Do momentu utraty bramki pewny punkt ŁKS-u. Niestety, chociaż przy golu najbardziej zawinili obrońcy, to on też ma swoje za uszami.
Największy punkt zapalny defensywy ŁKS-u. Przez jego błędy widzewiacy przedzierali się w pole karne gospodarzy. Potykał się o piłkę.
Solidny mecz, ale złamał linię spalonego przy straconym golu.
Pod koniec grał jako napastnik. Lepszy występ niż w Gdyni, ale nadal za 0 punktów.
Dobrze z przodu, solidnie z tyłu. Szkoda, że to nie wystraczyło.
Gdyby co tydzień grał w derbach Łodzi, to właśnie odbierałby złotą piłkę. Najlepszy zawodnik środka pomocy ŁKS-u.
Michał wystarczy. To że w Bielsku-Białej raz wpadło, nie znaczy, że teraz co mecz uda się przelobować bramkarza z trzydziestu metrów. Są też inne sposoby na oddanie strzału.
Oddał jeden groźny strzał. I to tyle o jego występie…
Nie można odmówić mu nieustępliwości. Więcej pozytywów nie stwierdzono.
Marcin Pogorzała wyciągnął go z zapomnianego zakamarka szatni i od razu trafił do pierwszego składu. Walczył, ale to nadal za mało.
Kolejny zaginiony odnalazł się w pierwszym składzie. Nie brakowało woli walki, ale zabrakło celności.
60 tysięcy złotych miesięcznie, zero goli, zero strzałów na bramkę.
Pozbawił ŁKS historycznej passy bez przegranych derbów. Trwała 12 lat i mogłaby trwać dalej, gdyby nie to, że nie umie trafić piłką do bramki z najbliższej odległości.