnożyć przykłady na poparcie tej tezy, ale i na jej odrzucenie. Choćby świetna postawa w ostatnich latach Rakowa, Radomiaka czy Warty Poznań w ekstraklasie.
To jest klucz do sukcesu, jeśli prawidłowo został zanalizowany sezon, wychwycono słabe punkty składu i trafnie dobrano następców, różnica w poziomie rozgrywek nie powinna odegrać głównej roli.
Tak wygląda teoria, praktyka jednak zazwyczaj pokazuje, że realizacja tego planu jest wyjątkowo trudnym zadaniem. Po pierwszej kolejce Ruch i Wisła zdobyły w meczach u siebie po jednym punkcie, ale obie drużyny w innych nastrojach oceniają tę zdobycz. Ruch z optymizmem, Wisła bardzo nerwowo. Widzew przegrał w Szczecinie po niezłej grze i niewiele brakowało, by także zdobył jeden punkt. W postawie drużyn w tych meczach ewidentnie ukazała się dyspozycja psychiczna wykreowana wynikiem osiągniętym w zakończonym niedawno sezonie. W poczynaniach Ruchu i Widzewa widać było wiarę w osiągnięcie sukcesu, odwagę w poczynaniach boiskowych, Wisła pokazała głównie strach i tremę, spotęgowane dodatkowo nowym środowiskiem gry i całkowicie przebudowanym składem.
Pierwsza kolejka o niczym nie przesądza, nie warto wyrokować, stawiać pewnych tez. To tylko pierwszy krok na nowej ścieżce, ale na pewno trzeba go bardzo uważnie przez lupę obserwować i analizować. Na reakcje sztabu szkoleniowego nie ma dużo czasu, a jej brak spowoduje tylko pogłębienie problemu drużyny.
W przekroju całego sezonu wygrywa ten, kto szybciej i trafniej reaguje w każdej płaszczyźnie funkcjonowania klubu, a pierwszym sprawdzianem są ruchy transferowe. Czas pokaże, czy kluby skomplikowały czy też ułatwiły sobie życie sportowe doborem nowych twarzy do kadry zespołu. Okno transferowe jeszcze jest otwarte, jeszcze jest nadzieja i szansa na wzmocnienia. Kto ją wykorzysta? Zaniechania nie będzie można naprawić co najmniej przez pół roku.
Franciszek Smuda mówił, że potrafi ocenić potencjał zawodnika po tym, jak wchodzi po schodach. Mam nadzieję, że podobnie przenikliwy wzrok mają też pracownicy odpowiedzialni za transfery.
ekstraklasaFranciszek SmudaŁapą o sporciepiłka nożnaTomasz ŁapińskiWidzew Łódź