Już w sobotę Piotr Stokowiec zadebiutuje w roli szkoleniowca ŁKS-u. Jednak nie tylko dla niego zbliżające się starcie z Lechem będzie wyjątkowe. Do Poznania wraca bowiem Dani Ramirez, który jeszcze nie tak dawno brylował przy Bułgarskiej, a dziś pragnie pomóc łódzkiemu beniaminkowi pozostać w elicie.
Było lato 2019 roku. Do Łodzi na stadion Króla, który wówczas składał się tylko z jednej trybuny przyjechał rozpędzony „Kolejorz”. Poznaniacy szybko, bo już w 4. minucie objęli prowadzenie za sprawą trafienia Joao Amarala. Jednakże niecałe pół godziny później pięknym golem wyrównał Dani Ramirez, który zdobył swojego premierowego gola w Ekstraklasie. Mimo że Lech tamto spotkanie wygrał, gola na wagę kompletu punktów zdobył dwie minuty później, łodzianie z Ramirezem na czele pokazali się z bardzo dobrej strony.
Kilka tygodni później Hiszpan był już piłkarzem Lecha Poznań. Jego ogólny bilans podczas pierwszej przygody w ŁKS-ie na najwyższym poziomie rozgrywkowym to 20 meczów oraz solidne sześć goli i cztery asysty.
– Z dozą optymizmu można było podejść do tego transferu – przekonuje Dominik Stachowiak, red. nacz. serwisu polskapilka. pl. oraz komentator Radia Gol, który regularnie śledzi poczynania „Kolejorza”. – Do Lecha przeszedł w końcu ktoś na pozycję numer 10. Jednak młody Filip Marchwiński zawodził, był rzucony na zbyt głęboką wodę, o problemach z Joao Amaralem nie wspominając. Dani Ramirez wpasował się do tego zespołu profilem, który pamiętaliśmy z występów przy Bułgarskiej Semira Stilicia, choć oczywiście piłkarsko do Bośniaka mu brakowało – dodał.
Wykonał tytaniczną pracę. Wraz ze Stokowcem będzie ratował ŁKS w ekstraklasie
Reklama
Ramirez w Lechu stał się pozytywną postacią. W premierowym sezonie (a w zasadzie w jego połowie) po opuszczeniu ŁKS-u w 16 meczach zanotował sześć asyst i zdobył cztery gole. W kolejnych rozgrywkach sześć razy wpisywał się na listę strzelców i notował trzy asysty. Dopiero w kolejnym sezonie zaczął nieco rozczarowywać, grał nieco mniej, a przez to jego liczby nie były już zbytnio okazałe.
– Pobyt Ramireza w Lechu wspominam raczej pozytywnie, choć przede wszystkim pozytywny był początek sezonu 20/21, kiedy to Dani świetnie rozumiał się z Pedro Tibą i walnie przyczynił się do sukcesu Kolejorza, jakim był awans do fazy grupowej Ligi Europy. Później fajerwerków już nie było i bez żalu można było się z Hiszpanem pożegnać, zwłaszcza że w sezonie mistrzowskim odpalił Amaral – uważa Stachowiak.
Latem br. Ramirez wrócił do ŁKS-u. Choć warto przypomnieć, że jeszcze w poprzednim sezonie mógł się związać z klubem zza miedzy – Widzewem. Ostatecznie do takiego ruchu nie doszło i Hiszpan ma uratować łódzkiemu beniaminkowi elitę. Niemniej jednak od początku sezonu rozczarowuje.
– Nie nazwałbym tego przypadkiem – sądzi dziennikarz z Poznania. – Ramirez odbił się od Zulte Waregem i na początku sezonu po powrocie do ŁKS-u wyglądał jak emeryt. Chciałbym wiedzieć z czego to wynika, być może to kwestia złego przygotowania fizycznego, bo Dani wygląda na zmęczonego w okolicach 50.-60. minuty. Nie bez powodu często wchodził z ławki. Nie tego oczekiwali kibice w Łodzi, a niestety wygląda na to, że może być mu trudno wrócić do dyspozycji, którą prezentował przed wyjazdem z Polski. Może Piotr Stokowiec wykrzesa z niego to, co najlepsze? – zastanawia się Stachowiak.
Czy Hiszpan zdoła nawiązać do swoich najlepszych występów?
– Jeśli Stokowiec dotrze do głowy Ramireza, to może coś ruszy do przodu. Ale trzeba spojrzeć szerzej. To nie Hiszpan jest problemem ŁKS-u. Drużyna sama w sobie prezentuje się bardzo źle i zmierza ku powtórce z ostatniego pobytu w Ekstraklasie i pożegnania się z nią po sezonie. Ramirez sam meczów wygrywać nie będzie. Spójrzmy na Pirulo czy na Tejana. Oni też nie dają zespołowi z Łodzi nic in plus. Oczywiście, od takiego zawodnika, jak Ramirez, należy wymagać przynajmniej minimum, czyli robienia różnicy na boisku, a i z tym jest ogromny problem. Póki co nie widzę światełka w tunelu – kończy Dominik Stachowiak.