Trwają trudne negocjacje dotyczące przejęcia Górnika Zabrze przez Lukasa Podolskiego. „Poldi” bardzo chce zainwestować w klub, ale nie zamierza spłacać długów narobionych przez poprzedników. Takiego problemu nie miał Widzew, dzięki czemu w klubie pojawił się Robert Dobrzycki.
Od dobrych kilku lat mówi się o prywatyzacji Górnika Zabrze. Ten temat był odmieniany przez wszystkie przypadki, ale wydawało się, że w końcu znajdzie szczęśliwe zakończenie. Najpierw wstępnie zainteresowany przejęciem klubu miał być Robert Dobrzycki, ale ten wybrał Widzew. Górnik chce teraz przejąć Lukas Podolski. Problemem, podobnie jak w przypadku rozmów z Dobrzyckim, jest jednak zadłużenie klubu.
Lukas Podolski nie owija w bawełnę i jasno dał do zrozumienia, że jego ewentualne zaangażowanie na poziomie właścicielskim jest uzależnione od spłacenia długów poprzedników. A na to się na razie nie zanosi.
– Tak szybko to nie pójdzie, bo tematów jest bardzo dużo. Tu trzeba wszystko dobrze sprawdzić. Jak ja mam być właścicielem, to klub musi być czysty i bez długów, bo potem wszystko idzie na właściciela. To nie jest zabawa – powiedział Podolski w rozmowie z Rafałem Musiołem z „Dziennika Zachodniego”.
I dodał: – Nie możesz brać klubu z jakimiś długami, obligacjami, pożyczkami. To nie ja przez tyle lat prowadziłem taką politykę, że te długi się porobiły, klub był miejski, miasto za to odpowiada. Mam ludzi, którzy będą Górnika wspierać, ale te długi to nie nasza wina. Co mam powiedzieć? Biorę na siebie wszystkie błędy, które zrobiliście? Ktoś musi za nie wziąć odpowiedzialność. Ja zostałem sam z tą prywatyzacją. Inni się wycofali, i Panattoni, i ci, którzy teraz są w Pogoni, i Zarys. Może trzeba pytać dlaczego? Może przejrzeli te pierwsze papiery i powiedzieli, że z tymi długami nie wchodzimy?
Jednym z powodów, dla których Robert Dobrzycki postanowił zainwestować pieniądze w Widzew, była doskonała wręcz sytuacja finansowa klubu, o którą bardzo dbał poprzedni właściciel – Tomasz Stamirowski, który zresztą dalej jest istotnym akcjonariuszem posiadającym ponad 20% akcji. Sam Dobrzycki wielokrotnie podkreślał, że bez odpowiedzialnej polityki organizacyjno-finansowej wprowadzonej przez Stamirowskiego, on sam nie zdecydowałby się na wejście do Widzewa.
– Nie było żadnych trupów w szafie. Są w pełni zdrowe finanse. Będąc w Radzie Nadzorczej widziałem ten klub z bliska – podkreślił Dobrzycki w niedawnym wywiadzie na kanale Biznes Klasa.
– Nie chciałem wchodzić w coś, co by mi zajęło dużo czasu. Klub był prowadzony wzorowo. Finanse, struktury i kwestie prawne były naprawdę świetnie uporządkowane. Oczywiście sprawdzałem, jak to wygląda w innych miejscach, ale zawsze mnie ciągnęło do Widzewa – dodał.
W związku z ostatnimi działaniami klubu, między innymi na rynku transferowym, pieniądze dość szybko się rozchodzą, więc niedługo pojawi się potrzeba, by klub dysponował większymi środkami finansowymi.
Jak wynika ze słów Dobrzyckiego, regularne dokapitalizowywanie spółki ma doprowadzić do momentu, w którym Widzew będzie w stanie sam na siebie zarabiać. Ale do tego jeszcze daleka droga.