Mecz Ukrainy z Armenią przyciągnął na trybuny stadionu Króla ponad 10 tys. osób. Większość z nich to Ukraińcy uciekający przed wojną, albo od lat mieszkający w Polsce. Najbardziej liczną grupę na trybunach stanowili niepełnoletni chłopcy, którzy z ekscytacją reagowali na wydarzenia boiskowe. Atmosfera była gorąca, a emocje rosły z każdą minutą. Po ostatnim gwizdku sędziego jeden z młodych kibiców zasiadający na trybunie F wbiegł na murawę, bo chciał sobie zrobić zdjęcie z Witalijem Mykołenko. Zawodnik Evertonu nie miał z tym problemu, ale śladem pierwszego z kibiców poszli kolejni. Nagle oprócz piłkarzy na murawie przebywało około pięciu fanów, wszyscy owinięci w ukraińskie barwy narodowe.
Służby odpowiadające za porządek od razu zareagowały, chociaż większość kibiców po pamiątkowym zdjęciu z reprezentantami wróciło na trybuny. Złapano tylko jedną osobą, która na murawę wbiegła z odpaloną, czerwoną racą. Interweniować musiała strażak, który ugasił racę, a odpowiedzialnego za jej podpalenie, policja zabrała do radiowozu.
Oprócz incydentu po meczu i kilku rac odpalonych przez kibiców obu drużyn narodowych podczas spotkania, reszta przebiegła wzorowo. Fani Ukrainy i Irlandii głośno dopingowali swoich ulubieńców i zdobywali się na różne gesty solidarności. Po meczu Polakom i łodzianom podziękował Ołeksandr Petrakow, selekcjoner reprezentacji Ukrainy. – Bardzo dziękuję Łodzi. To miasto zapisało się mocno w moim sercu. Jest dla mnie bardzo ważne. Chciałbym podziękować Łodzi, ale też całej Polsce za pomoc, jaką dostajemy. Chyba już tu nie zagramy, pewnie w innym mieście, ale nie zapomnę tej gościny – powiedział Petrakow.
Czytaj też: Remis Ukrainy na stadionie ŁKS-u.