Bartosz Jankowski (Łódzki Sport): Jak to się stało, że został pan pracownikiem Łódzkiego Klubu Sportowego?
Michał Antczak (dyrektor ŁKS-u Łódź): Życie jest pełne niespodzianek i zwrotów sytuacji. W moim przypadku było tak, że w dość trudnym momencie mojej kariery zawodowej otrzymałem zaproszenie od pana Tomasza Salskiego na spotkanie. Byłem tym faktem mile zaskoczony. Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy na temat tego, jak wygląda obecnie ŁKS i w jakim miejscu ma być i dostałem propozycję tego, by wziąć udział w tym projekcie. To był dla mnie zaszczyt, aczkolwiek z uwagi na to, co działo się ostatnio w moim życiu zawodowym i prywatnym, nie było mi łatwo skorzystać z tej oferty. Ostatecznie postanowiłem jednak z niej skorzystać i mam nadzieję, że to okaże się to dobrą decyzją.
Pod kątem organizacyjnym ŁKS faktycznie przeszedł rewolucję. Czy miał pan jakiś wpływ na to, którzy pracownicy odchodzą, a którzy przychodzą do klubu?
Nie. Ja byłem jednym z ostatnich elementów układanki po tych zmianach. O roszadach w ŁKS-ie dowiadywałem się podczas wspomnianych rozmów z panem Tomaszem Salskim. Oficjalnie w klubie pracuję od 1 lipca, więc jestem najnowszym pracownikiem, chociaż wcześniej miałem możliwość przyglądania się działalności klubu.
Pełni pan funkcję dyrektora klubu. Za co jest pan odpowiedzialny w ŁKS-ie?
Jest tego bardzo dużo. Założenie było takie, że dyrektor zarządzający zajmuje się organizacją codziennej pracy klubu.
CZYTAJ TAKŻE >>> Mocne przygotowania ŁKS-u
No właśnie. Okazuje się, że życie w klubie sportowym to nie tylko mecze w weekendy.
Dokładnie tak. Kibice nie widzą tej codziennej, mrówczej pracy. A teraz jesteśmy w ciężkim okresie, bo czerwiec i lipiec są najtrudniejsze w całym roku. Zajmuję się m.in. kwestiami kontaktów z PZPN-em, MOSiR-em, MAKiS-em i wszystkimi podmiotami, które mają cokolwiek wspólnego z naszym klubem, z kierownikiem ds. bezpieczeństwa, policją i innymi służbami. Do tego dochodzi sama organizacja meczu, nad którą pracujemy po kilkanaście godzin dziennie od poniedziałku do piątku. Współpracuję na bieżąco też z prezesem Olszowym, do tego zajmuję się także kontaktami z Pierwszą Ligą Piłkarską, a z czasem chciałbym wesprzeć dział marketingu, bo jest kilka rzeczy, które moim zdaniem dobrze byłoby wprowadzić, by, na przykład, powalczyć o zwiększenie frekwencji na naszych meczach.
Faktycznie sporo tego.
Sporo, dlatego ciężko zmieścić te obowiązki w jakichś ścisłych ramach.
Te minione tygodnie były dla pana niezwykle pracowite, bo do tego wszystkiego dochodzi jeszcze mecz eliminacji Ligi Mistrzów.
Jest to bardzo duże wydarzenie. Taki mecz po raz pierwszy będzie się odbywał na naszym stadionie. Mamy już tutaj grupę pracowników z Dynama Kijów, czyli gospodarza spotkania i rozpoczęliśmy tę współpracę na poważnie. Pracy jest bez liku, bo jednocześnie mamy baczenie na mecz wyjazdowy do Tychów. Chcemy, by w środę było bezpiecznie, zgodnie z surowymi wytycznymi UEFA i kolorowo na trybunach a o emocje muszą postarać się piłkarze tych wielkich klubów.
Opłacało się organizować taki mecz?
Nie mogę zagłębiać się w kwestie finansowe, ale oczywiście nie robimy tego za darmo, tak jak i operator stadionu. Mam nadzieję, że organizacja tego spotkania pomoże ŁKS-owi w płynnym wejściu w nowy sezon. Ten mecz oczywiście przynosi nam też satysfakcję z tego, że możemy działać na takim ciekawym polu. Do tego stadion i samo miasto mają zapewnioną niemałą promocję w Europie. Myślę, że warto poczuć te emocje osobiście i przybyć w środę na al. Unii.
CZYTAJ TAKŻE >>> ŁKS ostatni, ale to (jeszcze) nie powód do zmartwień
ŁKS zakończył już sprzedaż karnetów na sezon i rundę jesienną. Kibice kupili prawie 4,5 tysiąca karnetów. To dużo?
Jeśli chodzi o same karnety, to sprzedaż poszła o tyle dobrze, że pobiliśmy wynik z Ekstraklasy. Jest więc postęp. Myślę, że promocja była właściwa. Przeanalizujemy jeszcze tę całą kampanię i pomyślimy nad tym, co będzie można zrobić lepiej na wiosnę. Teraz musimy skupić się nad tym, by zachęcić do przychodzenia na mecze osoby, które kupują bilety jednorazowe, byśmy tę frekwencję mieli wyższą. Jesteśmy w Fortuna 1 Lidze, która jest dość atrakcyjna, a potencjał w środowisku ŁKS-u jest ogromny, co wiemy chociażby po meczach z końcówki ubiegłego sezonu.
A jak pan skomentuje frekwencję na meczu z GKS-em?
Po meczu otwarcia i derbach wydawało się, że możemy liczyć na więcej. Szczególnie, że ceny karnetów były na tyle atrakcyjne, że na pewno warto byłoby je mieć, zamiast płacić więcej za bilet. Z drugiej strony zdajemy sobie sprawę z okresu wakacyjnego. Na pewno chciałoby się więcej, ale oczywiste jest to, że poza najlepszą pracą marketingu musi nam pomóc w tym pierwszy zespół. Bardzo potrzebne jest zwycięstwo u siebie i radość z pierwszego gola, bo przecież ten w pełni otwarty stadion jeszcze tego nie doświadczył. Wierzę, że im dalej w rundę, tym będzie lepiej pod oboma względami.
Ile czasu potrzeba, by organizacyjnie uporządkować ŁKS?
Uporządkować to może zbyt mocne słowo. Jesteśmy po małej rewolucji kadrowej, więc jak drużyna musimy się „dotrzeć”. Pewne rzeczy zacząłem już naszemu zespołowi szkicować, ale musimy przejść jeszcze przez mecz Dynama z Fenerbahce i wtedy sądzę, że znajdziemy czas, by na spokojnie porozmawiać o zmianach na niektórych polach. Mam swoje pomysły, które sprawdzały się w poprzednim klubie i wiem, że można je wprowadzić w ŁKS-ie. Wsłuchujemy się także w sugestie kibiców i staramy się reagować. Myślę, że pierwszy mecz pod względem organizacyjnym wyglądał dobrze. Duża w tym zasługa ludzi, którzy tu są, bo pracownicy ŁKS-u oddają serce i poświęcają swój czas prywatny dla ŁKS-u. Tak zresztą wygląda praca w klubie, ale to warto docenić.
Gdzie klub ma najpoważniejsze braki?
Chciałbym zdjąć z pracowników niektóre obowiązki, bo wiem, co się dzieje, gdy jest ich nadmiar. A te zadania naprawdę są poważne i ciągle dochodzą nowe. Nie wiem czy to będzie realne w najbliższym czasie, ale chciałbym mieć jeszcze chociaż jednego pracownika więcej, by być zabezpieczonym w przypadku, gdy ktoś nie będzie mógł być w klubie z jakichś ważnych powodów osobistych. Najważniejsze jest to, by te kwestie organizacyjne współgrały z finansowymi, ale to już rola szefów, w której my możemy im pomagać. Potrzebuję jeszcze trochę czasu, by określić jakieś luki.
A dostanie pan ten czas? Podobno na razie jest pan w ŁKS-ie na okres próbny.
Tak się umówiliśmy, że daliśmy sobie czas do końca roku. Może ta runda nie jest za długa, ale na pewno bardzo wymagająca. To trochę jak w przypadku ocen piłkarzy – po pół roku będzie analiza tego, co udało się zrobić, a czego nie i podejmiemy decyzję. Na razie z uwagi na start sezonu i wielość zadań z tym związaną, czas biegnie bardzo szybko.
No tak, ale piłkarze czasami potrzebują pół roku, by dopiero później pokazać pełnię swoich możliwości.
Ja takiego czasu na aklimatyzację nie mam. Tu nie można być „pod formą” ani przez chwilę.
CZYTAJ TAKŻE >>> Nowy sezon, stare problemy. Witamy w ŁKS