Dział sportowy Widzewa szukał zimą środkowych pomocników. I w końcu znalazł. Na ławkę rezerwowych.
Jesienią czerwono-biało-czerwonym szło bardzo słabo. Po pierwszej rundzie meczów w 1 lidze zajmowali dopiero trzynaste miejsce w tabeli. Nikt nie miał wątpliwości, że potrzebne są wzmocnienia na różne pozycje. Numerem jeden było sprowadzenie nowego piłkarza na pozycję nr 8, czyli środkowego pomocnika. W ogóle w drugiej linii Widzewowi szło chyba najgorzej.
Zimą sprowadzono aż siedmiu piłkarzy. Bramkarzy Jakuba Wrąbla, a potem wobec poważnej kontuzji Miłosza Mleczki, także Vjaceslavsa Kudrjavcevsa. Obrońcę Kacpra Gacha, pomocników Caique, Marka Hanouska, Piotra Samca-Talara oraz napastnika Pawła Tomczyka. Pięciu z nich wypożyczono.
W czterech ligowych meczach w tym roku we wszystkich od początku do końca grał Wrąbel. Widzew, oprócz Konrada Reszki, nie miał innego bramkarza, więc to zrozumiałe. W ostatnim dniu okna transferowego do Łodzi ze Stomilu Olsztyn przeniósł się Kudrjavcevs, ale bronił już Wrąbel, więc Łotysz wylądował na ławce rezerwowych i pewnie długo na niej zostanie. Może nawet do końca sezonu, bo Wrąbel jest zdrowy i w dobrej formie.
W trzech meczach (dwa razy od pierwszej do ostatniej minuty) zagrał Gach, który wygrał rywalizację o miejsce na lewej obronie z Filipem Bechtem. Nie wiadomo jednak, czy byłby lepszy od Patryka Stępińskiego, który zaczął ligę na tej pozycji, ale już w pierwszym meczu doznał kontuzji.
Świetne wejście do Widzewa miał Samiec-Talar. W debiucie z Koroną Kielce grał bardzo dobrze i strzelił gola. W kolejnym spotkaniu zszedł z boiska po godzinie gry i stracił miejsce w jedenastce. Z Radomiakiem wypadł słabiej, niż z Koroną, ale widać było, że ma potencjał. Z ŁKS i Odrą Opole wchodził już w drugich połowach. Trener Enkeleid Dobi wolał nie tylko Micheala Ameyawa, który naprawdę jest w dobrej formie, ale także Mateusza Michalskiego i Dominika Kuna na drugim skrzydle.
Dużo szans dostaje Paweł Tomczyk, który tylko w derbach nie grał od początku. W debiucie zagrał dobrze, potem było już coraz gorzej, a środowy występ przeciwko Odrze był już prawdziwą katastrofą.
Teraz o „szóstkach” i “ósemkach”, czyli Caique i Hanousku. Czech trafił do Widzewa w ostatnim dniu okresu transferowego. Klub zrobił z tego transferu show w internecie, kibice byli pewni, że 29-latek to piłkarz, jakiego drużyna szukała od lat. Tylko że Hanouska w składzie nie widzi trener Dobi. A Czech występował w tym roku w meczach ligowych w swoim kraju, a także jest zdrowy.
Zadebiutował w derbach. Wszedł po przerwie i grał 30 minut, chociaż przeciwko ŁKS-owi nie mógł wystąpić Mateusz Możdżeń. Możdżenia zabrakło też w Opolu. Hanousek cały mecz z Odrą przesiedział jednak na ławce rezerwowych. Obok Patryka Muchy w środku biegał i waczył Bartłomiej Poczobut.
Cały mecz na ławce przesiedział też Caique. Brazylijczyk ponad miesiąc czekał na pozwolenie na pracę. W końcu się doczekał, ale nie zagrał ani minuty i pewnie nie zagra, bo wraca Możdżeń, a Mucha i Poczobut to ulubieńcy Dobiego.
Nasuwa się więc pytanie: po co do Widzewa przychodzili Czech i Brazylijczyk, skoro nie są potrzebni? Gdyby inni pomocnicy byli rzeczywiście w dobrej formie, to można byłoby to zrozumieć. Ale przecież nie są. W pięciu meczach ze środkowych pomocników jednego gola strzelił tylko Mucha. Żaden z nich nie asystował przy którymś z pięciu goli zdobytych w tym roku.
Autor: Janek