W sobotę Widzew zagra z GKS-em Katowice. Trzy punkty są na wagę złota. Aby je zdobyć potrzebna będzie dobra gra, walka, taka jak ostatnio, i przydałoby się trochę szczęścia. A to nie trzyma się Patryka Czubaka.
Szczęście w piłce jest potrzebne i przekonała się o tym każda drużyna, każdy piłkarz, trener i czy kibic. Chodzi nie tylko o małe zdarzenia podczas meczów, ale i te większe, które decydują o przyszłości klubu. Tak było kilka lat temu, gdy łódzka drużyna pod wodzą Marcina Kaczmarka walczyła o awans do 1. ligi. W ostatnim meczu sezonu Widzew przegrał ze Zniczem Pruszków, ale osiągnął swój cel. Nie byłoby tego, gdyby w tym samym czasie, w doliczonym czasie gry, piłkarz GKS-u Katowice trafił w bramkę, a nie w słupek. Bo gdyby wtedy padł gol, to z awansu cieszyliby się gracze GKS-u. Kaczmarek i jego drużyna miała jednak masę szczęścia, którego zabrakło katowiczanom. Raz sprzyja więc tobie, a raz rywalowi.
Najgorzej, gdy tobie nie sprzyja. Trener Patryk Czubak, obecny szkoleniowiec Widzewa, jest niestety tego przykładem. Robi dobrą robotę – chwalą go piłkarze i kibice – ale wyniku, jaki jest oczekiwany, nie osiąga.
Cofnijmy się do 2023 roku. Czwartoligowe rezerwy Widzewa prowadzone przez Czubaka grają jak z nut. W sezonie wygrywają 31 meczów i przegrywają tylko raz. Strzelają ponad 100 goli i na koniec sezonu mają rekordową liczbę 99 punktów. Nad kolejnym w tabeli zespołem daje to aż 22 punkty przewagi. Ale do 3. ligi awansuje tylko jedna drużyna i jest nią GKS Bełchatów, który zdobywa aż 102 punkty. W sezonie przegrał dwa razy, ale miał mniej remisów od Widzewa. Awans był dla łódzkiej drużyny absolutnym priorytetem, ale nie udaje się go wywalczyć.
W kolejnym sezonie Widzew już bez Czubaka, ale z Krzysztofem Chrobiakiem, też nie wygrywa ligi. Tym razem wyprzedził go Sokół Aleksandrów Łódzki. Wystarczyły mu 84 punkty, o 15 więc mniej, niż rozgrywki wcześniej drużynie Czubaka.
Ten w tym czasie zalicza krótki epizod w Stomilu Olsztyn w 2. lidze. Z sześciu meczów wygrywa tylko jeden, a cztery przegrywa. Tutaj chyba nie szczęście odegrało główną rolę, ale to już inna kwestia. W każdym razie – ze względów osobistych – Czubak odchodzi ze Stomilu.
Później była praca w Widzewie, m.in. w roli asystenta Daniela Myśliwca, niezbyt tolerowanego przez pierwszego trenera, który za karę zsyłał go z komputerem na trybuny. Ponad dwa tygodnie temu los sprawił, że Czubak przejął pierwszy zespół jako pierwszy trener.
W debiucie szło mu świetnie, jego zespół prowadził aż do 90. minucie. Aż przyszedł pech. Fatalna, niezrozumiała do dzisiaj interwencja Rafała Gikiewicza sprawiła, że Widzew stracił dwa punkty. W debiucie Czubak sięgnął tylko po punkt. Szczęście nie było z nim tego dnia.
I nie było z nim w ostatnią niedzielę. Jego drużyna do końca walczyła o remis z Jagiellonią Białystok. Walczyła na całego, widzewiacy ostrzeliwali bramkę rywali, ale albo minimalnie nie trafiali w nią, albo bronił bramkarz Jagi. Były też słupek i poprzeczka. Zabrakło… szczęścia. Lekko licząc, pech zabrał Widzewowi trzy punkty w dwóch meczach, zamiast czterech, które były na wyciągnięcie ręki, jest tylko jeden.
W sobotę Widzew gra z GKS-em Katowice w Sercu Łodzi. Aby wygrać potrzeba dobrej gry w piłkę, walki na całego i przydałoby się szczęście. Może tym razem będzie przy Czubaku. A jeśli tak, to może poszczęści mu się jeszcze bardziej i zostanie trenerem Widzewa na dłużej, a nie tylko na trzy mecze.