Widzewowi nie idzie. Giełda nazwisk ruszyła. Ale trener Janusz Niedźwiedź zasłużył na możliwość naprawienia tego, co być może sam popsuł.
Kibice Widzewa przeżyli kolejny wielki zawód. Już trzeci na wiosnę (a były cztery mecze). Drugi w Sercu Łodzi, który przecież jesienią był twierdzą nie do zdobycia. Trudno przestawić się na nową rzeczywistość. Jedni kibice są zdezorientowani, nie rozumieją, co się dzieje. Inni są po prostu wściekli. Rundę wiosenną Widzew naprawdę zaczął fatalnie, bo 4 punkty spośród 12 możliwych do zdobycia, to wynik najgorszych drużyn w Fortuna 1. Lidze.
Nie jest to jednak żadna zadyszka Widzewa, bo przecież w 11 ostatnich meczach w lidze sięgnął tylko po 11 punktów. Jak łatwo policzyć, to średnio jeden punkt na mecz. Żeby pokazać, jak bardzo jest źle, można posłużyć się przykładem Marcina Broniszewskiego, który kończył z czerwono-biało-czerwonymi ostatni, tak bardzo nieudany sezon. Broniszewski w 10 meczach, w których prowadził zespół, miał średnią punktów 1,1. Jeden punkt na mecz (w swoich ośmiu) miał też Jacek Paszulewicz. Janusz Niedźwiedź jest teraz na ich poziomie.
CZYTAJ TEŻ: Jak poważny jest uraz Bartłomieja Pawłowskiego?
Przykre, ale w piłce nożnej, szczególnie gdy gra się o awans, najważniejsze są punkty. Dobry styl jest jak najbardziej mile widziany, ale – co choćby w czwartek powtarzał kapitan Patryk Stępiński – punkty są kluczowe, bo przecież, cyt.: „Rozumiem, że styl jest ważny, ale najważniejsze są punkty. Nikt za pół roku nie będzie pamiętał czy Widzew zremisował w Głogowie po słabej grze, czy po świetnym spotkaniu. Będziemy mieli punkt, który być może w końcowym rozrachunku pozwoli nam być przed innym zespołem w tabeli”.
Stępiński mówił też na konferencji przed meczem z Odrą Opole, że Widzew nie chce zmieniać swojego stylu. A właśnie, to już chyba najwyższy czas, by ten styl zmienić. Już kolejny trener, tym razem Piotr Plewnia z Odry, przyznał, że łódzka drużyna niczym go nie zaskoczyła. A skoro nie idzie od tak dawna, to wypadałoby jednak wymyślić coś, czym rywala się zaskoczy. O to w tym wszystkim chodzi. Niedźwiedź zimą testował różne ustawienia i warianty gry, to chyba zespół jest gotowy do zmian?
Trudno określić, jak Widzew gra, a właściwie jak ma grać. To atak pozycyjny, wyprowadzanie piłki od bramkarza, poprzez środkowego obrońcę i przez drugą linię. To by mogło świetnie działać, i wiosną tak było, gdyby tempo akcji było odpowiednie, gdyby w kluczowym momencie np. środkowy pomocnik podał prostopadle do wchodzącego kolegi (tak było jesienią), gdyby któryś ze środkowych obrońców rzucił piłkę zza plecy obrońców i zaskoczył drugą linię przeciwnika (tak było jesienią). Gdyby któryś ze skrzydłowych, albo wahadłowych, zaryzykował i wszedł odważnie w pole karne z nadzieją, że wygra pojedynek jeden na jeden, albo chociaż da się sfaulować (i to zdarzało się w ubiegłym roku). Tymczasem widzewiacy jednostajne rozgrywają piłkę, w końcu zwykle ją tracą, bo podają niecelnie, albo rywal wybija im ją spod nóg. Akcja za akcją, akcja za akcją, wolno, przewidywalnie, bezradnie, źle. W meczu z Odrą w pierwszej połowie na prostopadłe podanie zdecydował się raz Marek Hanousek i pod bramką od razu było groźnie, chociaż Karol Danielak w tej akcji zawiódł. W drugiej połowie dwa razy dystansu strzelał Kristoffer Hansen i to były najlepsze szanse w tym meczu.
Leżą też stałe fragmenty gry, chociaż czasem można odnieść wrażenie, że widzewiacy mają jakiś pomysł na rozegranie np. rzutu wolnego, że nad tym ćwiczyli, ale w meczu to nie wychodzi i czasem wygląda to aż głupio. To samo z rzutami rożnymi, po których nie ma żadnego zagrożenia. Wszystko nagle nie działa.
Niektóre kadrowe decyzje trenera Janusza Niedźwiedzia też czasem trudno zrozumieć. Wystawienie Przemysława Kity w pierwszym składzie, jako środkowego napastnika, wyglądało trochę tak, jakby trener chciał pokazać kibicom, którzy domagali się Kity, że ten się nie nadaje. Zaskoczeniem było też wejście na boisko Mateusza Michalskiego przed 60. minutą, kiedy na ławce wciąż siedział Patryk Lipski? Po co został sprowadzony, skoro nie był potrzebny w tym momencie? Już chyba lepszy od Michalskiego byłyby Patryk Mucha, który umie uderzyć z dystansu. Co się dzieje z Bartoszem Guzdkiem, Mattią Montinim, Danielem Villanuevą i gdzie jest Kacper Karasek, który nawet nie ma miejsca w kadrze? To odpowiedzialność trenera, że są w tej chwili bezużyteczni dla drużyny. Oczywiście to Niedźwiedź decyduje, kto ma grać i ma do tego prawo. Tyle tylko, że wyniki wskazują na to, że te wybory są złe.
Nie ma sensu już pastwić się nad trenerem za wypowiedzi po meczu. Choćby tę o licznej i żywiołowej publiczności, które plączą nogi piłkarzy. Pewnie dzisiaj, bez emocji, już by tego nie powiedział. Niedawno w telewizji Toya prezes Mateusz Dróżdż mówił o specyficznym, pustym i małym stadionie w Głogowie, który też miał nie pasować. Tam też widzewiacy grali fatalnie. To gdzie czuliby się dobrze? Nie ma sensu szukać wymówek. O tym, że w klubie z al. Piłsudskiego jest duża presja, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Piłkarz, który decyduje się tu przyjść musi to wiedzieć. I wie to trener Niedźwiedź, wie prezes Dróżdż.
Oczywiście, po naprawdę długim już okresie słabej gry Widzewa, pojawiły się głosy o konieczności zwolnienia trenera. Giełda nazwisk ruszyła. Pojawiają się nazwiska Jacka Magiery, Krzysztofa Brede, Radosława Mroczkowskiego. Niedźwiedź, chociaż zapewnia, że nie zagląda do mediów społecznościowych, musi to wiedzieć. Jesienią był niemal noszony na rękach. „Podrzucali, podrzucali, tylko złapać zapomnieli” – mówił kiedyś Michał Probierz, o tym, jak wygląda rzeczywistość trenera. Gdy idzie dobrze, jesteś najlepszy, gdy idzie gorzej, chcą cię zwalniać. I tak rzeczywiście jest. Trener Widzewa teraz jest w dołku. Ważne, by nie zaczynał się w nim urządzać, tylko szukał pomysłu wyjścia na powierzchnię.
Ma teraz przerwę, by naprawdę wstrząsnąć drużyną, coś zmienić, wymyślić coś, co może zaskoczyć rywali, ale nie zaskoczy jego piłkarzy. Teraz na boisku wyglądają na zagubionych, a to nigdy nie zwiastuje niczego dobrego. Widzew wciąż jest drugi, wszystko zależy od niego. Trener Niedźwiedź musi to naprawić, bo po jesieni na to zasłużył. Zwalnianie trenerów w Widzewie w niedalekiej przeszłości, nic nie pomogły, więc to powinno być przestrogą dla szefów klubu. Tym bardziej, że dobrze znają przypadek ŁKS-u, który sezon temu też miał świetną jesień, potem się wzmocnił, ale wiosną była klapa. Nie pomogły kolejne zmiany trenerów. Niedźwiedź powinien dokończyć, co zaczął. A kibice powinni go w tym wspierać. Nerwy są zrozumiałe, ale stawka jest zbyt wysoka, by teraz kierować się emocjami.