“Co za frajerska porażka” – napisał po meczu Widzewa z Jagiellonią Białystok Zbigniew Boniek. I trudno nie przyznać mu racji. Wydaje się, że zmiany w zespole powinny być jeszcze głębsze.
– Wręczyliśmy dziś Jagiellonii prezent. Do 25. minuty nie weszliśmy w mecz, potem aż do 90. minuty graliśmy dobre spotkanie. Na koniec daliśmy rywalowi jednak wszystko, bo popełniliśmy kilka dziecinnych błędów – mówił z kolei po porażce w Białymstoku trener Żeljko Sopić.
Porażce, która bardzo boli. Jego, piłkarzy, ludzi w klubie, a przede wszystkim kibiców. Bo Widzew był na wyciągnięcie ręki od wygranej, drugiej z rzędu na początek nowego sezonu. Boli tym bardziej że łódzka drużyna na to zwycięstwo zasługiwała.
Początek był rzeczywiście słaby. Widzewiacy dali się zepchnąć do defensywny, grali nerwowo, nie potrafili utrzymać się przy piłce. Ale po jakimś czasie przejęli inicjatywę i zaczęli grać w piłkę. I szło im naprawdę dobrze. Nie było łatwo, bo szybko stracili gola, ale nie tylko doprowadzili do remisu, ale nawet wyszli na prowadzenie. Powinni je utrzymać. Dwie bramki stracone w doliczonym czasie gry, to prawdziwa katastrofa.
Pierwszy gol to przede wszystkim błąd Rafała Gikiewicza. Błąd, który nie dziwi. Podanie do rywala przy rozegraniu akcji, to już niestety znak firmowy 38-latka. Podawał im w poprzednim sezonie, podaje teraz. A Widzew traci gole. W końcowej fazie akcji rywalom podał jeszcze Ricardo Visus, ale trudno winić Hiszpana, bo próbował naprawić błąd kolegi. Nie wyszło.
Druga bramka dla rywali to błędy m.in. Samuela Kozlovskiego, ktory pozwolił piłce wyjść na rzut rożny i Marka Hanouska, który najpierw pozwolił dośrodkować, a potem nie zdążył za Jesusem Imazem.
Gol numer 3, ten, który boli najbardziej, to wielbłąd Mateusza Żyry, który stracił piłkę. Gikiewicz chyba w ogóle nie powinien mu podawać, bo rywale nacierali i to z wiatrem w żaglach. W takich sytuacjach lepiej wybić piłkę jak najdalej, oddalić zagrożenie. Nie możesz wygrać, to chociaż zremisuj.
Niestety, ale słowa Zbigniewa Bońka pasują jak najbardziej.
Jak łatwo zauważyć, zawiedli piłkarze, którzy w Widzewie są od dawna. To ci lepsi, którzy zostali. A w Białymstoku słabo wypadli też wchodzący z ławki Kamil Cybulski i Bartłomiej Pawłowski. To daje do myślenia…
Na ławce pozostali m.in. Antoni Klukowski, który w ostatnim sparingu strzelił trzy gole, nowy w zespole Tonio Teklić, oraz Dion Gallapeni, który jeszcze nie zadebiutował. No i przede wszystkim Maciej Kikolski, bramkarz sprowadzony do rywalizacji z Gikiewiczem.
Po meczu w Białymstoku, i innych z poprzedniego sezonu, chyba czas, by nastąpiła zmiana w bramce. I na innych pozycjach, na tych, które zajmują widzewiacy z dłuższym stażem. Ten mecz pokazał, że zmiany powinny być jeszcze głębsze. Nowy bramkarz, nowy stoper do pary z Visusem, nowy lewy obrońca, inni piłkarze wchodzący z ławki… Chyba nie będzie wyjścia, by wejść na wyższy poziom i nie przegrywać w taki sposób, w jaki Widzew przegrał w Białymstoku.
Dobrze, że stało się to zaraz na początku sezonu, jest czas na reakcję. Pytanie, czy trener Żeljko Sopić będzie miał odwagę na te zmiany. Bo z pewnością zatrzęsą szatnią.
1 Comment
Gikiewicz jest do natychmiastowej zmiany. Zawalał mecze w poprzednim sezonie, robi to w nowym sezonie i to już od samego początku. Musi wylądować na ławce rezerwowych już w meczu z gieksą. I w późniejszych. Niech się skupi na lansowaniu w mediach społecznościowych i wygadywaniu bzdur w C+. Tylko w tym jest dobry. Jako bramkarz jest skończony. Przedtem nie miał konkurenta, teraz już ma, nie widzę powodu dla którego to Kikolski powinien nadal być rezerwowym, skoro Gikiewicz zawala nam mecze. DOŚĆ!