Piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego przegrali z Zagłębiem Lubin 0:1 i wciąż czekają na pierwsze zwycięstwo pod wodzą trenera Wojciecha Stawowego. ŁKS postawił dziś na szczelną obronę i plan udawało się realizować aż do 40. minuty, w której to Jakub Wróbel ujrzał czerwoną kartkę.
Wojciech Stawowy oraz jego podopieczni zaskoczyli dzisiaj chyba wszystkich. Łodzianie po raz pierwszy od wielu miesięcy oddali pole gry rywalom i czekali na kontrataki. Taka taktyka okazała się całkiem skuteczna, bo już w 6. minucie z gola cieszył się Jakub Wróbel. Sędzia Przybył po kilku chwilach anulował jednak to trafienie, bowiem po konsultacji z VAR-em dopatrzył się faulu napastnika ŁKS-u.
Kolejne minuty upływały pod dyktando gospodarzy, którzy raz po raz próbowali zaskoczyć Arkadiusza Malarza. Kapitan ŁKS-u spisywał się jednak bez zarzutów, dzięki czemu utrzymywał się wynik bezbramkowy.
Warto odnotować bardzo fajną akcję ŁKS-u z 27. minuty. Wówczas po podaniu Corrala piłka trafiła do Grzesika, który wbiegł z piłką w pole karne Zagłębia i oddał strzał, ale prosto w Hładuna. Szkoda, bo gdyby Grzesik poszukał dalszego słupka, mogłoby być jeszcze groźniej.
To co złe dla ŁKS-u w dzisiejszym meczu rozpoczęło się w 39. minucie, kiedy to drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył Jakub Wróbel. Napastnik ŁKS-u zachował się bardzo nieodpowiedzialnie, bo faul, po którym zszedł z boiska, popełnił w środku pola, w zupełnie niegroźnej sytuacji.
ŁKS w dziesiątkę bronił się skutecznie przez 5 minut. Pod koniec pierwszej połowy cierpliwość gospodarzy została nagrodzona. Zivec kapitalnie zagrał prostopadle do Bohara, który stanął oko w oko z Malarzem i pokonał kapitana łódzkiej ekipy. Zagłębie wyszło na prowadzenie, a ŁKS był w beznadziejnej sytuacji.
W drugiej połowie ŁKS próbował coś zmienić i trzeba przyznać, że łodzianom szło to zadziwiająco dobrze. Zagłębie cofnęło się i próbowało obronić wynik, a łodzianie, mimo gry w dziesięciu, próbowali stworzyć zagrożenie pod bramką Hładuna. Z niezłej strony pokazali się wprowadzeni w drugiej połowie Ratajczyk i Dominguez. Właśnie Hiszpan był bardzo blisko zdobycia wyrównującej bramki, kiedy to zdecydował się na chytry strzał, próbując przelobować bramkarza Zagłębia i niewiele się pomylił.
Trzeba jednak podkreślić, że ŁKS był w grze przez całą drugą połowę dzięki świetnej obronie w wykonaniu duetu Corral – Malarz. W 50. minucie strzał głową oddał Kopacz, z linii bramkowej piłkę próbował wybijać Corral, ale ekwilibrystycznie musiał jeszcze interweniować Malarz, który jakimś cudem wypiąstkował piłkę w pole.
ŁKS mógł zostać nagrodzony za swoją postawę w ostatniej minucie meczu. Dośrodkowanie Adama Ratajczyka na gola mógł zamienić Dąbrowski. Obrońca ŁKS-u oddał bardzo groźny strzał, ale piłka odbiła się od poprzeczki i słupka i wyszła w pole.
Kolejna porażka ŁKS-u stała się faktem. Trzeba jednak przyznać, że dziś oglądaliśmy zupełnie inny ŁKS niż w poprzednich meczach. Łodzianie walczyli i na boisku wyglądali jak drużyna. Sytuację mocno skomplikowała czerwona kartka dla Jakuba Wróbla. Kto wie, jak mecz zakończyłby się, gdyby nie ta sytuacja z 40. minuty.
Zagłębie – ŁKS 1:0 (1:0)
1:0 – Bohar (45.)
Zagłębie: Hładun – Czerwiński, Kopacz, Guldan, Palić, Baszkirow, Poręba (82. Tosik), Drazić (88. Szysz), Zivec (77. Starzyński), Bohar, Białek
ŁKS: Malarz – Grzesik, Moros Gracia, Dąbrowski, Klimczak, Trąbka, Sajdak (58. Ratajczyk), Srnić, Pirulo (64. Dominguez), Wróbel, Corral
Czerwona kartka: Wróbel (40.)
fot. Marian Zubrzycki