ŁKS był blisko tego, by wyrwać punkty w starciu z liderem Fortuna 1 Ligi. Przez większość meczu legniczanie utrzymywali jednobramkowe prowadzenie i nie brakowało sytuacji, w których ełkaesiacy mogli odmienić losy spotkania. Piłkarzom Marcina Pogorzały zabrakło jednak skuteczności. W efekcie lider wywiózł z al. Unii trzy punkty.
ŁKS nieźle wszedł w mecz. Wspierani głośnym dopingiem ełkaesiacy utrzymywali się przy piłce i całkiem sprawnie nią operowali. Już w siódmej minucie z dynamiczną, dobrze zapowiadającą się szarżą ruszył Trąbka, jednak strzał, którym zakończył swój rajd został zablokowany. Odpowiedź Miedzi była błyskawiczna. Raptem dwie minuty później lewym skrzydłem pomknął Patryk Makuch. Po jego dośrodkowaniu w okolicach dziesiątego metra piłkę zgarnął Maciej Śliwa i pewnym strzałem wyprowadził gości na prowadzenie.
Po zdobyciu bramki Miedź nie spuściła z tonu i w kolejnych kilku minutach wyprowadziła dwa bardzo groźne kontrataki. Pierwszy z nich kapitalnym wślizgiem przerwał Maciej Dąbrowski. Przy drugim fenomenalną interwencją popisał się Marek Kozioł, który z najmniejszej odległości zablokował strzał Makucha. Chwaleni ostatnio za grę defensywną ełkaesiacy doprowadzili do sytuacji, które mogły sprawić, że po kwadransie gry mecz z liderem byłby praktycznie zamknięty.
Przewaga Miedzi utrzymywała się także w kolejnych minutach. Piłkarze Wojciecha Łobodzińskiego pozwalali ełkaesiakom rozgrywać piłkę, co nie przeszkadzało im wcale w tym, by kontrolować przebieg spotkania. Goście byli w swoich atakach szybcy i konkretni. Umiejętnie potrafili też wywierać presję na zawodnikach Marcina Pogorzały, wymuszać na nich błędy i odpowiednio je wykorzystywać.
Do końca pierwszej połowy obraz gry nie uległ zmianie. Przyjezdni stworzyli jeszcze dwie sytuacje, w których od bramki dzieliła ich co najwyżej odrobina szczęścia. W 38. minucie z łatwością rozmontowali obronę ŁKS-u i swobodnie wymieniali podania w polu karnym łodzian. Na koniec tej koronkowej akcji piłka trafiła do Maxime Domingueza, który był ustawiony w okolicach jedenastego metra i miał sporo miejsca do oddania strzału. Szwajcarski pomocnik nie potrafił jednak wykorzystać tej stuprocentowej sytuacji. Chwilę później kibiców ŁKS-u o szybsze bicie serca ponownie przyprawił Makuch, który oddał ostry strzał po ziemi z okolic narożnika pola karnego i zmusił Marka Kozioła do ofiarnej interwencji. Bramkarz ŁKS-u wyszedł z tej konfrontacji zwycięsko. Odrobinę nadziei fanom biało-czerwono-białych mogła dać ostatnia akcja pierwszej części gry – grę ŁKS-u rozruszał wówczas Szeliga, który przebiegł z piłką przy nodze kilkadziesiąt metrów i precyzyjnym krzyżowym podaniem włączył do akcji Pirulo. Strzał zdobywcy dubletu z meczu w Rzeszowie został jednak zablokowany.
Pierwsza połowa była dynamiczna, wiele się w niej działo, ale działo się głównie pod bramką Marka Kozioła. Po gwizdku na przerwę Paweł Drechsler i Michał Zapart pomknęli więc do szatni sprintem szybszym nawet od tego, który w akcji bramkowej zaprezentował Patryk Makuch. Trudno się temu dziwić – sztab ŁKS-u miał co poprawiać przed rozpoczęciem drugiej części gry.
ŁKS dobrze rozpoczął drugą połowę. Łodzianie mieli więcej z gry, potrafili przekuwać posiadanie piłki na sytuacje podbramkowe. Dwa razy okazję do oddania strzału miał Corral. Najpierw hiszpański napastnik szukał szczęścia po dograniu Pirulo, następnie oddał strzał z obrębu pola karnego. Obie próby okazały się jednak nieudane – za pierwszym razem uderzenie Corrala było niecelne, a za drugim piłka po jego strzale pomknęła wprost w bramkarza.
Tempo gry wciąż było wysokie; takie, do jakiego przyzwyczaiły nas zresztą starcia ŁKS-u i Miedzi. Szybko doczekaliśmy się też odpowiedzi gości – najpierw strzał Makucha obronił wyciągnięty jak struna Kozioł (to były świetne zawody bramkarza ŁKS-u), a następnie gorąco zrobiło się po egzekwowanym przez legniczan rzucie rożnym. Wynik wciąż pozostawał jednak bez zmian.
Pomimo sytuacji stwarzanych przez gości ełkaesiacy wciąż prezentowali się lepiej niż w pierwszej połowie. Ich gra była żywsza, prowadzona bliżej bramki strzeżonej przez Pawła Lenarcika. Miedź z kolei nie była już tak groźna jak w pierwszej połowie. W okolicach 65. minuty obserwowaliśmy pierwszy w tym meczu przestój. Zadowoleni z prowadzenia legniczanie nie szukali za wszelką cenę bramki podwyższającej wynik. Napór ełkaesiaków z kolei nieco osłabł; energia, z którą rozpoczęli drugą połowę nie była już widoczna tak, jak jeszcze kilkanaście minut wcześniej.
Na około dziesięć minut przed końcem meczu trybuny stadionu ŁKS-u ponownie ożyły. W 77. minucie oglądaliśmy najlepszą jak dotąd sytuację stworzoną przez ełkaesiaków. Trąbka dograł w pole karne gości piłkę zmierzającą w światło bramki. Na kilka metrów przed bramką delikatnie strącić mógł ją Pirulo, lecz Hiszpan nie dał rady zmylić bramkarza. Za tą akcją poszły dwa kolejne ataki – w 80. minucie na bramkę Lenarcika uderzał Pirulo, a chwilę później dynamiczną akcję przeprowadzili Janczukowicz oraz wyjątkowo aktywny w tej fazie meczu Trąbka. Żaden z nich nie przyniósł jednak upragnionej przez ełkaesiaków bramki. W końcówce gra toczyła się głównie na połowie Miedzi. Goście zachowali jednak czyste konto, a ŁKS zakończył mecz z liderem Fortuna 1 Ligi bez punktów.
ŁKS-Miedź 0:1
9. Śliwa
ŁKS: Kozioł – Bąkowicz, Dąbrowski (60. Koprowski), Monsalve, Szeliga – Kuźma (76. Janczukowicz), Moreno (46. Antonio Dominguez), Pirulo – Trąbka, Corral (67. Radaszkiewicz), Wolski (60. Ricardinho)
Miedź: Lenarcik, Matuszek, Chuca (82. Lehaire), Maxime Dominguez (82. Bahaid), Aurtenetxe, Zapolnik, Mijusković, Śliwa (87. Lewandowski), Makuch (91. Drzazga), Azikiewicz, Gammelby