ŁKS wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo w nowym sezonie Betclic 1. Ligi. W sobotę ełkaesiacy przegrali w Legnicy z Miedzią i ponownie wracają do Łodzi ze spuszczonymi głowami.
Problemy ełkaesiaków rozpoczęły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Na przedmeczowej rozgrzewce urazu doznał Husein Balić i ostatecznie nie zameldował się na boisku. Austriak awizowany był do wyjściowej jedenastki, więc czasu na reakcję wiele nie było.
Od początku spotkania ŁKS pokazywał, że do Legnicy przyjechał po pełną pulę punktów. Po pierwszym naporze gospodarzy, do śmiałych ataków ruszyli łodzianie i przy odrobinie szczęścia szybko mogli objąć prowadzenie. Najpierw w znakomitej pozycji tuż obron bramki Jędrzej Zając zdecydował się odegrać do pilnowanego Arasy, a kilka chwil później Antoni Młynarczyk wymusił błąd rywala, ale nie zdołał przyjąć piłki w bardzo dobrym położeniu.
Z biegiem czasu inicjatywę coraz bardziej przejmowali legniczanie. Ich ataki potrafiły być groźne, jednak czujnie interweniowała obrona ŁKS-u. Rycerze Wiosny starali się wykorzystywać swoje nieliczne okazje, ale tak jak od początku sezonu zawodziła ich skuteczność.
W 28 minucie znakomitą piłkę za linię defensywy łodzian posłał jeden z obrońców Miedzi. Podaniem uruchomił Krzysztofa Drzazgę, który wbiegł w pole karne i wyłożył piłkę nadbiegającego Wiktorowi Bogaczowi. Młodzieżowiec gospodarzy pokonał Łukasza Bombę, jednak sędzia na początku akcji dopatrzył się pozycji spalonej i trafienia nie uznał.
W ostatnich fragmentach pierwszej połowy obie drużyny miały swoje szanse. Piłka nie zatrzepotała jednak w siatce ani razu.
⏱ 𝗣𝗥𝗭𝗘𝗥𝗪𝗔 | Czekamy na drugą połowę.#MIEŁKS pic.twitter.com/XAVanWbojP
— ŁKS Łódź (@LKS_Lodz) August 10, 2024
Od początku drugiej odsłony obie drużyny wymieniały się boiskową inicjatywą niczym biegacze w sztafecie. Swoje szanse mieli i gospodarze i ełkaesiacy, ale przez długi czas nikt nie mógł znaleźć drogi do siatki. Optycznie, groźniejsza była Miedź.
I o ile defensywa ŁKS-u w wielu akcjach spisywała się bez zarzutu albo dopisywało jej szczęście, tak w ofensywie trudno było doszukać się pozytywów. Łodzianie co prawda próbowali wszystkiego – i wejść w pole karne i wrzutem i uderzeń z dystansu, ale to nie przynosiło efektów. Najbliżej szczęścia był Antonio Majcenić, który huknął z okolic 20 metra i zmusił Wrąbla do instynktownej interwencji.
W 68 minucie gospodarze rozmontowali obronę ŁKS-u. Serią podań na jeden kontakt udało się wyprowadzić Denedikta Mioca na sytuację właściwie sam na sam z Bombą. Pomocnika Miedzi próbowali zatrzymać kolejno Levent Gulen i bramkarz ełkaesiaków, ale jeden i drugi zostali przez Chorwata niemalże ośmieszeni. Mioc po zgubieniu krycia, niepokojony już uderzył w kierunku bramki i otworzył wynik spotkania.
.@MiedzLegnica prowadzi od 68. minuty! 👌
👉 Oglądaj wszystkie mecze na https://t.co/h0mGO3VcHt,
w aplikacji mobilnej lub Smart TV 📺 pic.twitter.com/IM0Od9HYEt— Betclic 1 Liga (@_1liga_) August 10, 2024Reklama
Łodzianie mogli odpowiedzieć w niemalże ekspresowym tempie, jednak strzał Mokrzyckiego z bliskiej odległości odbił się od jednego z zawodników Miedzi i przeleciał obok słupka. Również bity chwilę później rzut rożny nie przyniósł większego zagrożenia pod bramką gospodarzy.
W ostatnich minutach bliżej drugiej bramki tego wieczoru byli gospodarze. Ełkaesiak trzeba oddać, że swoje sytuacje również mieli, jednak standardowo dla siebie marnowali je na potęgę. Gospodarze oszczędzili już Łukasza Bombę i do końcowego gwiazdka nie padła żadna bramka.
ŁKS przegrał więc drugie wyjazdowe spotkanie w tym sezonie i po trzech rozegranych kolejkach ma na swoim koncie zaledwie punkt. Powiedzieć, że to daleki od oczekiwanego początek sezonu, to raczej za mało.
Miedź Legnica – ŁKS Łódź 1:0 (0:0)
Bramki: Mioc 68′
Miedź Legnica: Wrąbel – Kostka, Kwiecień, Grudziński, Hartherz – Chuca (77′ Drygas), Kaczmarski – Podgórski (79′ Antonik), Mioc, Drzazga (85′ Tront) – Bogacz (79′ Mansfeld).
ŁKS Łódź: Bomba – Dankowski, Gulen, Mihaljević, Majcenić – Kupczak, Mokrzycki, Pirulo (90′ Łabędzki) – Zając (64′ Sitek), Arasa, Młynarczyk (73′ Feiertag).