

Mogło być tak pięknie… Widzew prowadził, wydawało się, że zakończy tegoroczne granie trzecim zwycięstwem z rzędu. Aż trener Igor Jovićević zrobił zmiany. Wtedy wszystko się posypało. Widzew przegrał z Zagłębiem Lubin 1:2.
Przez większość meczu nie miał wiele strzałów do bronienia, dobrze radził sobie na przedpolu. Wybicia piłki nogą wciąż mogą i powinny być lepsze. Czy mógł wyjść do dośrodkowań, po których padły gole? Chyba było za daleko do piłki, chociaż w przypadku pierwszej bramki ta jednak leciała i leciała. Oczywiście bramkarze klasy światowej pewnie by to zrobili, ale Kikolski to nie Manuel Neuer. Chociaż porażka w Lubinie to na pewno nie jego wina.
Rozgrywał dobre spotkanie. To właśnie od niego i drugiego bocznego obrońcy Samuela Kozlovskiego dwójka widzewskich napastników miała najwięcej dobrych podań. Krajewski dwa razy wyłożył piłkę: najpierw Andiemu Zeqiriemu, a potem Sebastianowi Bergierowi, który zdobył gola. W obronie nic nie zawalił, grał po prostu solidnie.
Wrócił na swoją ulubioną pozycję i to był dobry występ. Chociaż to po jego zagraniu piłka trafiła pod nogi Jesusa Diaza, który zdobył gola dającego Zagłębiu wygraną. Ale to przecież nie był błąd Cypryjczyka, wybijał piłkę instynktownie, nie jego wina, że nikt (Fran Alvarez) nie pilnował rywala.
Nie udało mu się powstrzymać Leonardo Rochy. Żyro nie przypilnował napastnika rywala, gdy ten zdobywał gola. Obrońca Widzewa, zamiast patrzeć na niego, parzył na piłkę. I wiadomo, jak się to skończyło.
Dobry występ. Słowak radził sobie w defensywie i pomagał w ofensywie, o czym jest już wyżej.
Bez fajerwerków, występ po prostu solidny.
Poprawnie, a były momenty, że gra Czyża naprawdę mogła się podobać. To wtedy, gdy nie oddaje piłki do tyłu, tylko stara się coś wykreować. Naprawdę mu wychodzi, więc czemu nie próbuje częściej?
Motor napędowy drużyny, jej lider. Czego najlepszym dowodem jest fakt, że gdy zszedł z powodu zmęczenia i urazu, wszystko się posypało. Albańczyk rządził w środku pola, przytrzymywał piłkę, gdy była taka potrzeba. Kilka razy zagrał dobre długie podania. Znów miał pecha, bo po raz kolejny w tym sezonie trafił w słupek.
Dopóki był na boisku, to wszystko było dobrze. Kapitan znów pomagał w defensywie, starał się oddalać niebezpieczeństwo od swojej bramki. Potem wszedł m.in. Fran Alvarez i to był błąd.
Trudno go ocenić, bo prawda jest taka, że mógł wylecieć po dwóch żółtych kartkach. Może mu się to nawet należało. Ale został i zrobił to, co powinie, czyli zdobył bramkę.. W rundzie strzelił tyle goli, co w całym poprzednim sezonie. Więc ocena może być tylko dobra.
Miał dwie dobre okazje, ale jego strzały były za słabe. Ale starał się, absorbował obrońców, a do tego pomagał w defensywie. To był niezły występ.
Ileż ten chłopak ma pecha… Jak długo jeszcze? W Lubinie mógł zdobyć przepiękną bramkę, ale znów trafił w poprzeczkę. To nie tylko jego wina, ale całego zespołu, że nie został wykorzystany jego potencjał. W końcówce powinien dostawać podania na przetrzymanie piłki, a tymczasem Widzew się cofnął. Efekty znamy.
Wrócił na boisko po przerwie i radził sobie zupełnie przyzwoicie. Solidny występ.
Tragiczna zmiana. Hiszpan zawiódł w ofensywie – fatalne podania (do rywali), fatalny strzał. A w defensywie? To on pozwolił Diazowi na strzał. Alvarez zawalił kompletnie.
Marek Hanousek i Antoni Klukowski grali zbyt krótko, by ich ocenić.