To był kolejny bardzo przeciętny mecz ŁKS-u, zwłaszcza w ofensywie. Bezbarwna gra przyniosła jednak tym razem trzy punkty. Wszystko dzięki rzutowi karnemu, który na bramkę zamienił Antonio Dominguez.
Po powrocie do zdrowia Marka Kozioła do bramki ŁKS-u znów wróciła pewność i spokój, zwłaszcza w rozegraniu piłki. Na minus należy zapisać golkiperowi ŁKS-u błąd przy piąstkowaniu piłki, który nie pociągnął jednak za sobą poważnych konsekwencji. Nie miał zbyt wiele pracy, GKS Katowice oddał tylko jeden celny strzał.
W początkowej fazie spotkania jeden z najlepszych piłkarzy ŁKS-u. Był aktywny, przez prawe skrzydło, na którym operował przechodziła większość akcji ofensywnych biało-czerwono-białych. Nie zaniedbywał obowiązków obronnych – w 15. minucie fenomenalnie przerwał groźnie wyglądającą kontrę GKS-u. W kolejnych minutach nie był jednak już tak widoczny.
Stworzył dzisiaj duet stoperów ze swoim kolegą z juniorskiej drużyny ŁKS-u, Oskarem Koprowskim (obaj rocznik 1999). Z początku nie wyglądał zbyt pewnie: był spóźniony, jego charakterystyczne krzyżowe podania w niemal wszystkich przypadkach nie dochodziły do adresatów. W drugiej połowie przyczynił się do tego, że ŁKS dowiózł do końca jednobramkowe prowadzenie; zebrał zasłużone oklaski, gdy w końcówce zablokował groźny strzał gości. On i Koprowski nie mieli jednak aż tak wiele pracy, bo jego koledzy z pomocy i ataku dość długo udanie utrzymywali grę z dala od pola karnego biało-czerwono-białych.
Z jednej strony często mylił się przy wyprowadzaniu piłki, i to pomimo tego, że nie próbował aż tak nieszablonowych rozwiązań jak Sobociński, z drugiej jednak jak zwykle imponował walecznością i nieustępliwością. To nie był najlepsze spotkanie Koprowskiego w tym sezonie. Najważniejsze jest jednak to, że ŁKS kończy mecz z czystym kontem.
Nie był aż tak przebojowy jak Bąkowicz, ale również angażował się w akcje ofensywne, szukał gry.
Kapitan ŁKS-u wypadł dziś blado. Popełniał sporo błędów: tracił piłkę, zagrywał niedokładnie. Zszedł z boiska już w 60. minucie.
Chciał brać na siebie ciężar gry, szukał gry na jeden kontakt, jednak zagrał poniżej poziomu, do którego nas przyzwyczaił, nie potrafił wywrzeć na grę zespołu takiego wpływu jak zazwyczaj. Nie zawiódł jednak w kluczowym momencie meczu – pewnie wykorzystał jedenastkę i zapewnił ŁKS-owi trzy punkty.
To wciąż nie jest taki Ricardinho na jakiego czekamy. Zagrał w drugiej linii, ustawiony nieco bliżej własnego pola karnego niż zwykle, ale nie wyglądał dziś w tej roli najlepiej, dość długo był niewidoczny.
Nie błyszczał tak jak zazwyczaj, stać go na zdecydowanie więcej. Zwrócił uwagę dwoma niecelnymi strzałami z rzutów w wolnych i zupełnie niepotrzebną kartką po ostrym wejściu w 46. minucie. To był przeciętny mecz ŁKS-u w ofensywie i przeciętny mecz Pirula.
Przez większość pierwszej połowy był niewidoczny, nie potrafił dojść do sytuacji strzeleckich. W drugiej części meczu nie wyglądało to lepiej, jednak to właśnie po przerwie miał okazję, dzięki której mógł wyprowadzić ŁKS na prowadzenie. Wychodził do świetnej sytuacji sam na sam, jednak uderzył słabo, wprost w bramkarza.
Jeden ze słabszych elementów ofensywy ŁKS-u, z jego rajdów niewiele wynikało. Jeden z nielicznych graczy ŁKS-u, którzy w pierwszej połowie prezentowali się lepiej niż w drugiej.
Wszedł w miejsce Maksymiliana Rozwandowicza. Bezbarwny występ, nie wniósł zbyt wiele do gry ŁKS-u, jednak popełniał mniej błędów niż kapitan biało-czerwono-białych. W 88. minucie jego zderzenie w polu karnym z Oskarem Koprowskim mogło mieć dla gospodarzy fatalne konsekwencje, jednak katowiczanie nie potrafili wykorzystać tego błędu.
Grał za krótko, by go ocenić.
Grał za krótko, by go ocenić.
Grał za krótko, by go ocenić.