W 23 meczach w Ekstraklasie strzelił zaledwie 3 gole, ale o jego odejściu mówi się naprawdę dużo. Powód jest prosty: każdy z tych trzech goli wrył się na długo w pamięć kibiców Widzewa. Przypadek Kristoffera Hansena zasługuje na to, by przyjrzeć mu się dokładniej i na to, by uważnie teraz obserwować, co pokaże w Jagiellonii Białystok.
W I lidze zagrał 13 meczów i strzelił dwa gole. Tylko dwa gole, bo przecież aż 9 razy wychodził w podstawowym składzie, a na boisku spędził około 800 minut. Szału nie ma.
CZYTAJ TEŻ: Oficjalnie. Nie chcieli go w Widzewie. Zagra w rewelacji ekstraklasy
W Ekstraklasie grał znacznie mniej. W otwierającym sezon meczu z Pogonią w Szczecinie wszedł na boisko dopiero w 78. minucie, choć Widzew nie miał wtedy żadnego napastnika, a rolę dziewiątki pełnił Bartłomiej Pawłowski. Podobnie było w Białymstoku i meczu przeciwko Legii, ale tam już wyrabiał sobie pozycję Jordi Sanchez. Można więc śmiało powiedzieć, że miał mało szans, bo przecież tylko dwa razy wyszedł w podstawowej jedenastce, ale pamiętajmy, że spędził na ligowych boiskach około 10 godzin. W oficjalnych statystykach znajdziemy liczbę 495 minut, ale w każdym z 21 meczów, w których pojawiał się na placu gry w drugiej połowie, miał jeszcze do dyspozycji doliczony czas gry. Śmiało można policzyć 5 minut na mecz, więc wokół tych 10 godzin zapewne się zakręcimy. To wcale nie tak mało biorąc pod uwagę fakt, że jednak graczom ofensywnym, a takim jest przecież 29-letni Norweg, łatwiej o strzelecką okazję po przerwie, gdy przestrzenie robią się większe, pressing rywala nie jest tak intensywny, a determinacja największa. Gdy twój zespół przegrywa – prze do przodu, atakuje zwiększoną liczbą piłkarzy, a gra toczy się często w pobliżu bramki rywala. Gdy prowadzi – masz idealną sytuację, bo jako szybki zawodnik, tylko czekasz na kontrę. Dostając 15-20 minut w końcówce masz naprawdę dużo czasu, by pokazać, jak wartościowym jesteś zawodnikiem.
Nie ma chyba jednak napastnika, który wolałby zaczynać mecz poza boiskiem, a nie w podstawowym składzie – nawet mimo tego, że część pierwszej połowy spędza się truchtając między podającymi sobie piłkę stoperami rywala. Kristoffer Hansen też chciał grać od początku i to jest naturalne. W meczach, w których wychodził w jedenastce jednak specjalnie się nie wyróżniał. Przypominam konsekwentnie, że kibice Widzewa pamiętają go z przebłysków, naprawdę efektownych, a nie ze stabilnej gry i kreowania sytuacji. Był – i mam wrażenie, że pozostanie również w Jagiellonii – graczem momentów, a nie meczów. I nie byłby to zarzut, gdyby nie fakt, że sam Hansen z rolą superzmiennika, rolą do której był wręcz stworzony, się nie godził i na każdym kroku to okazywał, co oczywiście atmosfery w zespole nie buduje. Dlatego musiał odejść.
Sporo jest zarzutów, że nie lubił Hansena Janusz Niedźwiedź. Trudno polemizować z tym, że były już szkoleniowiec Widzewa za Norwegiem wyraźnie nie przepadał, ale nie znam trenera, który wystawiałby zawodnika słabszego zamiast lepszego rezygnował z kogoś, kto może uratować mu posadę i zapewnić meczowe premie tylko dlatego, że po prostu go nie lubi. Janusz Niedźwiedź szukał jakości u zawodników, których miał i gdyby tę jakość – zespołową, bo indywidualnie prezentował się naprawdę nieźle – wnosił Hansen, zapewne by grał, nawet jeśli po bramkach nie biegłby ściskać się ze szkoleniowcem, a kierował w przeciwną stronę. Trener uznał, że Hansen jakości Widzewa nie podnosi i dlatego z niego zrezygnował – a czy zrobił słusznie przekonamy się już w najbliższych miesiącach. Konkurencja wśród ofensywnych graczy Jagiellonii jest spora, nawet notujący świetne wejście do Ekstraklasy Pululu nie może być pewny miejsca w XI, więc obserwacja dalszych losów Hansena powinna być niezwykle ciekawa nie tylko dla Janusz Niedźwiedzia. To, jak będzie prezentował się Norweg i ile bramek zapewni Jagiellonii zaważy wszak także na ocenie byłego trenera Widzewa. Nie umiał się dodać z ambitnym piłkarzem, nie zauważył jego potencjału, czy może miał rację uznając, że zespołowi nie pomaga?
Przypadek Kristoffera Hansena jest naprawdę niezwykle ciekawy i cieszę się, że nadal będziemy oglądać go, a co za tym idzie weryfikować, na polskich boiskach. Wspomniałem o wielu jego wadach, ale warto zakończyć pozytywami – bo to one przecież sprawiły, że wokół odejścia Norwega zrobiło się tyle szumu i że wielu kibiców miało nadzieję, że po dymisji trenera, otworzą się dla niego drzwi powrotne.
WIĘCEJ: Kibice Widzewa żałują odejścia Norwega
Około 600 minut na boiskach Ekstraklasy w sezonie 2022/23 i trzy gole to nie jest wynik zły, ale by być sprawiedliwym dorzućmy jeszcze 2 asysty i 2 asysty drugiego stopnia. Udział przy 7 bramkach w statystyczne 495 minut (co 71 minut) brzmi już naprawdę nieźle. A nota za wrażenia artystyczne byłaby przecież jeszcze wyższa. Dużo wyższa!
Sporo mówi się o bramce Dominika Kuna w Legnicy, ale ten gol nic by nie dał, gdyby nie trafienie Hansena w ostatniej minucie lutowego meczu ze Śląskiem Wrocław – o wadze tej główki na 1:0 nikogo przekonywać nie trzeba. Tydzień później Norweg trafił przy Łazienkowskiej i poleciał z efektownym ruchem głowy przed sektorem kibiców Widzewa – takie gole się pamięta, podobnie jak przepiękne trafienie numer 1 w Ekstraklasie, w jesiennym meczu z Piastem, po pięknym pokazie dryblingu. A przecież w meczu z Legią Hansen mógł jeszcze uzyskać status wręcz boski u kibiców Widzewa, bo w 91. minucie jego uderzenie zablokował Ribeiro, a w ostatniej sekundzie meczu, 3 minuty później, bramce na 2:3 zapobiegł asekurujący bramkarza Jędrzejczyk. Gdyby wtedy trafił, fani zapewne by zastrajkowali, słysząc o jego odejściu.
Tymi bramkami i postawą Hansen wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce, ale w kolejnych dwóch meczach potwierdził, że lepiej spisuje się jako joker. Niewiele było już zagrań, z których byśmy go pamiętali, lepiej więc dla fanów Widzewa wspominać to co dobre. I liczyć, że gdy w pierwszej kolejce 2024 roku Hansen przyjedzie na al. Piłsudskiego z Jagiellonią nie udowodni wszystkim, że za wcześnie go pożegnano. Bo tego, że na ten mecz Norweg czeka już teraz, jestem dziwnie pewien – nawet mimo faktu, że na ławce trenerskiej nie będzie już Janusza Niedźwiedzia, któremu najbardziej chciałby pokazać, że zasługuje na grę w Ekstraklasie.
Żelisław Żyżyński, dziennikarz Canal+Sport
Janusz NiedźwiedźKristoffer Normann HansenPKO EkstraklasaWidzew Łódź