Widzew upadał! Nie było pieniędzy, odchodzili co lepsi zawodnicy, drużyna nieuchronnie zmierzała w otchłań. Ale był ktoś, kto wierzył, że nie wszystko stracone. Przed meczami tłumaczył, kto w lidze musi wygrać, kto nie powinien, a jak Widzew wygra kilka meczów, to będą europejskie puchary. Tym optymistą – oderwanym od rzeczywistości, jak wtedy żartowaliśmy – był Boguś Kukuć, zmarły 26 września, tuż po konferencji prasowej na stadionie.
Nie piszę Bogusław, bo dla mnie i naszych kolegów zawsze będzie Bogusiem! Legendą Widzewa, tak jak Włodzimierz Smolarek, Ludwik Sobolewski i Franciszek Smuda. Dla Bogusia Widzew był na drugim miejscu, tuż za rodziną, choć czasami miałem wątpliwości, czy nie na równi… Kochał Widzew miłością bezgraniczną i bezwarunkową. Obejrzeliśmy razem setki meczów, ale gdzież mi tam do Bogusia, który był z tym klubem zawsze i wszędzie na dobre i na złe. U Niego nawet jak było źle, to szklanka była zawsze do połowy pełna i szybko znajdował powody do optymizmu.
Został jego symbolem, bo jak pisał przed laty felietonista “Piłki Nożnej”, każde miasto ma swojego Kukucia, gotowego bronić Widzewa nawet w beznadziejnych sytuacjach. Gdy w latach sukcesów padała nazwa Widzew, pierwszym skojarzeniem związanym z mediami był Kukuć.
Poznałem Bogusia w latach 90., gdy drużyna rosła po chudszych latach. Razem byliśmy na setkach meczów, w tym na 33 w sezonie, w którym Widzew zdobył mistrzostwo nie przegrywając ani razu (zabrakło nas tylko w Olsztynie, ale była transmisja telewizyjna z drugiej połowy). Pojechaliśmy do Danii i przeżywaliśmy horror w Brondby. Choć trzy-czwarte naszej wycieczki ostrożnie oceniało szanse, Boguś wierzył. Po powrocie ze stadionu wyciągnął skądś butelkę polskiej wódki, ze słowami: “Mówiłem wam, że przywiozłem coś, żeby uczcić awans”.
Najdziwniejsze zdarzenie przeżyłem z Bogusiem w Madrycie, na meczu z Atletico. Razem z kolegami mieszkaliśmy w okolicy Puerta del Sol, czyli w centrum, a ON razem z drużyną w pobliżu lotniska. Któregoś dnia poszliśmy z kolegą na obiad, weszliśmy do przypadkowego baru. W pewnym momencie otworzyły się drzwi i zobaczyliśmy uradowanego Bogusia Kukucia, wkraczającego ze słowami: “Wiedziałem, że was tu znajdę”. To jedno z niewytłumaczalnych zdarzeń w moim życiu.
Później z klubem było coraz gorzej, ale Boguś Kukuć zawsze był optymistą. Gdy piłkarzy wyrzucano z mieszkań, bo za nie nie płacono, pisał o taktyce i szansach, analizował, kto ma największe szanse na mistrzostwo, a kto spadnie. Trudno było go przekonać, bo rzucał liczbami, statystykami, kończąc swoim nieśmiertelnym: “Takie są fakty”.
Przed każdym meczem pisał, kto powinien zagrać, kto jest najgroźniejszy u rywali i jakie gole najczęściej strzelają. W 2002 roku Andrzej Pawelec, ówczesny właściciel, zrobił prezentację drużyny w swojej posiadłości w Chociszewie. Po krótkiej części oficjalnej kierownik drużyny Tadeusz Gapiński wyjął kartkę papieru, długopis i stwierdził, że skoro jest tutaj trener Dariusz Wdowczyk, to redaktor Kukuć zamiast dzwonić do niego (Gapińskiego) ma okazję zaproponować skład, w jakim zespół powinien zacząć sezon. Boguś potraktował to poważnie, bo dla niego Widzew był zawsze czymś bardzo poważnym, czemu poświęcał najwięcej czasu. I gdy po kilkunastu minutach wróciliśmy ze zwiedzania pola golfowego, Wdowczyk dostał kartkę z jedenastką i ewentualnymi zmianami.
Próbki tej pasji można było oglądać i teraz na konferencjach prasowych, gdy ostrzegał, kto jest groźny ze stałych fragmentów, a kto w ostatnich minutach, jak Wisła Kraków w Pucharze Polski. Ktoś, kto Bogusia nie znał, śmiał się z tego. Byli i tacy, którzy uważali się za lepszych dziennikarzy, domagając się od klubu odebrania akredytacji, bo zajmuje miejsce na trybunie. Żaden łódzki dziennikarz nie zasłużył na miejsce na stadionie Widzewa jak Boguś Kukuć. Szkoda, że takim smutnym momencie, ale dziękuję Jakubowi Dyktyńskiemu, Marcinowi Tarocińskiemu i władzom klubu, że Boguś mógł czuć się na stadionie jak u siebie. Bo to był jego drugi dom.
Kiedyś opisałem z X przykład z Anglii, ojczyzny futbolu. Gdy David Meek, dziennikarz, który przez prawie pół wieku pisał o Manchesterze United, przechodził na emeryturę, informacja o tym otwierała serwisy sportowe BBC, bo odchodziła legenda. Boguś Kukuć był widzewskim Meekiem – temu klubowi poświęcił większość życia. Został jego legendą, jak piłkarze, trenerzy i działacze. Uważam, że zasłużył przynajmniej na tabliczkę z napisem, że “Z tego miejsca oglądał i wspierał Widzew jego największy fan – Bogusław Kukuć”. Niech to zostanie, choć mecze bez żywiołowo reagującego Bogusia nie będą już takie same!