Jeszcze nigdy w historii Widzew nie był tak międzynarodowy. Trener Patryk Czubak może wystawić skład złożony tylko z obcokrajowców.
W Widzewie jeszcze sezon, dwa temu, wspominali, że chcieliby, aby drużyna miał w sobie widzewskie DNA. Życie potoczyło się jednak inaczej, niekoniecznie z winy szefów klubu.
Widzew nie wychował jeszcze piłkarzy, którzy mogliby grać w pierwszej jedenastce. Może kiedyś w końcu się to uda, chociaż łatwo nie będzie na pewno.
Trudno też jest o sprowadzenie wartościowych Polaków. W tym oknie transferowym chyba, najbardziej szalonym w historii, udało się ściągnąć czterech: Sebastiana Bergiera, Antoniego Klukowskiego, Mariusza Fornalczyka oraz Macieja Kikolskiego. Dwaj pierwsi przyszli za darmo, dwaj pozostali kosztowali 1,8 miliona euro. By ściągnąć Fornalczyka z Korony Kielce, trzeba było pobić klubowy rekord.
Polscy piłkarze w ogóle są bardzo drodzy, ich kluby często żądają kwot z kosmosu. Dlatego dyrektorzy sportowi chętniej sięgają po graczy z zagranicy.
Chociaż oczywiście nie zawsze się tak dzieje. Legia Warszawa sprowadziła przecież Kacpra Urbańskiego, Kamila Piątkowskiego oraz Damiana Szymańskiego, czyli byłych reprezentantów Polski. Trzeba jednak pamiętać, że Legia gra w europejskich pucharach, od lat gra o mistrzostwo i Puchar Polski, wyrobiła sobie markę u piłkarzy. Łatwiej jej skusić znanych zawodników.
Widzew w ekstraklasie jest od niedawna po latach spędzonych w niższych ligach, a wcześniej po upadku. I tak w klubie zrobili wiele, by przekonać kilku piłkarzy do podpisana kontraktu (patrz Andi Zeqiri). Z Mariuszem Stępińskim, Dawidem Kownackim, Michałem Skórasiem i Mateuszem Skrzypczakiem się nie udało, ale można się zakładać, że już wkrótce będzie na odwrót – to piłkarze będą się pchali do Widzewa.
Na razie jednak trzeba szukać za granicą. Mindaugas Nikolicius ściągnął czterech Polaków i aż dziesięciu obcokrajowców. To oznacza, że jedenastka się zmienia, zagraniczni piłkarze wypierają Polaków i trudno się dziwić. W tej chwili w kadrze Widzewa jest aż szesnastu obcokrajowców i czternastu Polaków. Kilku z nich to jednak gracze młodzi, którzy mają minimalne, albo wręcz żadne szanse na grę. Tym bardziej że nie ma już przepisu o młodzieżowcu w dawnej formie. Mowa o Antonim Błockim, Leonie Madeju, Kubie Nawrockim i Kamilu Andrzejkiewiczu.
Zostaje więc dziesięciu Polaków do gry. Odjąć można też Rafała Gikiewicza, którego los wydaje się przesądzony. W tej chwili jest bramkarzem nr 4.
Polaków do gry zostaje więc tylko dziewiątka. Analizując ostatnie mecze, to najbliżej jedenastki są Maciej Kikolski, Mateusz Żyro, Marcel Krajewski i Mariusz Fornalczyk. Potem Szymon Czyż i Bartłomiej Pawłowski. Sebastiana Bergiera na razie nie liczymy, bo pauzuje za kartkę, a Kamil Cybulski ma małe szanse na grę.
Cała pierwsza czwórka ma już jednak poważną konkurencję. Kikolski pewnie w niedzielę z Arką Gdynia zagra, ale Veljko Ilić będzie czyhał na jego błędy. Widzew ściągnął reprezentanta Serbii chyba nie po to, by siedział na ławce. Jego zaskakujący transfer w ogóle daje do myślenia – czy w Widzewie nie byli do końca z Kikolskiego zadowoleni? Na to wygląda.
Żyro też jest na cenzurowanym, popełnia błędy. A przecież klub wydał 1,3 miliona euro na Steliosa Andreou. Cypryjczyk miał ostatnio lekki uraz, ale jeśli będzie zdrowy, to powinien grać. Andreou to przecież jeden z najlepszych obrońców ligi belgijskiej.
Krajewski ostatnio grał (słabo), bo nie miał konkurencji. Teraz po kontuzji wraca Peter Therkildsen i jeśli będzie już gotowy, to zapewne on wróci do jedenastki.
W ostatnim meczu z Lechem z Polaków w jedenastce byli jeszcze Fornalczyk i Pawłowski. Ten pierwszy ma jednak zagraniczną konkurencję w postaci Samuela Akere i Angela Baeny. Drugiemu właśnie przybyło do rywalizacji aż dwóch napastników: Zeqiri i Pape Meissa Ba, a zaraz wróci Bergier. Kapitan ma małe szanse, by znów grać od początku.
Łatwo więc wyobrazić sobie taki skład, jeśli jeszcze nie w niedzielę, to niedługo.
Iliić – Therkildsen, Andreou, Visus, Gallapeni – Shehu, Alvarez, Selahi – Akere, Zeqiri, Baena.
W tym sezonie obcokrajowcy wystawiani do gry stanowią 55,2 procent (dane Transfermarkt), ale można być pewnym, że to się zmieni i zagraniczni piłkarze będą grać jeszcze więcej.
Najbardziej “niepolską” drużyną jest Lechia Gdańsk (80,6 procent) przed Pogonią Szczecin (74,2) i Cracovią (73,5). Z kolei na krajowych zawodników najbardziej stawiają w GKS-ie Katowice, gdzie Polacy stanowią 83,3 procent.
Widzew idzie w drugą stronę, staje się coraz bardziej międzynarodowy. I to już trend w PKO BP Ekstraklasie. W minionym sezonie zagrało aż 263 obcokrajowców, co stanowi prawie połowę wszystkich zawodników.