Nadszedł czas, kiedy właściciele i prezesi łódzkich klubów z zazdrością patrzą na rywali, którzy dowiadują się, ile pieniędzy dostaną z lokalnych budżetów. Oni o takich kwotach mogą tylko pomarzyć.
Kilka dni temu rada miejska w Kielcach zdecydowała, że w 2022 roku dofinansuje Koronę sumą 3,5 mln zł. To dwa razy więcej niż Widzew i ŁKS otrzymały w całym 2021 roku. Kieleccy radni wcale nie są najhojniejsi spośród miast mających zespoły w Fortuna 1. Lidze, bo np. w Gdyni dotacja dla Arki jest dwa razy wyższą. A właściwie była kończącym się roku. Wracając jeszcze do Korony, to wspiera ją także samorząd wojewódzki. Dzięki temu klub może sobie spokojnie żyć, a działacze zapowiadać, że zimą znacząco wzmocnią skład i będą walczyć o awans.
Przykładowa Korona (zamiast niej można wstawić GKS Katowice czy Śląsk Wroclaw w ESA) jest klubem miejskim, co samo w sobie nie jest normalne, i tym radni tłumaczą pompowanie kolejnych milionów w czasach bardzo trudnych dla samorządów. ŁKS i Widzew są prywatnymi spółkami, więc muszą się zadowolić niewielkimi sumami (ca 600 tys. zł w mijającym roku). I dobrze, bo wydawanie publicznych pieniędzy na słabych sportowców jest patologią.
Wyciągany często w Łodzi argument, że miasto wybudowało w Łodzi stadiony i pokrywa koszty ich wynajmowania, stracił na aktualności, bo podobnie jest wszędzie w Polsce. Prawda jest taka, że jest to pretekst do utrzymywania spółki miejskiej, jaką jest MAKiS. A sumowanie dotacji i opat za wynajęcie fałszuje obraz, bo wychodzi, że ŁKS i Widzew dostają wielkie pieniądze, porównywalne do innych. Naprawdę dostają symboliczne, bo większość dotacji to przelewanie pieniędzy z jednego konta miejskiego na drugie, poprzez trzecie, klubowe. A budżet pęcznieje i daje argument innym, żeby pokazywać, jak duża jest pomoc w Łodzi.
Wielokrotnie pisałem, że nie jestem zwolennikiem finansowania klubów piłkarskich z pieniędzy podatników. PIŁKARSKICH, bo różnią się one od innych choćby możliwościami zarabiania pieniędzy. Piłka nożna jest sportem wyjątkowym i jeszcze długo nim będzie. Wokół niej jest więcej sponsorów, krąży znacznie więcej pieniędzy niż przy innych dyscyplinach. I te pieniądze są często marnowane, co niestety widać także w Łodzi. Czytając o Kielcach cieszę się, że nie są to pieniądze z naszych podatków.
Szkoda, że nikt nie uregulował prawnie tej patologii, by wyrównać szanse. Bo dziś łodzianie są na starcie w gorszym położeniu od ligowych przeciwników, którzy mogą planować transfery i płacić za nie z pieniędzy podatników. Dopóki jednak nie zostanie to ograniczone, Łódź powinna wspierać Widzew i ŁKS, choć na pewno nie w takiej wysokości jak Kielce Koronę.
A dla kibiców, którzy często krytykują zarządzających klubami, domagają się sprowadzania lepszych zawodników (zarabiających krocie), oczekując, że zapłaci za to miasto, mam radę: mogą pomóc w prosty sposób: kupować karnety i bilet i wtedy wymagać. A dopóki szanse nie będą równe, pamiętać, że ŁKS-owi i Widzewowi manna z miejskiego nieba nie spadnie, same muszą szukać dochodów.