Stracony na początku meczu gol sprawił, że ŁKS przegrał z Górnikiem Łęczna, który w przyszłym sezonie zagra w ekstraklasie. Nie pomogła ogromna ambicja łodzian, szczęście sprzyjało rywalom.
W meczu piątej i szóstej drużyny Fortuna 1. Ligi faworytem był ŁKS, który był wyżej w tabeli i przede wszystkim miał lepszych zawodników. Los mu jednak nie sprzyjał, ponieważ kontuzji doznał Kamil Dankowski, podstawowy prawy obrońca w ostatnich meczach, a na dodatek nie w pełni sprawny był bohater z Gdyni Arkadiusz Malarz. Już po 11 minutach okazało się, jak wielką stratą jest nieobecność Danowskiego, bo wtedy po dośrodkowaniu Michała Maka Maciej Wolski nie upilnował Serhija Krykuna, który z bliska skierował piłkę do siatki.
Mecz zaczął się więc od lodowatego prysznicu na głowy piłkarzy ŁKS-u. I niekorzystnie także dlatego, że Górnik to drużyna grająca defensywnie, czekająca na okazję do kontry. Trzech jej obrońców: Leandro, Paweł Baranowski i Tomasz Midzierski ma w sumie 104 lata i imponuje doświadczeniem. Łodzianie musieli grać w ataku pozycyjnym, co nawet tak dobrej technicznie drużynie sprawia kłopot.
Wyszli na boisko bardzo naładowani energią. Już w 40. sekundzie z 25 m strzelał Antonio Dominguez, ale kilka metrów nad poprzeczką. Kwadrans później powtórzył to, z podobnym efektem. Goście za to spokojnie czekali, licząc na szansy w kontrze i stałe fragmenty gry. W 39. min wreszcie szansę miał ŁKS. Wolski podał w polu karnym do Pirulo, a ten z 8 m fatalnie spudłował. Szkoda, bo okazja była znakomita. Jeszcze lepszą miał Górnik, gdy w doliczonym czasie pierwszej połowy po rzucie rożnym główkował Baranowski, na szczęście piłka trafiła w poprzeczkę.
Zawodnikom ŁKS-u grało się ciężko, bo przeciwnicy tylko przeszkadzali. Brakowało indywidualnych zagrań, wygrywania pojedynków jeden na jednego, a także zdecydowania, by stworzyć zagrożenie pod bramką Macieja Gostomskiego. Dlatego w pierwszej połowie nie oddali ani jednego celnego strzału, mimo że mieli sporą przewagę.
Druga połowa zaczęła się obiecująco, jednak fantastyczną szansę zmarnował Ricardinho, nie trafiając do bramki po doskonałym podaniu Michała Trąbki. Szkoda, bo strzelał z pięciu metrów. To był impuls dla drużyny, która zaczęła grać w sposób bardziej zdecydowany, wykorzystując indywidualne umiejętności. Ożywił się Trąbka, od którego zaczynało się wszystko, co najlepsze i najgroźniejsze. W końcu także Dominguez zaczął trafiać w bramkę, na razie w środek.
Gol dla gospodarzy był coraz bliżej. Tuż po wejściu na boisko sam na sam z Gostomskim znalazł się Piotr Janczukowicz, bramkarz Górnika obronił jednak jego uderzenie. Jeszcze lepiej spisał się Arndt, który w ciągu minuty dwa razy zatrzymał Przemysława Banaszaka, ratując ŁKS.
Goście słabli w oczach i mieli problemy z przejściem środkowej linii boiska. Atakujący z determinacją łodzianie mieli coraz większą przewagę, lecz nie potrafili wykorzystać stworzonej okazji, Doskonałe marnowali Ricardinho, nie mający dobrego dnia, oraz Moros Gracia. Obaj byli w polu karnym, jednak nie potrafili trafić w bramkę. Emocje rosły, bo widać było, że wyrównani jest tuż-tuż. Pirulo, który był niewidoczny, w swoim stylu strzelił z kilkunastu metrów, ale tylko w poprzeczkę. W odpowiedzi Banaszak uciekł Adamowi Marciniakowi, był sam na sam z Arndtem, piłka przeleciała na szczęście obok bramki.
Mur z Łęcznej był jednak trudny do skruszenia. Gospodarze próbowali wrzutek za linię obrony, bez powodzenia, próbowali strzelać z dystansu, było podobnie. Rywale słaniali się ze zmęczenia, w ostatniej minucie często już nawet nie próbowali kontrować, ograniczając się do wybijania piłki. Gostomski, żeby odciążyć kolegów, kopnął prosto do Arndta.
ŁKS pokazywał kilka razy, że potrafi strzelać gole w końcówkach, jak w derbach czy z Termalicą Nieciecza. Tym razem mieli naprzeciw siebie przeciwnika, który przeszkadzanie opanował do perfekcji. Oddawali strzały, ale nie na tyle groźne, by zagrozić bramkarzowi. Niestety, łodzianom tym razem zabrakło szczęścia i marzenia o awansie muszą odłożyć na przyszły sezon. Pozostał wielki żal!
ŁKS Łódź – Górnik Łęczna 0:1 (0:1)
0:1 – Krykun 12. min
ŁKS: Arndt – Wolski, Moros, Marciniak, Klimczak – Rozwandowicz (77. Tosik) – Pirulo, Dominguez (77. Sekulski), Trąbka, Gryszkiewicz (59. Janczukowicz) – Ricardinho (82. Rygaard)
Górnik: Gostomski – Kukułowicz (74. Goliński), Baranowski (70. Pajnowski), Midzierski, Leandro – Mak (75. Matei), Tymosiak, Cierpka (59. Kalinkowski), Krykun – Banaszak – Śpiączka (75. Śpiączka)
Żółte kartki: Pirulo – Cierpka, Banaszak, Tymosiak