Najwięcej punktów ŁKS traci w końcówkach meczów. Z czego wynika ten problem?
ŁKS, nawet gdy gra dobry mecz, sił, albo zaangażowania starcza mu na 75 minut. Ostatnie kwadranse są dla łodzian zabójcze. I to nie wina Jakuba Dziółki, bo ten sam problem miał Marcin Matysiak i Piotr Stokowiec. Piłkarze ŁKS-u potrafią grać dobrze w piłkę, ale gdy zbliża się końcowy gwizdek sędziego, zapominają o tym. Ile punktów łodzianie stracili w końcówkach?
Już w trzecim meczu za kadencji Stokowca jego podopieczni stracili gola w doliczonym czasie drugiej połowy. Remisowali ze Śląskiem Wrocław, późniejszym wicemistrzem. Wszystko układało się dobrze, aż nagle, nie wiedzieć czemu wprowadzony kilka chwil wcześniej Maciej Śliwa nie pobiegł za Piotrem Samcem Talarem i były widzewiak cieszył się z gola na wagę trzech punktów.
W meczu z Ruchem, ełkaesiacy w pełni kontrolowali spotkanie i szli po upragnione zwycięstwo. Aż nagle w 88 minucie spotkania niefrasobliwość obrońców sprawiła, że z gola cieszył się Przemysław Szur, a ŁKS musiał podzielić się punktami z chorzowianami. Z Koroną tak jak ze Śląskiem. Remis do 90 minuty i piękny gol Danego Trejo na wagę trzech punktów dla kielczan.
Zmienił się trener. Matysiak wprowadził do zespołu sporo entuzjazmu i ambicji, ale stare błędy zostały. ŁKS prowadził z Rakowem do siódmej minuty doliczonego czasu gry. Chyba tylko siłą woli Giannis Papanikolau wepchnął piłkę do łódzkiej bramki. I znowu ŁKS stracił dwa punkty. Był też chlubny wyjątek, bo w spotkaniu z Cracovią, to ełkaesiacy wyrównali na trzy minuty przed końcem. Ale już z Lechem stracili w doliczonym czasie gola na wagę punktu.
Dziółka stara się zmienić łódzką defensywę na lepsze i to widać. Piłkarze we własnym polu karnym podejmują często brawurowe, ale opłacalne decyzje. A i tak nie mogą utrzymać koncentracji przez 90 minut.
Z Arką przegrali, bo pod koniec drugiej połowy, piłka po strzela Kacpra Skóry przeleciała między nogami Adriena Louveau. Zremisowali z Górnikiem Łęczna, bo Damian Warchoł uciekł defensywie ŁKS-u. To problem i to wyraźny. Powtarza się regularnie, a łodzianie tracą punkty.
Być może problem leży w głowach. Piłkarze, gdy mają korzystny wynik, zbyt szybko czują rozluźnienie. Niedobrze, bo ostatnie mecze ŁKS-u, Wisły i Ruchu pokazują, że awansu nie przyznaje się za największą bazę kibiców, najpiękniejszą historię i zasługi dla polskiej piłki. Promocję trzeba wyszarpać od 1 do 90 minuty każdego z 34 meczów. Na razie, łodzianie przez swoją niefrasobliwość są cztery punkty do tyłu…