Wydaje się to mało prawdopodobne, ale myśli o pożegnaniu z elitą nie można jeszcze porzucić w 100 procentach. A bardzo byśmy już chcieli to zrobić.
W tym roku kibice Widzewa przeżywają prawdziwe wahania nastrojów. Do ich sytuacji idealnie pasowałby popularny mem, na którym widać siwego starszego mężczyznę z podpisem: “Kibicowanie Widzewowi wcale nie jest stresujące” i podpis “Krzysztof , 25 lat”.
Już jesień była stresująca, ale nastroje poprawiły się trochę dzięki wygranej na koniec roku ze Stalą Mielec. 2025 zaczął się jednak fatalnie. Z czterech pierwszych meczów Widzew przegrał trzy i były to klęski, bo nie da się inaczej nazwać porażek 1:4 z Lechem, 0:3 ze Śląskiem i 0:4 z Pogonią. Pracę stracił trener Daniel Myśliwiec, a kibice liczyli punkty, jakie dzieliły ich drużynę od strefy spadkowej.
Na szczęście sytuacja się poprawiła. Zespół przejęli Patryk Czubak, a potem Żeljko Sopić i Widzew powiększył przewagę nad pierwszym spadkowiczem z 5 do 12 punktów. To już spora zaliczka, tym bardziej że ubywało meczów do końca rozgrywek. A już trzy zwycięstwa z rzędu, co nie zdarzyło się czerwono-biało-czerwonym od 2022 roku sprawiły, że fani Widzewa zaczęli spoglądać już nie w dół, a w górę. Celem drużyny na ten sezon było zajęcie miejsca powyżej dziewiątego i zdobycie 50 punktów. Ten pierwszy zrobił się naprawdę realny, a drugi już nie był tak nierealny, jak jeszcze kilka tygodni temu.
Ale dwa ostatnie spotkania to znów rozczarowanie. Najpierw łodzianie przegrali z Koroną Kielce, a teraz z Motorem Lublin. Licznik zatrzymał się na 36 punktach. Przewaga nad 16. zespołem zmalała do 9 punktów. Sytuacja nie jest więc tragiczna, a biorąc pod uwagę fakt, że drużyny, które są za Widzewem, też tracą punkty, nie jest nawet bardzo zła. Znów jednak wróciły dyskusje na temat tego, czy łódzki zespół na pewno się utrzyma.
Do końca sezonu pozostało jeszcze tylko pięć kolejek. Do zdobycia jest więc 15 punktów. W teorii Widzew mógłby przegrać już wszystkie pięć meczów, a i tak zostać w elicie. Ale lepiej nie sprawdzać, czy to by się rzeczywiście udało.
W najgorszej sytuacji jest Stal Mielec, która ma 24 punkty. Zespół z Mielca gra jednak jeszcze dzisiaj z Górnikiem Zabrze. Później są Śląsk (25) praz Lechia i Puszcza (po 27). I to właśnie przede wszystkim spośród tych drużyn trzeba wypatrywać trzech spadkowiczów. Dzielnie walczy Zagłębie Lubin (32), a za Widzewem jest jeszcze Radomiak (35).
CZYTAJ TEŻ: Czy to największy błąd szefów Widzewa?
Biorąc pod uwagę formę tych drużyn w ostatnim czasie (pięć ostatnich meczów), to najgorzej prezentuje się właśnie Stal, która zdobyła ledwie jeden punkt. I bez wątpienia to kandydat nr 1 do spadku. Doprowadziło to tego fatalne zarządzanie, czego potwierdzeniem jest fakt, że Stal prowadzi już trzeci trener w tym sezonie. Najpierw Kamila Kieresia zmienił Janusz Niedźwiedź, a niedawno byłego trenera Widzewa i Ruchu zluzował Ivan Djurdjević.
Później najgorszą formę spośród wymienionych wyżej zespołów prezentuje Puszcza (5 punktów). Punkt więcej zdobyła Lechia. Radomiak może się pochwalić zdobyciem 7 punktów, Widzew – 9, a Zagłębie i Śląsk po 10. W przypadku tych ostatnich jest więc nieźle. Warto przypomnieć, że po jesieni mało kto wierzył, że zespół z Wrocławia, jakby nie patrzeć wicemistrz Polski, jest jeszcze w stanie się uratować. A jednak Śląsk walczy. W pięciu ostatnich meczach tylko raz przegrał, a trzy razy zwyciężył. Jeśli będzie grał (i punktował) tak dalej, to się uratuje.
W programie Liga+ w Canal+ Sport określono szanse drużyn z dołu tabeli na spadek. Nie podano metodologii, ale wyszło, że najmniejsze szanse na utrzymanie ma właśnie Stal. Ryzyko pożegnania się z elitą oceniono na prawie 89 proc. Jeśli dzisiaj zespół z Mielca nie wygra z Górnikiem, to będzie jeszcze gorzej.
W dalszej kolejności wskazano na Śląsk (prawie 69 proc.), Lechię (62 proc.), Puszczę (57,5 proc.), Zagłębie (21,7 proc.). Zdaniem Canal+ Sport szansa na spadek Radomiaka, Korony i Widzewa są mniejsze niż 1 proc. W przypadku łódzkiej drużyny to nawet mniej niż 0,1 proc. co brzmi świetnie.
Jest niemal pewne, że Widzew nie spadnie. Dla świętego spokoju lepiej jednak, żeby ograniczyć ryzyko jeszcze poniżej tego 0,1 procent do okrągłego zera. Możliwe, że jedna wygrana załatwiłaby sprawę może jeszcze nie w najbliższej kolejce, ale następnej już tak. Wtedy kibice odetchną na dobre.