Do końca obecnego sezonu pozostało 14. kolejek. Jak na tym etapie wyglądał Widzew w poprzednich sezonach?
Za nami już 20. kolejek sezonu 24/25. Widzew przystępował do niego ze sporymi nadziejami. Jakieś podstawy do tego były, bo przecież łódzki klub miał niezłą wiosnę w poprzedniej kampanii, a i transfery czterokrotnych mistrzów Polski, na papierze wyglądały nieźle. Widzewiakom na ten moment bliżej jednak do walki o utrzymanie, niż o TOP6. Zajmują 11. miejsce w tabeli. Mają tylko siedem punktów przewagi nad strefą spadkową. W sobotę zagrają we Wrocławiu ze Śląskiem i jeśli tam nie zgarną trzech punktów to mogą pojawić się nerwy.
Przeszłość pokazuje jednak, że ocena potencjału zespołu na tym etapie rozgrywek może być nietrafiona. Wystarczy spojrzeć na to, gdzie Widzew był po 20. kolejkach w dwóch poprzednich sezonach.
Sezon 22/23 był dla łodzian wyjątkowy. Pierwszy w elicie po latach reaktywacji. Drużyna prowadzona przez Janusza Niedźwiedzia rozkochała w sobie widzewską publikę. RTS wygrywał mecz za mecz i w tabeli przesuwał się coraz wyżej. Na obecności widzewiaków w Ekstraklasie zyskała też sama liga. Wypełnione po brzegi Serce Łodzi wyglądało atrakcyjnie również w telewizji, a sam zespół wprowadził do rozgrywek sporo świeżości.
Po pierwszej rundzie widzewiacy byli na sensacyjnym 3. miejscu w lidze. Łodzianom szło na tyle dobrze, że zimą zrezygnowali z większych wzmocnień i sprowadzili tylko Andrejsa Ciganiksa. Wierzono bowiem, że kadra z jesieni, wiosną będzie w stanie powtórzyć ten nadzwyczajnie dobry jak na beniaminka wynik. Po 20. kolejce Widzew był czwarty. Podzielił się niej punktami z Lechią Gdańsk. Wcześniej zremisował z Pogonią i Jagiellonią. Później przyszła wygrana ze Śląskiem u siebie i kolejny remis, tym razem na Łazienkowskiej z Legią. Czerwono-biało-czerwoni mieli wtedy na koncie 36 punktów i wydawało się, że zapewnione utrzymanie w lidze. Pisał o tym nawet ówczesny prezes Mateusz Dróżdż. Rzeczywistość w końcu zweryfikowała widzewiaków. Seria meczów bez zwycięstwa sprawiła, że łodzianie niemal do końca musieli spoglądać za siebie. Utrzymanie zapewnił im dopiero rajd Dominika Kuna w Legnicy, po którym RTS wyszedł na prowadzenie. To była szalona runda, podczas której kibice najpierw marzyli o europejskich pucharach, a później o tym by tylko zagwarantować sobie utrzymanie.
ZOBACZ TAKŻE>>>Widzew ma “momenty”, ale wciąż jest słaby. Transfery niezbędne?
Zupełnie inne emocje fani ekipy z Piłsudskiego przeżywali przed rokiem. 20. kolejka inaugurowała wtedy rundę rewanżową. Łodzianie mierzyli się u siebie z przyszłym mistrzem Polski, Jagiellonią. Przegrali 1:3 i nastroje u czerwono-biało-czerwonych nie były najlepsze. Tydzień później miały odbyć się derby z ŁKS-em, który już wtedy walczył o życie. Widzew derby wygrał, choć pierwsza połowa tego nie zapowiadała.
Gra obu ekip sugerowała bezbramkowy remis i wydawało się, że możliwy jest scenariusz, w którym oba łódzkie kluby spadną z ligi. Triumf w derbach nakręcił jednak zespół Myśliwca. Później przyszły zwycięstwa nad Górnikiem czy Legią. Widzewiacy pierwszy raz od lat zagrali dobrą wiosnę. Na jej początku zajmowali 14. miejsce, a skończyli na 9. miejscu. Gdyby nie słabsza końcówka rundy, może wynik byłby jeszcze lepszy.
Aktualna sytuacja łódzkiej drużyny nie jest może wymarzona, ale nie jest też (jeszcze) zła. Największym problemem RTS-u są jednak problemy kadrowe. Kontuzje sprawiają, że Daniel Myśliwiec nie dysponuje najsilniejszą możliwą kadrą. Mało tego, Widzew zimą praktycznie się nie wzmocnił, bo sprowadził tylko Polydefkisa Volanakisa. Nie pomaga też z pewnością specyficzna atmosfera wokół klubu. Coraz głośniej mówi się o konflikcie trenera Myśliwca z dyrektorem sportowym Tomaszem Wichniarkiem. Trzeba liczyć na to, że we Wrocławiu, łodzianie zagrają lepiej niż w ostatnich dwóch meczach i wywiozą stamtąd cenne trzy punkty. Ich strata na terenie czerwonej łatani ligi, byłaby prawdziwą katastrofą.