ŁKS dołączył do Widzewa w PKO Ekstraklasie. Jego kibice świętowali w centrum miasta. Widzew rok temu takiej fety nie miał.
Piłkarze ŁKS-u zakończyli w sobotę rozgrywki w Fortuna 1 Lidze. Tydzień wcześniej wywalczyli upragniony powrót do elity. Stało się to dzięki remisowi w wyjazdowym meczu z Arką Gdynia. Już wtedy w klubie wiedzieli, że mecz z Odrą Opole na Stadionie Króla, który zakończy sezon, będzie wspaniałą okazją do świętowania. I był. Najpierw była radość ze zwycięstwa z Odrą Opole, a potem już z powrotu do PKO Ekstraklasy.
Część fety odbyła się jeszcze na stadionie. Potem drużyna i kibice ruszyli, by cieszyć się na mieście. Marsz doszedł do ulicy Piotrkowskiej i pasażu Rubinsteina. Zdjęcia z fety przejdą do historii ŁKS-u.
Taki sam awans Widzew wywalczył rok temu. Można chyba nawet stwierdzić, że był jeszcze bardziej wyczekiwany. ŁKS w elicie po raz ostatni był cztery lata temu, lokalny rywal czekał na to aż osiem lat i do tego zaczynał od zera, czyli od 4. ligi. Mimo to prawdziwej fety nie było, nie licząc spontanicznej radości po ostatnim gwizdku sędziego w meczu zamykającym sezon z Podbeskidziem Bielsko-Biała. I to jest właśnie klucz do wszystkiego.
Widzew, tak jak teraz w Gdyni ŁKS, mógł wywalczyć awans w przedostatnie kolejce w spotkaniu z Miedzią Legnica. Ale nie dał rady zwyciężyć. To oznaczało, że o awans trzeba było bić się w ostatniej kolejce. Było pół na pół: albo się uda, albo się nie uda. Emocje były do samego końca, tym bardziej, że najpierw Widzew wyszedł na prowadzenie, ale potem PBB wyrównało. Na szczęście legendarny już gol Dominika Kuna dał awans.
Walka do samego końca oznaczała, że w klubie nie mogli zaplanować fety na mieście. Już kiedyś w Widzewie się na tym sparzyli, gdy drużyna walczyła o awans do 2. ligi. Wtedy grała u siebie z Lechią Tomaszów i miała przypieczętować promocję. Nie udało się jednak. Po internecie krąży jeszcze zdjęcie odkrytego autokaru, który pusty wraca do bazy. Awans udało się wtedy wywalczyć w równie legendarnym już meczu w Ostródzie. Tam była największa radość.
Widzew mógł rok temu zaryzykować i zorganizować coś dla kibiców w centrum miasta, ale ówczesny zarząd z prezesem Mateuszem Dróżdżem na czele, nie chciał ryzykować spontanicznej akcji. W efekcie w OFF Piotrkowskiej bawiła się tylko drużyna, prezesi, pracownicy klubu i wybrani kibice. Wielu fanów Widzewa cały czas żałuje, że prawdziwej fety nie było, bo po tak długiej przerwie i odbudowie klubu, jednak być powinna. Ta sprawa wróciła teraz, gdy swoją fetę i przemarsz przez miasto miał ŁKS. Czasu się jednak nie cofnie.