Do końca pierwszej połowy spotkania w Niecieczy ŁKS grał jeden z najlepszych meczów od dawna. Ełkaesiacy oddali rywalom pole, mądrze się bronili i stwarzali sobie sytuacje do strzelenia bramki. Najpierw zostali jednak skrzywdzeni przez arbitra, który nie uznał prawidłowo zdobytej bramki Domingueza, a później stracili gola w doliczonym czasie gry. W drugiej połowie pozbawionemu 8 graczy ŁKS-owi zabrakło paliwa. Łodzianie walczyli dzielnie i pokazali dojrzały futbol, ale ostatecznie przegrali z Termalicą.
To była jedna z najdziwniejszych wyjściowych jedenastek ŁKS-u w tym sezonie. Łodzianie musieli sobie poradzić bez ośmiu piłkarzy – m.in. Corrala, Sobocińskiego i Pirulo, który prawdopodobnie znalazł się w grupie zawodników zarażonych koronawirusem. Te absencje spowodowały liczne zmiany w składzie ŁKS-u – na szpicy ustawiony został Sajdak, na środek obrony wrócił Rozwandowicz, a jego miejsce na „szóstce” zajął Dragoljub Srnić.
Od pierwszych minut było wyraźnie widać, że jesteśmy świadkami starcia na szczycie tabeli. Oglądaliśmy mecz niezwykle intensywny, prowadzony w bardzo szybkim tempie. Ełkaesiacy grali dużo mniej otwarty futbol niż zazwyczaj, mieli zdecydowanie mniejszy odsetek posiadania piłki, ale znów było po nich widać motywację, koncentrację; do ich gry powróciła niewidziana dawno dynamika.
W mecz nie wszedł najlepiej bramkarz Termaliki, Tomasz Loska. Najpierw mógł napytać biedy swojemu zespołowi nieudolnym wybiciem piłki, a później po strzale z dystansu Dankowskiego odbił piłkę w taki sposób, że Dominguez z łatwością do niej dopadł i skierował do bramki. Radość ełkaesiaków przerwał gwizdek sędziego, który dopatrzył się w tej akcji spalonego. Telewizyjne powtórki pokazały, że nie miał racji.
W 16. minucie Termalica mogła odpowiedzieć na to trafienie. Stefanik groźnie uderzał z obrębu pola karnego, ale jego strzał zablokował klatką piersiową Maksymilian Rozwandowicz. 26-letni piłkarz już wkrótce musiał zachowywać przy każdej interwencji podwójną ostrożność – po jego wejściu z 27. minuty obaj stoperzy ŁKS-u mieli na koncie żółte kartki. Wkrótce dołączyli do nich jeszcze Dankowski oraz Srnić i kibicom ŁKS-u z pewnością stanęły przed oczami przykre wspomnienia z meczów z Puszczą i Miedzią, które ełkaesiacy musieli kończyć w dziesiątkę.
ŁKS był w pierwszej połowie zespołem lepszym. Pomimo mniejszego posiadania piłki (zaledwie 33% – ewenement za pierwszoligowej kadencji Wojciecha Stawowego!) stwarzał sobie groźniejsze sytuacje do strzelenia bramki, a w defensywie grał z zapowiadaną przez Stawowego dyscypliną i dobrą organizacją, umiejętnie neutralizując najgroźniejsze atuty rywala. Ocenę pierwszej połowy całkowicie zmieniła sytuacja z doliczonego czasu gry. Grzybek dośrodkował wówczas z okolic bocznej linii pola karnego, piłkę przypadkowo podbił jeszcze Klimczak, i to podbił tak pechowo, że ta wylądowała wprost na głowie Gergela stojącego trzy metry od bramki łodzian. Słowak nie zmarnował tak wyśmienitej okazji i gospodarze schodzili do szatni z jednobramkowym prowadzeniem.
W drugiej połowie tempo spotkania spadło, oglądaliśmy też coraz więcej przerw w grze. Pierwszą groźniejszą sytuację stworzyli ełkaesiacy. W 59. minucie obrońcy Termaliki zostawili Dominguezowi sporo miejsca przed polem karnym. Hiszpański pomocnik strzelił z dystansu, ale z obroną jego uderzenia znakomicie poradził sobie Loska. W 63. minucie Malarz wybronił z kolei groźny strzał z rzutu wolnego.
Anemiczni w początkowej części drugiej połowy ełkaesiacy obudzili się kwadrans przed końcem meczu. Najpierw, w 74. minucie, ŁKS wyszedł na prowadzenie… w klasyfikacji goli nieuznanych. Dominguez zbiegł do środka pola i uderzył z dystansu, ale jego strzał został zablokowany ręką przez de Amo. Do piłki dobiegł będący na spalonym Sajdak i pokonał Loskę. Sędzia odgwizdał ofsajd, ale nie dopatrzył się zagrania ręką. Jarzębaka ponownie otoczył wianuszek protestujących ełkaesiaków.
Biało-czerwono-biali mieli pretensje do arbitra także w 77. minucie, gdy nie odgwizdał karnego po wejściu de Amo. Chwilę później techniczny, minimalnie niedokładny strzał z dystansu oddał Trąbka, a następnie Kelechukwu znakomicie nabiegł na piłkę przy rzucie rożnym. Jego strzał okazał się jednak niecelny.
To była niestety ostatnia w tym meczu groźna sytuacja ełkaesiaków do strzelenia wyrównującej bramki. Ich rosnący zapał do ofensywnej gry został bowiem brutalnie zdławiony w 86. minucie. Sebastian Jarzębak podyktował wówczas rzut karny po zagraniu ręką Sajdaka. Gergel wykorzystał jedenastkę z zimną krwią, zapewniając swojej ekipie zwycięstwo w hicie Fortuna 1 Ligi oraz powiększenie przewagi nad ŁKS-em do sześciu punktów.
Fot. ŁKS Łódź / Cyfrasport