ŁKS wygrał 1:0 ze Stalą Stalowa Wola w debiucie Ryszarda Robakiewicza na ławce trenerskiej. W grze łodzian nie doszło do rewolucji, ale mimo to zaprezentowali się lepiej niż w poprzednich meczach i zasłużenie odnieśli zwycięstwo.
Obecny sezon dla ŁKS-u jest wielkim rozczarowaniem. Łodzianie mieli walczyć o powrót do ekstraklasy, mimo wielu transferów, matematyczne szanse na zajęcia miejsca w strefie barażowej stracił już na pięć kolejek przed końcem. W takich okolicznościach tymczasowym szkoleniowcem ŁKS-u został Ryszard Robakiewicz.
Robakiewicz objął ŁKS w naprawdę trudnej sytuacji. Przejął drużynę rozbitą, apatyczną, której gra posypała się pod każdym względem. Dobrze nie funkcjonowała ani ofensywa, ani defensywa, a zawodnicy wyglądali na zniechęconych. Jakby tego było mało, to trener rozpoczął pracę w czwartek, a już nazajutrz ełkaesiacy mierzyli się w Stalowej Woli ze Stalą. Nowy trener mógł więc w tym czasie przeprowadzić zaledwie dwa treningi. W takiej sytuacji trudno było spodziewać się rewolucji i faktycznie do niej niej doszło, niemniej było kilka zmian zamian zarówno personalnych, jak i w sposobie gry.
Przede wszystkim zaskoczeniem była wyjściowa jedenastka. W bramce zabrakło Aleksandra Bobka, który ostatnio popełniał błąd za błędem, a jego miejsce zajął Łukasz Bomba. Zdziwienie mogła także budzić obecność Leventa Guelena, który zastąpił Krzysztofa Fałowskiego. Poza tym sposób gry ŁKS-u został uproszczony. Ełkaesiacy nie kombinowali, nie starali się wymieniać wielu podań. Ełkaesiacy grali z większym poświęceniem, zaangażowaniem i walecznością, za co chwalił ich nowy szkoleniowiec.
– Gratuluję mojemu zespołowi, który ostatnio miał problemy, więc ten mecz był swego rodzaju spotkaniem na przełamanie. Udało nam się osiągnąć cel, a to jest ważne dla piłkarzy. Mecz do końca był otwarty i emocjonujący. Jestem dumny ze swojego zespołu – ocenił Robakiewicz.
Trafione okazały się także wcześniej wspomniane roszady. Bomba zaprezentował się ze znacznie lepszej strony niż ostatnio Bobek. Co prawda nie miał wielu okazji do wykazania się, ale potrafił popisać się skuteczną interwencją bądź pewnym wyjściem do dośrodkowania, co Bobkowi sprawiało duże kłopoty. Solidne zawody rozegrali też Guelen czy Michał Mokrzycki, który po słabych poprzednich występach strzelił gola na wagę zwycięstwa. Zdecydowanie jednak najlepszym graczem ŁKS-ubył Maksymilian Sitek. Skrzydłowy sprawiał spore kłopoty rywalom dynamiką, szybkością i nieprzewidywalnym dryblingiem, co pokazują statystyki – wygrał dziewięć z 17 pojedynków, a z sześciu prób dryblingu pięć było udanych. Mimo że formalnie nie zanotował asysty przy trafieniu Mokrzyckiego, to gdyby nie jego solowa akcja, to ta bramka by nie padła. Sam Sitek zresztą mógł w pierwszej połowie pokonać bramkarza przeciwnika, ale Miłosz Piekutowski obronił jego uderzenie.
Podsumowując, z pewnością ten mecz, nawet mimo wygranej, nie jest przełomem i nie zmienia ogólnej oceny sezonu, ale pierwszy krok w kierunku poprawy atmosfery wokół zespołu został wykonany. Tak grający ŁKS może nie skradnie serc kibiców, ale wcale nie jest powiedziane, że nie wygra kolejnych spotkań w najbliższym czasie. Nie od dziś bowiem wiadomo, że w 1. lidze kluczem do zwycięstw niekoniecznie jest gra ofensywna i widowiskowa; często wystarcza, żeby była ona nierzucająca się w oczy, ale skuteczna i konsekwentna, czyli taka, jaką ŁKS zaprezentował w piątkowy wieczór.