ŁKS grał w piątkowy wieczór dobre zawody – Biało-Czerwono-Biali sprawnie operowali piłką i kreowali kolejne ataki, ale pomimo tego długo utrzymywał się bezbramkowy remis. W drugiej połowie wydawało się już, że zwycięstwo im odjeżdża po tym, jak podyktowano przeciwko nim dziewiąty w tym roku rzut karny. Piłkarze Kazimierza Moskala zareagowali na tę sytuację w najlepszy możliwy sposób – pokazali charakter i determinację, dzięki którym odwrócili losy spotkania.
Od początku to ŁKS wyznaczał tempo gry – piłkarze Kazimierza Moskala utrzymywali się przy piłce i sprawnie rozgrywali ataki pozycyjne. Goście nie potrafili odpowiedzieć na taką grę – większość ich akcji przerywana była na wczesnym etapie. Po kilku minutach dość dobrej gry łodzian obraz rywalizacji stał się bardziej wyrównany. Zarówno ŁKS, jak i Podbeskidzie nie potrafiły jednak stworzyć klarownych okazji do otworzenia wyniku.
Pomimo tego ŁKS wciąż dobrze funkcjonował – szczególnie aktywne było lewe skrzydło łódzkiej drużyny, gdzie chętnie podłączający się do ataków Spremo dobrze współpracował z Maciejem Śliwą podbudowanym świetnym występem przeciwko Termalice. Wyróżniał się też Mateusz Kowalczyk, który zanotował kilka odważnych wejść i istotnych przechwytów w środkowej tercji boiska. Łodzianom brakowało jednak zdecydowania, kreatywności i pewności siebie pod bramką rywala, w efekcie czego Wiktor Kaczorowski nie miał zbyt wiele pracy.
Łodzianie sprawdzili czujność młodego golkipera Podbeskidzia w 28. minucie. Świetnie zachował się wówczas ustawiony w tłoku Kowalczyk, który zamiast próbować przebić piłkę przez gąszcz nóg rywali, dograł do mającego przed sobą sporo przestrzeni Śliwy. Były gracz Miedzi Legnica uderzył w róg bramki, ale Kaczorowski popisał się świetnym refleksem i zatrzymał piłkę, co nieliczni fani Podbeskidzia nagrodzili, skandując jego nazwisko.
Raptem minutę później Śliwa ponownie uderzał z obrębu „szesnastki”, ale tym razem jego strzał został zablokowany zanim dofrunął w pole bramkowe. Gorąco przed bramką gości było także w 31. minucie – Pirulo padł wówczas na ziemię po tym, jak poczuł na stopie but Vitelliego. Damian Kos pokazał Hiszpanowi żółtą kartkę za symulowanie, co oznacza, że pomocnik ŁKS-u nie pojedzie z kolegami na rozgrywany na nowym stadionie w Sosnowcu mecz z Zagłębiem. Sędzia z Wejherowa wybroni się jednak z tej decyzji, bo kontakt Pirulo ze stopą Francuza był minimalny.
ŁKS miał więc przewagę nad rywalami pod względem posiadania piłki, wykreowanych ataków i ataków niebezpiecznych (aż 27:7). Ełkaesiakom brakowało jednak najważniejszego – bramek (a także elementu gry niezbędnego do ich zdobycia, czyli celnych strzałów – pomimo ofensywnej gry przez 45 minut piłkarze Kazimierza Moskala tylko raz zmusili Kaczorowskiego do wysiłku).
Grozą powiało tuż przed gwizdkiem na przerwę, gdy Neugebauer runął na murawę po zderzeniu z Marciniakiem. Do gracza Podbeskidzia popędzili nie tylko fizjoterapeuci Podbeskidzia, ale też ratownicy medyczni i (sprintujący w tempie godnym Milana Spremy) klubowy lekarz ŁKS-u. Neugebauer nie mógł stanąć na własnych nogach – opuścił boisko na noszach, oklaskiwany przez fanów obu drużyn, a jego miejsce na boisku zajął Tomasz Jodłowiec.
Ełkaesiacy rozpoczęli drugą połowę od… podwyższenia swoim kibicom ciśnienia – w 48. minucie, za sprawą niefrasobliwego zagrania Milana Spremy przyjezdni znaleźli się w sytuacji dwóch na dwóch. Świetnie zachował się jednak Monsalve, który przerwał akcję gości pewnym wejściem.
Kilkadziesiąt sekund później kibice ŁKS-u złapali się za głowy… po raz dziewiąty w tym sezonie. Wszystko za sprawą rzutu karnego dla rywali, tym razem po zagraniu ręką Pirulo. Kazimierz Moskal tylko machnął ręką, a fani ŁKS-u… cóż, nie kryli się z tym, co myślą o pracy sędziów w ostatnich meczach ich ukochanej drużyny. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Goku i pewnym strzałem w lewy róg wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Bobek rzucił się w przeciwną stronę.
Ta sytuacja nie zdeprymowała Biało-Czerwono-Białych. Wręcz przeciwnie – napędziła piłkarzy do jeszcze bardziej zaciętej gry, a kibiców do jeszcze głośniejszego (tym razem już pozytywnego) dopingu. Ełkaesiacy dopięli swego w 69. minucie, gdy po niebywałym zamieszaniu w polu karnym piłkę do siatki wepchnął z najmniejszej odległości Mateusz Kowalczyk. Sędziowie VAR długo analizowali tę sytuację, ale ostatecznie trafienie uznali.
W końcówce spotkania ełkaesiacy utrzymywali się przy piłce, wyprowadzali koleje ataki i docierali do ofensywnej tercji boiska, ale w tych akcjach – podobnie jak w analogicznym okresie w pierwszej połowie – brakowało konkretów. Ostatnich minut nikt przy al. Unii nie oglądał już na siedząco – Biało-Czerwono-Biali rozgrywali końcówkę przy chóralnym dopingu fanów, a wypełniająca Stadion Króla wrzawa wzmagała się z każdym kolejnym udanym podaniem, dośrodkowaniem, stałym fragmentem gry.
Blisko szczęścia piłkarze Kazimierza Moskala byli w drugiej minucie doliczonego czasu gry, ale Kaczorowski niemal w ostatniej chwili zatrzymał piłkę toczącą się w stronę linii bramkowej. Gdy wydawało się już, że ełkaesiacy drugi raz z rzędu zakończą mecz z niedosytem, stadion im. Władysława Króla wybuchł w euforii. Bramka dla łodzian już po raz drugi w tym spotkaniu padła po wielkim zamieszaniu w „szesnastce” rywali. Tym razem w pierwszoplanowej roli wystąpił Kort – były gracz Wisły Kraków trafił wprawdzie w bramkarza, ale ten odbił piłkę wprost w Julia Rodrigueza, a po kontakcie z hiszpańskim stoperem Podbeskidzia futbolówka wtoczyła się do bramki. W końcówce ełkaesiacy grali z chłodną głową i nie pozwolił odebrać sobie zwycięstwa.
ŁKS-Podbesakidzie Bielsko-Biała 2:1
53. Goku
69. Kowalczyk
90 + 3 Julio Rodriguez (sam.
ŁKS: Bobek – Dankowski, Monsalve, Marciniak, Spremo (81. Kelechukwu) – Mokrzycki, Kowalczyk (90 + 4 Koprowski), Trąbka (81. Kort) – Pirulo, Jurić (59. Janczukowicz), Śliwa (61. Szeliga)
Podbeskidzie: Kaczorowski – Bonifacio, Vitelli, Biliński (78. Milasius), Simonsen, Goku, Misztal, Harthez, Drzazga (78.Scalet), Neugebauer (45 + 4 Jodłowiec), Mikołajewski (909. Rodriguez)