Tak grający ŁKS aż chce się oglądać. Łodzianie przeciwko Zagłębiu Lubin zaprezentowali się z bardzo dobrej strony, szczególnie w ofensywie. W końcówce, nieporozumienie Arkadiusza Malarza z Tadejem Vidmajerem spowodowało nerwową końcówkę, ale zakończoną happy endem. Zespół z al. Unii wygrał pierwsze ligowe spotkanie w tym roku.
Dwa poprzednie tegoroczne mecze przy al. Unii zakończyły się bezbramkowymi remisami. ŁKS, myśląc realnie o utrzymaniu, musiał w końcu zgarnąć komplet punktów. Co prawda Zagłębie walczy o czołową ósemkę, ale na wyjazdach spisuje się słabiutko. Miedziowi przegrali wszystkie spotkania z zespołami z dołu tabeli. – Dopóki mamy matematyczne szanse na utrzymanie, będziemy walczyć – zapewniał przed środowym pojedynkiem Kazimierz Moskal.
Szkoleniowiec w ataku ponownie postawił na Jakuba Wróbla, który w poprzednich spotkaniach niczym się nie wyróżnił. Do pierwszego składu wrócił Dragoljub Srnić. Zagrał również Maciej Dąbrowski, który w meczu wyjazdowym z Arką Gdynia złamał sobie nos.
ŁKS od początku ruszył na rywala. Łodzianie stworzyli kilka okazji, ale brakowało precyzji. Goście odpowiedzieli strzałem Dejana Drazicia, z którym Arkadiusz Malarz nie miał problemu. W 18. minucie gospodarze objęli prowadzenie. W szesnastce Zagłębia doszło do sporego zamieszania. Jeden z obrońców zdołał wybić piłkę przed pole karne. Srnić nie namyślając się natychmiast uderzył. Do odbitej od słupka piłki „szczupakiem” rzucił się Carlos Gracia Moros i umieścił ją w pustej bramce.
Chwilę później powinno być 2:0 dla gospodarzy. Po zagraniu Wróbla w sytuacji sam na sam z bramkarzem Zagłębia znalazł się Ricardo Guima. Uderzył jednak obok słupka. Łodzianie cały czas przeważali i… stracili bramkę. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Moros tak niefortunnie odbił piłkę nogą, że ta wpadła do siatki, obok zaskoczonego Malarza.
ŁKS nie załamał się i wciąż atakował. W 31. minucie uderzał Antonio Dominguez, a piłkę ręką w polu karnym Zagłębia zatrzymał Jewgienij Baszkirow. Jedenastkę na gola zamienił Dominguez.
Minutę po straceniu gola Miedziowi mogli ponownie wyrównać. Malarz świetnie wybronił uderzenie Saszy Żivca i dobitkę Patryka Szysza. Mecz świetnie się oglądało.
W 37. minucie ŁKS miał kolejną sytuację sam na sam z bramkarzem. Michał Trąbka podał do Guimy, który tym razem trafił w Dominika Hładuna. Kilkanaście sekund później Sasa Balić starł się w polu karnym Zagłębia z Morosem. Arbiter wpierw podyktował rzut karny dla gospodarzy, ale po analizie VAR zmienił decyzję.
Po zmianie stron ŁKS szybko podwyższył na 3:1. Znakomicie w polu karnym Zagłębia zachował się Adam Ratajczyk. Siedemnastolatek posadził na murawie dwóch obrońców i ze spokojem posłał piłkę do bramki obok bezradnego Hładuna. Gdyby tak potrafił zachować się w pierwszej połowie Guima, gospodarze prowadziliby już przynajmniej trzema golami.
Po tym trafieniu gra się wyrównała, dużo było przewinień, mniej widowiskowych akcji. Do poziomu spotkania nie można było mieć jednak większych zastrzeżeń. W 69. minucie ładnym uderzeniem popisał się Tadej Vidmajer, bramkarz Zagłębia był jednak na posterunku. W 73. minucie z dystansu strzelał rezerwowy Maciej Wolski, a piłka o centymetry minęła słupek Zagłębia. Akcja przeniosła się pod bramkę ŁKS. Malarz zderzył się z Vidmajerem, a prezent wykorzystał Bartosz Białek.
Goście w ostatnich minutach starali się doprowadzić do remisu, ale ŁKS również miał swoje okazje. Niezły strzał z dystansu oddał Łukasz Piątek. Arbiter aż o sześć minut przedłużył spotkanie. W doliczonym czasie gry wynik nie uległ zmianie. Łodzianie odnieśli pierwsze w tym roku zwycięstwo. To czwarty mecz ŁKS bez porażki. Jeszcze nie wszystko stracone, choć strata do bezpiecznego miejsca wynosi dziesięć punktów.
ŁKS Łódź – Zagłębie Lubin 3:2 (2:1)
Bramki:
Carlos Gracia Moros 18., Antonio Dominguez 33.-karny, Adam Ratajczyk 55. – Carlos Gracia Moros 29.-samobójcza, Bartosz Białek 74.
ŁKS: Malarz – Bogusz, Moros, Dąbrowski, Vidmajer – Trąbka (68. Wolski), Dominguez (82. Piątek), Srnić, Guima, Ratajczyk – Wróbel (90. Corral).
Fot. Marian Zubrzycki