Nasze dwa kluby powinny jak najszybciej zmienić swoje lokalizacje. Proponuję zatem przenieść Widzew na Szpitalną, a ŁKS na Krańcową. Nazwy ulic jak nic pasują do tych dwóch zespołów. W piątek włączył mi się irracjonalny optymizm i byłem wręcz przekonany o tym, że „Rycerze wiosny” uporają się z Górnikiem Zabrze. Uspokoiła mnie nieobecność Lukasa Podolskiego. W swoim nieuzasadnionym niczym chciejstwie wierzyłem w sukces biało-czerwono-białych.
Początkowo wszystko szło po mojej myśli i nawet obecność w podstawowej 11-tce Adama Marciniaka nie zapowiadała klęski. Gdyby Piotr Stokowiec obejrzał jeszcze raz pierwszy mecz tej rundy Legia – ŁKS wiedziałby, o czym piszę. Nie zależy mi na kopaniu leżącego kapitana, ale kolejny raz ktoś wsadził sympatycznego zawodnika „na narowistego konia”. Tym razem jednak przeszkoda była wyższa. Marciniak może grać na obronie, ale tylko i wyłącznie na lewej lub prawej stronie. Na środku po każdym jego zagraniu robi się niebezpiecznie. Czasu nie zatrzymamy, latka lecą i mimo ambicji niezłe warunki fizyczne naszego defensora nie ułatwiają mu jednak pracy (czytaj gry).
CZYTAJ TEŻ: Ibiza wypada Widzewowi na kilka tygodni, Kerk na trzy miesiące
Festiwal nieszczęść zapoczątkował tak chwalony niedawno Aleksander Bobek. Ostatnie mecze 19-latka to seria błędów i niezbyt udanych interwencji. Swoją drużynę Bobek pogrążył fatalną interwencją, a właściwie jej brakiem i w efekcie 27-letni Słowak Michal Siplak zaskoczył go centro-strzałem i piłka wpadła mu za plecy. Młody bramkarz musi się nieustannie uczyć i dobrze byłoby gdyby jego treningami pokierował doświadczony trener. Tych przecież w naszym mieście nie brakuje. Przy okazji nasuwa się spostrzeżenie i pytanie, gdzie byli obrońcy, którzy pozwolili zawodnikowi Górnika na pełny spokój przed kopnięciem piłki na przedpole?
Wynik meczu pomógł ustalić sędzia Szymon Marciniak dyktując mocno „naciągany” rzut karny. Moim skromnym zdaniem to obrońca ŁKS-u Adam Marciniak wygrał pozycję a faulowany przez rywala przewrócił się i wtedy dopiero upadł obok niego napastnik Górnika. Nasz „eksportowy” arbiter pomylił się i to nie pierwszy raz w tej rundzie. Sędzia to bardzo dobry i surowy, lecz czasem wybujałe „ego” nie pozwala mu na branie pod uwagę innej decyzji niż pierwsza. Jak sobie pan Szymon M założy, to za nic decyzji nie zmieni. Swoje niestety dokładają koledzy z VAR-u.
Wynik 0:5 – i to na własnym stadionie – mówi wszystko. ŁKS nie tworzy monolitu i sprawia wrażenie, że walczyć już nie zamierza. To także brak lidera, bo nie mogą tej roli spełniać zawodnicy prezentujący się słabiutko na boisku. Pytam kolejny raz: co się dzieje z Ramirezem i Pirulo? W porównaniu z twardym, walecznym, cwanym i momentami nawet brutalnie grającym Ruchem Chorzów (vide ostatni mecz ze Śląskiem Wrocław) łodzianie jak zagubione dziecko we mgle tylko pytają o drogę.
NIE PRZEGAP: Właściciel Widzewa ceni filozofię trenera Myśliwca i… intuicję
Paradoksalnie Widzewowi wręcz niezbędny jest silny i dobrze grający ŁKS i odwrotnie… Nie będzie dobrego ŁKS-u bez silnego Widzewa. Naczynia połączone? Na razie jednak silna mgła na Karolewie utrudnia „rewolucję”. Chyba już czas na Janka Łabędzkiego i tych, którzy mogą coś dać drużynie.
Mimo tylko (albo aż) jednego punktu zdobytego w Częstochowie, zgoła odmienne nastroje panują na Widzewie. Osłabieni kontuzjami chłopcy w czerwono-biało-czerwonych strojach zaskoczyli mistrza Polski pierwszym stałym fragmentem, a Mateusz Żyro pokazał jak się gra w powietrzu. Gol zdobyty efektownie i to zaledwie w 3. minucie zapowiadał nie lada walkę przez cały mecz.
Szkoda, że zdobycie punktu łodzianie okupili kolejnymi stratami. Uraz Juana Ibizy jest niczym w porównaniu ze stratą Hanouska i Shehu na kolejny mecz z nieźle grającą Wartą Poznań. Oznaczać to może, że na barki bardzo dobrze grającego Dominika Kuna spadnie cały ciężar gry w pomocy. Kto może mu pomóc? Może Mato Milos, Ciganiks, Przybułek i Klimek… A może Daniel Myśliwiec ma jeszcze ukrytego w rękawie ASA?
Wracając do meczu w Częstochowie, mogliśmy wywalczyć tam nawet 3 punkty, ale w drugiej połowie zabrakło nam konsekwencji, szczęścia i – nie oszukujmy się – także trochę umiejętności. Dawno nie widziałem tak słabo grającego Rakowa. Owszem gospodarze robili sporo szumu, lecz nie mieli z przodu nikogo, kto mógłby pomóc osamotnionemu Silvie. Tak chwalony Drachal wypadł słabiutko.
WIĘCEJ: Kapitan ŁKS-u się tłumaczy: „Te słowa nie powinny paść”
I jeszcze jedna uwaga – do Jordiego Sancheza. Chciałbym jak najszybciej zapomnieć o jego zmianie w meczu z „Medalikami”. Nadal chyba jest jakiś problem i to nie w nogach, lecz dużo wyżej. Im szybciej ktoś trafi do Jordiego, tym szybciej skorzysta na tym drużyna. Miły i sympatyczny napastnik chyba jest otoczony „złymi przyjaciółmi”, bo pokazuje na boisku jak bardzo jest sfrustrowany i zniechęcony tym, że nie gra od początku. Nie ma co się obrażać na świat wokoło. Lepiej może nie być!
Teraz do Łodzi przyjedzie Warta Poznań. Zespół to ciekawy, lecz plasujący się nisko w tabeli, bo na 15-tym miejscu. Zobaczymy zatem Jakuba Bartkowskiego i Kajetana Szmyta. Celowo wymieniłem tylko tych dwóch zawodników, bo pokazuje to jak łatwo można połączyć siły i atuty doświadczenia i młodości.
33-letni szkoleniowiec Dawid Szulczek to także przedstawiciel nowej fali trenerów. Życie jednak weryfikuje, czasem nawet brutalnie nasze marzenia. A Widzew chcąc mieć spokojną przerwę zimową musi ten mecz wygrać. Bo inaczej zimowe sny mogą okazać się koszmarem. A tego nikomu nie życzę. Nawet jeśli klub będzie się mieścił przy Szpitalnej czy Krańcowej.
Dariusz Postolski, dziennikarz, komentator sportowy, ekspert Radia Łódź
Daniel MyśliwiecDariusz PostolskiŁKS ŁódźPiotr StokowiecPKO EkstraklasapublicystykaWidzew Łódź