To miało być najmocniejsze ogniwo Widzewa wiosną. A jest najsłabsze. Lewe wahadło łódzkiej drużyny się rozleciało.
Jesienią był tam spory kłopot, bo z gry już w 9. kolejce wypadł Fabio Nunes. To była wielka strata, bo Portugalczyk na początku sezonu spisywał się naprawdę bardzo dobrze. Niestety jego uraz, którego nabawił się po brutalnym faulu Michała Rakoczego z Cracovii, okazał się tak poważny, że wyeliminował go z gry już do końca roku. W kadrze nie było już nominalnego wahadłowego na lewą stronę.
CZYTAJ TEŻ: Jak wygląda sytuacja Widzewa? Czy trzeba się bać?
Martin Kreuzriegler i Kristoffer Normann Hansen grają co prawda po tej stronie boiska, ale trener Janusz Niedźwiedź uznał najwyraźniej, że z Austriaka nie będzie należytego pożytku w ofensywnie, a z Norwega w defensywie. Połączyć ich w jednego piłkarza się nie da. Szkoleniowiec Widzewa przesuwał tam więc prawonożnych wahadłowych, głównie Mato Milosa, ale też Karola Danielaka. Zdarzyło się, że na tę pozycję przechodził Patryk Stępiński.
Na jesień miało się to zupełnie zmienić, bo Nunes po operacji przeszedł rehabilitację, a w końcu wrócił do treningów. Był też z drużyną w Turcji na zgrupowaniu. Wszystko szło dobrze, a do tego klub chcąc się zabezpieczyć przed sytuacją, jaka zdarzyła się jesienią, sprowadził Andrejsa Ciganiksa. Reprezentant Łotwy miał podjąć rywalizację z Portugalczykiem i wydawało się, że wyjdzie to Widzewowi na dobre.
Niestety Nunes znów wypadł i to jeszcze szybciej, niż w pierwszej rundzie. Zagrał tylko w dwóch pierwszych meczach wiosny i do dzisiaj nie wrócił na ligowe boiska. Ciganiks stracił więc konkurenta. Wystąpił w dwunastu kolejnych spotkaniach. Jak grał? Naprawdę udany był chyba tylko występ przeciwko Lechii Gdańsk. Pozostałe były słabe, bardzo słabe, albo wręcz tragiczne. Chociaż nie było Nunesa, to bywały mecze (z Lechem Poznań i Cracovią), że Niedźwiedź na wahadle ustawiał wszechstronnego Dominika Kuna.
W niedzielę była już prawdziwa katastrofa. W meczu z Piastem Gliwice trener w przerwie zostawił Łotysza w szatni. Ten zawalił dwie bramki. Momentami sprawiał wrażenie, jakby pierwszy raz grał w piłkę na tym poziomie: źle się ustawiał, oddawał piłkę rywalom.
Przed Widzewem bardzo trudne mecze i niestety walka o utrzymanie. Mało prawdopodobne, by po takiej serii występów zakończonej katastrofą, która właściwie kosztowała drużynę stratę trzech punktów, Niedźwiedź znów postawił na Ciganiksa. Jakie ma więc wyjścia? Albo znów ustawi na wahadle Kuna, który jednak jest w prawie tak samo złej formie, jak Łotysz (też zawalił przy dwóch bramkach), albo poszuka innych rozwiązać. Być może będzie nim powrót na lewą stronę Mato Milosa. Po prawej stronie grać może z kolei Paweł Zieliński.
Pozostaje pytanie, co z Nunesem. Wiadomo, że 30-latek doznał urazu mięśnia, dlatego wypadł z gry po drugiej kolejce. Później, gdy miał już wracać, kontuzja się odnowiła. Było więc chyba za wcześnie na powrót. Ten zapowiadany był – także przez Niedźwiedzia – już kilka razy, a Nunesa, jak nie było, tak nie ma. W niedzielę znów w ogóle nie było go w kadrze, a przecież miał wracać już trzy kolejki temu. I teraz nieoficjalne informacje.
Jak dowiedział się „Łódzki Sport”, nie ma podobno żadnych medycznych przeciwwskazań, by Nunes grał. Z badań wynika, że jest zdrowy. Oczywiście teraz nadrabia zaległości treningowe, ale w kadrze mógłby już być i np. pomóc zespołowi w końcówkach. Ale Portugalczyk podobno nie pali się do gry, czym miał podpaść kolegom z zespołu, a zapewne i trenerowi.
W grudniu Nunes podpisał z Widzewem nowy kontrakt. Nowy ma obowiązywać przez kolejne dwa lata. Z kolei umowa Ciganiksa obowiązywać ma do końca przyszłego sezonu i jest w niej zapis o przedłużeniu jej o rok. Łódzki klub ma więc dwóch lewych wahadłowych i żaden w tej chwili nie nadaje się do gry. Znów trzeba pewnie będzie łatać Kunem.