Po 12 meczach sezonu Widzew jest na piątym miejscu. Czy to dla pana zaskoczenie?
– Tak, to jest zaskoczenie. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że w Łodzi, na wypełnionym po brzegi stadionie i przy wspaniałym dopingu, Widzewowi będzie trochę łatwiej i że to może być jego atut. Ale nie sądziłem, że będzie tak dobrze. Umówmy się, że Widzew nie przeprowadził transferów, które dawały gwarancję na to, że będzie to zespół z czołówki. W ogóle nie wydawało się, że ma kadrę na to. Postawa łódzkiej drużyny jest więc dla mnie zaskoczeniem.
CZYTAJ TEŻ: To najlepszy Widzew od 25 lat
Powiem panu jednak, że widzę w niej ten słynny charakter. Myślę, że w klubie wpajają ten charakter piłkarzom, chociaż chyba nie tylko o klub chodzi, ale w ogóle o otoczkę Widzewa, o jego kibiców, atmosferę. Tu po prostu trzeba grać z charakterem. Widzewowi nie zawsze udaje się grać ładnie, ale zawsze daje z siebie wszystko. Komentowałem nie tak dawno mecz Widzewa z Cracovią i to było wyczuwalne. No, a już atmosfera, to wiadomo.
Mówi pan o atucie stadionu i kibiców, ale Widzew to najlepiej punktująca drużyna ligi na wyjazdach. To już chyba zaskoczenie?
– Może nie szok, ale rzeczywiście ogromna niespodzianka. Pamiętam mecz w Białymstoku, czyli pierwszy wyjazd w tym sezonie. Wydawało się, że Widzew tego nie udźwignie, że nie da rady. Ale dał i to bardzo dobrze. Na początku może zmylało rywali to, że to beniaminek, nowy zespół w ekstraklasie, że nie trzeba się go bać, dlatego podświadomie gospodarze czuli się zbyt pewnie. A Widzew wszedł do ligi na euforii, z Bartłomiejem Pawłowski, który zaczął wyśmienicie. Wydawało się, że to się za chwilę skończy, że szybko przyjdzie weryfikacja drużyny i poszczególnych piłkarzy, ale to nie przyszło. Poszło to w inną stronę. Dobre mecze, zwycięstwa, zbudowały ten zespół, także mentalnie. I dalej to trwa, bo ta drużyna zobaczyła, że ekstraklasa nie jest taka straszna i dalej robi swoje.
Widzew, nawet gry przegrywał, to był chwalony za swoją grę: odważną i konsekwentną. Też pan to dostrzega?
– Analizowałem kilka razy Widzew i rzeczywiście widać, że gra swoją piłkę. Muszę się przyznać, że mam mieszane uczucia, co do Jordiego Sancheza. Z kolei widzę duży potencjał w Juliuszu Letniowskim. Przypomina mi Kamila Drygasa. Dziwiłem się, gdy były takie mecze, że trener Janusz Niedźwiedź – którego bardzo cenię – zostawiał go na ławce. Miałem poczucie, że nie jest to dobry ruch. Wiem, że on może niektórych irytować, bo sprawia wrażenie jakby był nonszalancki, czasem irytują też jego straty. Ale dla mnie to gracz, który potrafi zagrać otwierające podanie. Nie ma ich teraz może zbyt wiele, ale gdy się bliżej przyjrzeć to od niego zaczynało się wiele bramkowych akcji. On dodaje kolorytu tej drużynie. Takich piłkarzy trochę mi w Widzewie brakuje. Ogólnie łódzka drużyna nie ma może topowych piłkarzy w kadrze, ale jest grupa solidnych zawodników, jak choćby Dominik Kun, który jest sercem środka boiska. Widzew jest jak puzzle: kolejne części do siebie pasują i tworzą całość, która spisuje się dobrze.
Co panu nie pasuje w Jordim Sanchezie?
– Jeden mecz ma dobry, kolejny już gorszy. On w ogóle nie pasuje do obrazu hiszpańskich piłkarzy, bo techniki użytkowej nie ma tak dobrej, jak inni gracze z tego kraju w naszej lidze. Ale nie chciałbym, aby wyszło tak, że się go czepiam. On daje radę, spełnia swoją rolę. Dobrze, że strzela znów gole, bo to jest jego zadanie. W tej formule, w jakiej gra Widzew, on pasuje.
Na antenie pana stacji padło porównanie Widzewa do Rakowa. To „mały Raków” – powiedział jeden z komentatorów. Zgadza się pan z tym?
– Nie chodzi o to, czy się z tym zgadzam. Po prostu mam swoją opinię.
Ja w Widzewie nie dostrzegam Rakowa. Po prostu jest na to za wcześnie. W tej drużynie widać kilka lat pracy trenera Marka Papszuna, a do tego pracy działaczy i duże pieniądze. W Widzewie nie ma tego jeszcze, przede wszystkim ciągłości pracy.
Za cztery lata, jeśli trener Niedźwiedź dalej będzie tu pracował, a w drużynie zostanie grupa piłkarzy, która jest tu teraz, to będzie można oceniać i porównywać Widzew do Rakowa.
Widzew utrzyma tę dobrą serię do końca rundy?
– Trzeba być przygotowanym na to, że przyjdzie kryzys, bo w każdej drużynie przychodzi, na co mamy wiele dowodów. Miała je Legia, miały Lech i Raków. Kluczowe będzie to, jak zespół wychodzi z kryzysu. Przychodzą dwie porażki i remis i nie wiadomo, co z tego dalej wyjdzie. Byłem ciekawy, jak pójdzie Miedzi Legnica, ale tam kryzys się pogłębił. W ogóle w tej lidze wszystko może się zdarzyć. Stal Mielec rozegrała spektakularny mecz z Pogonią Szczecin, a wcześniej przegrała wysoko właśnie z Widzewem. Raków wysoko przegrał z Cracovią, a w następnej kolejce rozbił Legię. Widzew może jednak utrzymać dobrą formę, bo teraz dużą rolę odgrywają już nie umiejętności, a psychika. Jak powiedziałem wcześniej, już wie, że nie ma się czego bać. Ale żeby punktować potrzebne chyba będą przebłyski geniuszu, indywidualne zagrania. Jak ostatnio Iviego Lopeza w meczu z Miedzią. Gdyby nie jego piękne uderzenie z wolnego, to Raków pewnie straciłby punkty z ostatnim zespołem ligi. Ktoś w Widzewie musi błysnąć. Na początku sezonu kimś takim był Pawłowski.
Po 12. kolejkach uformowała się już czołówka i dół tabeli. Tak już może zostać?
– Moim zdaniem na pewno jeszcze wiele się zmieni. Jak wspomniałem, liga jest tak wyrównana, że możesz w jeden weekend wysoko przegrać, a w następny wysoko wygrać. Na pewno będzie ciekawie.