Widzew przegrał po raz pierwszy od 9 marca. Przy okazji łodzianie zanotowali pierwszą porażkę pod wodzą Zeljko Sopicia.
Ostatnie tygodnie to przy Piłsudskiego okres pełen uśmiechu i optymizmu. To dobrze, bo jeszcze niedawno nastroje w Łodzi były zupełnie inne. Pozytywna atmosfera wokół klubu była jak najbardziej uzasadniona. W końcu zakończyła się saga dotycząca zmian właścicielskich, w RTS-ie doszło też do wyczekiwanych zmian w pionie sportowym, a drużyna nareszcie zaczęła punktować. Same plusy. Jednak jak mówił Stanisław Tym w filmie “Miś” Stanisława Barei, ważne, żeby plusy nie przesłoniły nam minusów.
A te w Widzewie nadal są. Pojawienie się w czerwono-biało-czerwonych szeregach Roberta Dobrzyckiego, Mindaguasa Nikoliciusa i Zeljko Sopicia nie naprawi od razu wszystkich problemów łódzkiego klubu. Efekty pracy dwóch pierwszych panów będziemy mogli wstępnie oceniać za dobre kilka miesięcy. Chorwacki szkoleniowiec będzie podlegać wstępnej ocenie wcześniej, ale póki co jest w Łodzi od trzech spotkań i to nadal nie jest w stu procentach “jego” Widzew. To całkowicie normalne.
O tym jak rozbity był zespół pod wodzą Daniela Myśliwca wie już każdy. Podobnie jak to, że tytaniczną pracę z drużyną wykonał Patryk Czubak, który podniósł drużynę mentalnie. Sopić wszedł do szatni, w której pewne rzeczy zostały wyprostowane, ale każdy wie, że jest w niej jeszcze wiele słabości. Widzewiacy zagrali w Kielcach bez Mateusza Żyry, Marka Hanouska, Juana Ibizy czy Bartłomieja Pawłowskiego. Chorwacki szkoleniowiec musiał się trochę nagłowić nad tym jaki skład wystawić w piątkowy wieczór. Pamiętajmy też, że łodzianie tak naprawdę nie mają napastnika z prawdziwego zdarzenia. Po odejściu Rondicia, ta pozycja nie została odpowiednio zabezpieczona. Wiemy już, że przy Piłsudskiego zakończyła się ̶k̶a̶r̶i̶e̶r̶a̶ przygoda Saida Hamulicia. Hubert Sobol…fajnie strzela, szkoda tylko, że w sparingach. Zostaje Lubomir Tupta, który ewidentnie ma to “coś”, ale nie jest napastnikiem i źle wygląda na tej pozycji.
Łodzianie nie potrafili też złapać swojego rytmu, który widzieliśmy w ostatnich spotkaniach. To ważne, bo w nich czerwono-biało-czerwoni momentami też wyglądali bardzo słabo, ale finalnie zaczynali grać swoje. W Kielcach niestety to się nie wydarzyło. Mamy też wrażenie, że widzewiacy polegli w rywalizacji z Koroną pod względem mentalnym. Dla klubu z województwa świętokrzyskiego, pojedynek z Widzewem to mecz sezonu. Dla łodzian, to mecz jakich wiele. I to było widać na murawie.
Każda porażka boli, ale w tej rundzie łodzianie mieli do zrealizowania tak naprawdę jeden cel. Utrzymać się. To praktycznie udało się zrobić, bo szanse na spadek są już tylko matematyczne. Przed Widzewem jeszcze dużo pracy i mecz w Kielcach dobitnie to pokazał.