– Kiedy będą transfery? – to pytanie najczęściej zadawane przez kibiców Widzewa w mediach społecznościowych.
Spodziewanej przez kibiców ofensywy transferowej nie widać. Owszem, pozyskano kilku zawodników, ale tylko trzech – Paweł Zieliński, Karol Danielak i Juliusz Letniowski – można uznać za wzmocnienia. Pozostali są młodzi i podobno zdolni, ale Fortuna 1. Ligi Widzew z nimi nie zawojuje.
Dlaczego nie ma innych transferów? Nowy właściciel i władze klubu tłumaczą się brakiem czasu. Wymarzony przez kibiców inwestor miał tylko miesiąc na znalezienie wartościowych piłkarzy. Każdy, kto interesuje się futbolem, wie, że czasami taki proces trwa kilka miesięcy. Co prawda poprzedni zarząd zapewniał, że prowadził rozmowy z wartościowymi zawodnikami, zapewne jednak nowa ekipa miała inne preferencje. Widzew nie jest dla piłkarzy pierwszym wyborem, nawet w pierwszej lidze, dlatego – z tego co słychać – rozmowy są bardzo trudne. Kilku graczy wręcz odmówiło przenosin, jak np. Janusz Gol czy Mateusz Żebrowski.
Inna sprawa, że nowy dyrektor sportowy roztaczał przed fanami takie optymistyczne perspektywy, że teraz trudno się dziwić rozczarowaniu.
Widzew dotąd znany był z hojności przy podpisywaniu kontraktów. Potrafił płacić gwieździe ponad 60 tysięcy złotych miesięcznie, a większość zawodników zarabiała ponad 20 tysięcy. Efekt był taki, że drużyna była słaba, ale przepłacona, bo nawet przeciętniacy dostawali krocie. Po zamianie właściciela ma być inaczej, co podkreśla Tomasz Stamirowski.
Ale trudno jest teraz przekonać dobrych zawodników do podpisania umowy za 25 tysięcy, gdy wiedzą oni, że wcześniej gorsi od nich dostawali dużo więcej. Poza tym zawodnicy mając porównywalną ofertę, decydują się grać w klubach, gdzie nie ma tak dużej presji jak w Widzewie.
Przed rozpoczęciem przygotowań okazało się, że Widzew nie ma sztabu medycznego i fizjoterapeutów. Dotychczasowy skończyły się umowy, a za podpisanie nowych zażyczyli sobie kilkudziesięcioprocentowych podwyżek. I to w czasie, kiedy pierwszy raz od czasu oddania nowego stadionu klub znalazł się pod finansową kreską i w kasie zabrakło 2 milionów złotych. Nowe władze się nie ugięły, dlatego drużyna została bez lekarza i fizjoterapeutów, którzy odeszli. Przed wyjazdem na obóz trwała łapanka na masażystkę, a lekarza odpowiedzialnego za badanie kandydatów na widzewiaków nie ma do dziś. Dlatego omal do klubu nie trafił Luka Uskoković, który do gry się nie nadawał, co odkryto niemal w ostatniej chwili.
Widzew nie ma też szczęścia, co pokazuje bardzo długa lista kontuzjowanych. Większość urazów miała swój początek jeszcze w poprzednim sezonie. W ostatnim meczu brakowało z tego powodu Daniela Tanżyny, Patryka Muchy, Mateusza Michalskiego, a urazu mięśnia doznał w nim Karol Czubak. Jakby tego było mało, w czasie przygotowań pech dopadł Michała Grudniewskiego oraz dwóch nowych widzewiaków: Zielińskiego i Letniowskiego.
Kilka dni temu na stronie internetowej Widzewa opublikowano ogłoszenie o poszukiwaniu specjalisty “s. infrastruktury i dnia meczowego”. Dotąd zajmował się tym Piotr Szor, ostatnio pełniący obowiązki prezesa. Dziś jest jednak na zwolnieniu lekarskim a alternatywy dla niego nie ma. Stąd gorączkowe poszukiwania.
To tylko część problemów, z jakimi zmaga się Widzew. Nie można jednak tylko nimi tłumaczyć np. braku wzmocnień, ale na przykład nie obiecywać kibicom przysłowiowych “gruszek na wierzbie”. Spragnieni sukcesów fani łatwo nie zapominają o obietnicach. W klubie zapowiadają przyspieszenie i trzy, cztery transfery jeszcze w tym tygodniu, a pierwszym – o czym poinformował Widzew24 – ma być stoper Tomasz Dejewski z rezerw Lecha Poznań. 26-latek wzmocnieniem raczej nie będzie, ale dziś ważni są wszyscy, którzy są zdrowi.