Dlaczego Widzew po reaktywacji w 2015 roku tak wolno wraca do piłkarskiej elity? Przyczyn jest zapewne wiele, ale ważną losy jego byłych trenerów.
Janusz Niedźwiedź jest 12. trenerem, który pracuje w Widzewie po odbudowie. To bardzo dużo jak na sześć lat. W tym czasie drużyna trzykrotnie awansowała. Jak na możliwości finansowe klubu, to chyba jednak za mało. Także styl tych awansów pozostawiał wiele do życzenia. Choć podobno zwycięzców się nie powinno sądzić, jednak nawet te chwile szczęścia bywały zmącone przez słabą postawę. Tak było przy promocji z trzeciej ligi do drugiej i z drugiej do pierwszej, kiedy los ważył się już nawet nie do ostatniego meczu, ale nawet do ostatnich minut meczów z Sokołem w Ostródzie i Zniczem Pruszków w Łodzi.
Witold Obarek, pierwszy trener odrodzonego Widzewa, niestety już nie żyje. Jeszcze w trakcie sezonu zastąpił go Marcin Płuska. Awansował z drużyną do III ligi, jako jedyny w miarę spokojnie, bo jeszcze przed zakończeniem sezonu stało się to jasne. Młody szkoleniowiec, który zaczynając pracę nie miał nawet 30 lat, długo miejsca nie zagrzał. Pożegnał się z zespołem jeszcze w rundzie jesiennej. Następnie pracował w Pelikanie Łowicz, wrócił do Widzewa jako dyrektor sportowy i szef akademii. Na kolejną szansę czekał pół roku. Dostał ją w Pogoni Siedlce, ale samodzielnie prowadził drużynę tylko w jednym spotkaniu. Dłużej był w Hetmanie Zamość, a następnie w rezerwach Miedzi Legnica.
Od lipca znów dostał szansę samodzielnej pracy, w Olimpii Grudziądz, spadkowiczu z drugiej ligi. Jego poprzednikiem był Zbigniew Smółka, trener, który w ostatnim sześcioleciu najkrócej prowadził Widzew, bo latem 2019 roku nie zdążył dotrwać do pierwszego meczu ligowego. Passę ma jednak fatalną, gdyż rok wcześniej spadł z pierwszej ligi z Chojniczanką Chojnicę.
Wracając do Płuski, to widać jednak, że samodzielna praca w Widzewie była dla niego za dużym wyzwaniem. Ma dopiero 33 lata i całą karierę trenerską przed sobą. W Grudziądzu zaczął świetnie, bo w siedmiu kolejkach zdobył 18 punktów. Życzymy powodzenia.
Płuskę zastąpił na krótko Tomasz Muchiński, który później skoncentrował się już tylko na szkoleniu bramkarzy w młodzieżowych reprezentacjach Polski.
W sezonie drugiej połowie sezonu 2016/2017 Widzew przejął Przemysław Cecherz. Drużyna włączyła się się do walki o drugą ligę, ale trener nie poradził sobie z drużyną, w której widać było brak wiary w awans. Wystarczy przypomnieć odpuszczony mecz z Drwęca Nowe Miasto Lubawskie czy zachowawczą taktykę w derbach. Konsekwencja było miejsce za tymi rywalami.
Cecherz po Widzewie też furory nie zrobił, trenując KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Chojniczankę, Wieczystą Kraków i znów KSZO. 48-letni szkoleniowiec po Widzewie nie przekroczył pierwszej ligi.
PRZECZYTAJ TEŻ! Widzew apeluje do biznesu
Po Cecherzu przyszedł Franciszek Smuda, który – jak wiadomo – najlepsze lata w roli trenera ma już sobą i od dłuższego czasu odcina kupony od świetnej kariery. W Widzewie został zwolniony przed ostatnią kolejką, ale zasług w awansie nikt mu nie odbierze. Choć styl był daleki od oczekiwań i nakładów na zespół. Dziś za legendarnym “Franzem” chyba żaden z kibiców nie tęskni, chyba że przyjedzie kurtuazyjnie powspominać dobre czasy. Po wyjeździe z Łodzi Smuda poniósł porażkę w Górniku Łęczna, a dziś prowadzi naszpikowaną reprezentantami Wieczystą Kraków, grającą w IV lidze. W sześciu meczach obecnego sezonu podopieczni Smudy strzelili 38 goli.
Po Smudzie był Radosław Mroczkowski. Może sobie dopisać udział w awansie, choć prowadził Widzew w jednym meczu, lecz do końca sezonu nie dotrwał. Jako jeden z nielicznych w sumie zaliczył awans, bo pracował w pierwszoligowym Zagłębiu Sosnowiec, a obecnie w Resovii Rzeszów, występującej na tym samym poziomie co Widzew.
Trzej kolejni szkoleniowcy Widzewa zniknęli z piłkarskiego rynku, oczywiście w swoim głównym fachu. Jacek Paszulewicz nie awansował do pierwszej ligi i odszedł z łódzkiego klubu. Od połowy 2019 roku nie znalazł się żaden chętny do jego zatrudnienia. Dziś jest prezesem Bałtyku Gdynia (trzecia liga) i trudno przypuszczać, żeby wrócił na trenerską ławkę na wyższym poziomie.
Po Paszulewiczu był krótko Smółka (o nim było wyżej), a następnie Marcin Kaczmarek. Udało mu się awansować do Fortuna 1. Ligi, z naciskiem na “udało się”. A przecież zaczął świetnie, eliminując z Pucharu Polski Śląsk Wrocław i jak równy z równym rywalizując z Legią Warszawa. Im dłużej trwały jednak rozgrywki, tym Widzew grał gorzej, a po przerwie pandemicznej wręcz tragicznie. Gdyby nie fatalna postawa GKS-u Katowice (w piątek zagra na Widzewie), z awansu nic by nie było.
Kaczmarek został odsunięty od funkcji pierwszego trenera, a że kontrakt przedłużył mu się automatycznie, przez rok żył sobie za widzewskie pieniądze nic nie robiąc. Pomógł mu w tym zarząd, zwalniając ze świadczenia pracy i nawet nie negocjując ewentualnego rozwiązania umowy. Prawdopodobnie Kaczmarkowi znudziła się praca w swoim zawodzie, dlatego został komentatorem sportowym. Można usłyszeć go w roli eksperta na meczach Widzewa.
Jakie szanse bukmacherzy dają Widzewowi
Kolejnym trenerem Widzewa był Enkeleid Dobi, ale już po kilku meczach widać było, że to pomyłka. Drużyna nie miała stylu, szkoleniowcowi brakowało konsekwencji i przede wszystkim pomysłu na drużynę. Jego sukcesem było dotrwanie do połowy rundy wiosennej. Dziś Albańczyk jest bez pracy i – jak mówi – analizuje swoją ostatnią przeszłość i szykuje się do kolejnego wyzwania. Ciekawe, czy znajdzie się ktoś, kto da mu szansę, bo epizodu w Widzewie w CV nie wpisze sobie jako sukces.
Następcą Dobiego został jego asystent Marcin Broniszewski. Była to dla niego czwarta taka sytuacja. I kolejna, która zakończyła się niepowodzeniem, więc nie ma w tym przypadku. Z Łodzi przeniósł się do Sosnowca, gdzie został asystentem Kazimierza Moskala. Gdy ten został zwolniony, spodziewano się, jego miejsce zajmie Broniszewski. Władze Zagłębia nie zaryzykowały jednak i byłego szkoleniowca Widzewa też zdymisjonowany.
Podsumujmy: z 11 byłych trenerów Widzewa czterech nie prowadzi dziś żadnego znanego zespołu: Paszulewicz, Smółka, Kaczmarek, Broniszewski; jeden – Mroczkowski – jest w Fortuna 1. Lidze; dwóch – Cecherz i Płuska – w trzeciej lidze, a kolejny – Smuda w czwartej. Żaden nie zrobił więc kariery. Gdy dodamy do tego wielu byłych piłkarzy , mających w Łodzi status gwiazd, którzy bezskutecznie szukają klubów, trudno było oczekiwać awansów i porywającego stylu.
Jest duża szansa, że to się zmieni, a Janusz Niedźwiedź dołączy do Leszka Jezierskiego, Pawła Kowalskiego, Stefana Majewskiego, którzy wprowadzili Widzew do najwyższej klasy. Oby…
Enkeleid DobiFranciszek SmudaMarcin BroniszewskiMarcin KaczmarekWidzew Łódź
1 Comment
Zapomnieliście, że w jednym meczu w IV lidze (Orzeł Nieborów – Widzew) zespół był prowadzony przez Vladimira Bednara. Niby tylko jeden mecz, ale więcej niż Smółka.