Doświadczony pomocnik ponownie na al. Unii 2. Obie strony powinny być zadowolone.
Maksymilian Rozwandowicz po dwóch latach wrócił do ŁKS-u. Piłkarz, który ma na koncie 150 występów w barwach pierwszej drużyny “Rycerzy Wiosny”, ma wzmocnić drugoligowy zespół rezerw łodzian. A jak wyglądał pierwszy pobyt Rozwandowicza w Łódzkim Klubie Sportowym i co może przynieść jego drugie podejście do klubu z al. Unii 2?
Warto zaznaczyć, że były kapitan ŁKS-u pierwsze kroki w swojej piłkarskiej karierze stawiał w… Widzewie. Zawodnikiem RTS-u był w latach 2012-2015. W klubie ze wschodniej strony miasta rozegrał dziewięć meczów w ostatnim przed upadkiem sezonie 2014/15. Rozwandowicz po latach tłumaczył, że do jego transferu do RTS-u doszło, z racji na układ wymian zawodników pomiędzy Włókniarzem Pabianice (w którym wcześniej grał) a Widzewem właśnie. Pomocnik od początku nie chciał trafić do odwiecznego rywala ŁKS-u, ale trener Widzewa bardzo nalegał na te przenosiny, które ostatecznie stały się faktem. Taki obrót spraw nie został jednak pozytywnie odebrany ani przez kibiców, ani przez samego gracza. Fani Widzewa narzekali, że w barwach ich ulubionego klubu gra zadeklarowany ełkaesiak, a piłkarz, gdy tylko zakładał koszulkę RTS-u, to źle się z tym czuł, choć oczywiście starał się zachowywać wszelki profesjonalizm.
Rozwandowicz trafił do trzecioligowego ŁKS-u w styczniu 2017 roku z Chrobrego Głogów i miał pomóc łodzianom w walce o awans na wyższy szczebel rozgrywkowy. Ten transfer doszedł do skutku dzięki wcześniejszej znajomości pomiędzy Rozwandowiczem a Krzysztofem Przytułą, który w Widzewie był asystentem trenera, a potem piastował funkcję dyrektora sportowego w Łódzkim Klubie Sportowym. Przytuła, gdy główny bohater tego tekstu jeszcze grał w RTS-ie, zanotował sobie jego nazwisko i cały czas bacznie obserwował piłkarskie poczynania pomocnika w Chrobrym Głogów. Finalnie, kiedy odejście Rozwandowicza z Głogowa było zasadniczo przesądzone, Przytuła odezwał się do swojego podopiecznego i zaproponował mu możliwość gry w swoim ukochanym klubie. Ten nie zastanawiał się nawet chwili i natychmiastowo przyjął tę ofertę.
Rozwandowicz od początku po trafieniu do ŁKS-u zadomowił się w podstawowym składzie. Na wiosnę 2017 roku rozegrał czternaście meczów, strzelił gola z rzutu karnego na wagę zwycięstwa z ŁKS-em Łomża, a łodzianie uzyskali promocję do drugiej ligi. “Rycerze Wiosny” jako beniaminek awansowali do pierwszej ligi, a Rozwandowicz pięciokrotnie pokonywał bramkarzy rywala. Warto dodać, że za każdym razem, gdy bohater tego tekst trafiał do siatki, łodzianie wygrywali. Kolejny sezon to kolejny awans ŁKS-u (tym razem do ekstraklasy) i aż siedem bramek defensywnego pomocnika w pierwszej lidze. W ekstraklasie zaczął się jednak już systematyczny zjazd formy pomocnika, który z każdym tygodniem prezentował się coraz gorzej. Wydaje się, że punktem przełomowym była czwarta kolejka i spotkanie z Piastem Gliwice (0:1), w którym to 30-latek nie trafił rzutu karnego. Po tym zdarzeniu nie był w stanie się podnieść, co doprowadziło do tego, że przez lwią część rundy wiosennej sezonu 2019/2020 kapitan dwukrotnych mistrzów Polski przesiadywał na ławce rezerwowych. W dwóch kolejnych latach po spadku z ekstraklasy grał co prawda regularnie, ale swoją przeciętną grą idealnie wpasował się w marazm, który dopadł ŁKS w tamtym okresie. Rozwandowicz stał się swego rodzaju symbolem apatycznego Łódzkiego Klubu Sportowego, który przepłaconym składem przez dwa lata nie był w stanie wrócić do elity. Mimo to zdarzyły mu się w biało-czerwono-białych barwach jeszcze dobre momenty – mowa tutaj np. o bramce strzelonej Widzewowi w wygranych przez ŁKS derbach Łodzi (2:0) ze września 2020 roku.
– To był jeden z dwóch najlepszych momentów w ŁKS. Pierwszy to feta po awansie do ekstraklasy, drugi właśnie ta bramka przeciwko Widzewowi – wspominał po czasie bramkę w derbach Łodzi 30-latek.
Niemniej nawet takie pozytywne momenty nie przysłaniały spadku formy, z którą zmagał się były kapitan ŁKS-u. To doprowadziło do tego, że w lipcu 2022 roku zawodnik odszedł z ŁKS-u i trafił do Zagłębia Sosnowiec. Mimo że Janusz Dziedzic cenił Rozwandowicza, to ten swoją piłkarską charakterystyką nie pasował do tego, jak miał grać “nowy”, odmieniony ŁKS.
– Maksymilian ma inne walory, ale uważamy, że w tym momencie potrzebujemy czegoś innego, dlatego się z nim rozstaliśmy. Nasze tyły będą zabezpieczali Ochrończuk, Kuźma i Nowacki. U Meika nie dostrzegłem przekonania, żeby dołączył do zespołu z al. Unii. W pewnym momencie musimy mądrze dysponować finansami, dlatego pomocnik nie jest już w kręgu naszych zainteresowań, chociaż bardzo go cenię – tłumaczył odejście Rozwandowicza ówczesny dyrektor sportowy ŁKS-u.
Podsumowując, Rozwandowicz nie jest i nigdy nie był wirtuozem techniki. Ale jako defensywny pomocnik nie z tego był rozliczany. Na tej pozycji liczą się odbiory i dobra gra w destrukcji, a pod tymi względami Maksymilianowi szło do pewnego momentu w ŁKS-ie nieźle. Co jednak najważniejsze, Rozwandowiczowi nigdy w koszulce z przeplatanką na piersi nie można było zarzucić braku zaangażowania bądź woli walki. Robił wszystko, co tylko potrafił, żeby klub, któremu kibicuje, odnosił korzystne rezultaty. Doceniali to fani, o czym świadczy chociażby to, że gdy Rozwandowicz wrócił na stare śmieci już w barwach Zagłębia Sosnowiec, to został przez nich nagrodzony oklaskami, a od klubu w ramach uznania jego boiskowych zasług otrzymał pamiątkową statuetkę rycerza oraz zdjęcie z jednych z derbów Łodzi, w których piłkarz brał udział (jako kapitan!).
ŁKS pamiętał o swoim byłym kapitanie. Fot. ŁKS Łódź
I o ile Rozwandowicz raczej swojego zaangażowania w pierwszym zespole ŁKS-u już nie pokaże (choć kto wie, patrząc na aktualne problemy kadrowe zespołu), to grając w drugiej drużynie będzie mógł pokazać młodszym, bardziej perspektywicznym graczom, z czym się je występowanie w klubie z al. Unii. Wydaje się więc, że ponowne przenosiny Maksymiliana na stadion Króla powinny wyjść na dobre zarówno klubowi, który potrzebował zachować poziom ełkaesiackiego DNA w klubowych szatniach po odejściach Adama Marciniaka oraz Oskara Koprowskiego, jak i dla samego zawodnika, który wraca do klubu, gdzie czuł się najlepiej w całej swojej dotychczasowej karierze. Niewykluczone zresztą, że gdyby Rozwandowicz sprawdził się w roli mentora młodszych kolegów, to być może zostanie w ŁKS-ie w roli trenera.