Zamiast Stadionu Miejskiego im. Władysława Króla słynne Estadio Vicente Calderón. Zamiast Marcina Pogorzały – Diego Simeone. Zamiast Macieja Dąbrowskiego – Juanfran, Lucas Hernández i Filipe Luís. Droga, która sprowadziła Nacho Monsalve na pierwszoligowe boiska była wyjątkowo kręta i nie brakowało na niej zaskakujących epizodów. Jednym z najciekawszych spośród nich jest mecz rozegrany niemal dokładnie sześć lat temu – drugiego kwietnia 2016 roku.
W swojej dotychczasowej karierze Monsalve jadł chleb z niejednego pieca. Obecny stoper ŁKS-u ma za sobą występy w Lewskim Sofia z Bułgarii, w holenderskich NAC-u Breda i w Twente Enschede oraz w licznych klubach hiszpańskich. Wszystko zaczęło się jednak w jego rodzinnym Madrycie. Monsalve rozpoczął przygodę z futbolem w wieku sześciu lat. Pięć lat później miało miejsce wydarzenie kluczowe dla dalszego przebiegu jego kariery: przeniósł się do klubu, który miał odcisnąć na nim głębokie piętno, ukształtować go jako piłkarza i stać się jego piłkarskim domem na ponad dekadę – do słynnego Atlético Madryt.
– Trudno opowiedzieć w paru zdaniach o tym, jak wspominam pobyt w Atletico. Ten klub był bardzo ważną częścią mojego życia przez ponad dziesięć lat. Dorastałem tam jako człowiek i jako zawodnik od 11. do 22. roku życia. To naprawdę kawał czasu – mówił w wywiadzie ze stroną lkslodz.pl bezpośrednio po podpisaniu umowy z ekipą z al. Unii.
“Ten klub był bardzo ważną częścią mojego życia przez ponad dziesięć lat. Dorastałem tam jako człowiek i jako zawodnik“
Nacho Monsalve o dekadzie spędzonej w Atlético Madryt
Monsalve przeszedł pełen cykl szkolenia w akademii Rojiblancos. W lipcu 2012 roku, w wieku 18 lat został włączony do składu drużyny U-19 i odtąd co roku piął się o kolejny szczebel w klubowej hierarchii – najpierw został przeniesiony do zespołu Atletico Madryt C, a następnie do drużyny rezerw Los Colchoneros. Walka o miejsce w jej podstawowym składzie wymagała od obecnego ełkaesiaka wytrwałości. Na początku sezonu 2014/2015 zagrał co prawda dwa razy po 90 minut – w małych derbach Madrytu z drugim zespołem Realu oraz w meczu przeciwko rezerwom Rayo Vallecano. Później wypadł jednak z kadry na dwa miesiące. Zimą grał w kratkę, ale w rundzie wiosennej wreszcie wywalczył stałe miejsce w wyjściowym składzie. Zdobył też dwie bramki. Dobre występy przyczyniły się do tego, że w kolejnej ligowej kampanii nadszedł wreszcie moment, na który Monsalve czekał od dnia, w którym po raz pierwszy przekroczył bramę klubowej akademii – miał okazję trenować (a jak okazało się później – także i grać) z pierwszym zespołem trenowanym przez słynnego „Cholo” Simeone.
Monsalve długo czekał na swoją szansę – przez całą jesień i zimę występy Fernando Torresa, Saúla Ñígueza czy Antoine’a Griezmanna mógł oglądać jedynie z wysokości trybun Estadio Vicente Calderón. Pierwsza jaskółka nadziei pojawiła się po styczniowym starciu z Barceloną. Atléti kończyli ten mecz z mocno przetrzebioną linią obrony – grali zaledwie w… dziewiątkę po tym, jak czerwonymi kartkami zostali ukarani kolejno Filipe Luis i Diego Godin. W kolejnym meczu – domowym starciu z SD Eibar – Simeone przebudował więc defensywę, a na ławce posadził Monsalve, który miał być opcją zapasową na wypadek kolejnych wykluczeń lub kontuzji.
Po pojedynku z ekipą z Kraju Basków sytuacja wróciła jednak do normy – hierarchia w zespole pozostała niezmieniona, a Nacho nie mieścił się choćby na ławce rezerwowych. Ten niekorzystny dla Monsalve stan rzeczy uległ zmianie dopiero sześć meczów później. Najpierw Simeone mianował Nacho zmiennikiem w starciu ze Sportingiem Gijón (linię obrony tworzyli w tym meczu Filipe Luís, Lucas Hernández, José María Giménez i Jesús Gámez). Następnie, w spotkaniu z Realem Betis dość nieoczekiwanie posadził rutynowanego Gámeza na ławce, a szansę gry dał 21-letniemu wówczas Nacho.
To było niesamowite, to była wspaniała nagroda po tych wszystkich latach ciężkiej pracy w klubie. Nigdy tego nie zapomnę
Nacho Monsalve o występie w meczu Atlético Madryt – Real BetisReklama
Obecny gracz ŁKS-u stał się częścią prawdziwego gwiazdozbioru – w ataku Atlético straszyli w tym meczu Fernando Torres i Antoine Griezmann, w drugiej linii ustawieni byli m.in. Koke i Saúl Ñíguez, a partnerami Monsalve w bloku defensywnym byli Luís, Hernández oraz Juanfran. Mecz potoczył się po myśli Rojiblancos i w starciu wicelidera z piętnastą drużyną tabeli obyło się bez niespodzianki. Zawodnicy Diego Simeone potrzebowali co prawda trochę czasu, żeby sforsować defensywę rywali (pierwsza bramka padła w 37. minucie), ale gdy już zabrali się za strzelanie, to szybko swojej kanonady nie zakończyli. Po otwierającym wynik trafieniu Torresa swoje bramki dołożyli jeszcze Juanfran, Thomas Partey oraz dwukrotnie Griezmann. Co ciekawe, przy drugim golu tego ostatniego Monsalve zaliczył…. asystę drugiego stopnia. Młody stoper dograł wysokie, prostopadłe podanie do Ángela Correi. Argentyńczyk przyjął piłkę, zmylił dwóch obrońców rywali i dograł do Griezmanna, któremu pozostało tylko przerzucić ją nad rozpaczliwie interweniującym Antonio Adánem.
Migawki z debiutu Monsalve w pierwszej drużynie Atlético można zobaczyć w materiale przygotowanym przez oficjalny kanał LaLiga na YouTubie (aby go obejrzeć, należy kliknąć na napis “obejrzyj w YouTube”)…
… kilka swoich zagrań z meczu (w tym dogranie przy bramce Griezmanna) Monsalve umieścił też w promocyjnej kompilacji, którą opublikował na własnym YouTube’owym kanale (fragment od 0:55 do 02:00 – aby obejrzeć film, należy kliknąć na napis “obejrzyj w YouTube”):
Słabeusz został więc zgodnie z planem ograny, Monsalve rozegrał pełne 90 minut, zaprezentował się całkiem nieźle, a do tego dołożył swoją cegiełkę do ofensywnych popisów Los Colchoneros. To nie przekonało jednak Simeone do tego, by dać młodemu stoperowi więcej szans. Do końca sezonu Monsalve pozostawał już poza kadrą meczową, a po zakończeniu rozgrywek pożegnał się z Madrytem i podpisał kontrakt z Deportivo La Coruña.
Na dalszym etapie kariery Monsalve widział niemało – zdobył sporo doświadczenia na hiszpańskich boiskach, zwiedził piłkarską Europę, z Twente Enschede sięgnął po mistrzostwo drugiej ligi holenderskiej. Pomimo tego wspomnienie kwietniowego wieczoru na wypełnionym niemal po brzegi Vicente Calderón pozostaje jednym z najpiękniejszych w jego karierze. – To było niesamowite, to była wspaniała nagroda po tych wszystkich latach ciężkiej pracy w klubie. Nigdy tego nie zapomnę – wspomina.