Aż 49 dni czekała drużyna GKS-u Bełchatów na wygraną w drugiej lidze.
Ostatni raz GKS zdobył trzy punkty 28 sierpnia, kiedy na swoim stadionie pokonał Pogoń Siedlce. W następnych sześciu spotkaniach ligowych zdobył tylko jeden punkt (z Pogonią Grodzisk Mazowiecki) i spadł na przedostatnie miejsce w tabeli. Wreszcie przyszło jednak przebudzenie.
W sobotę na stadion GKS-u przyjechał KKS Kalisz. Spotkanie zaczęło się świetnie, bo sędzia już na początku podyktował rzut karny dla gospodarzy, który wykorzystał Artur Golański. Podopieczni Patryka Rachwała nie poprzestali na tym i cały czas grali bardzo agresywnie. Rywale próbowali się odgrywać, lecz nie byli w stanie poważnie zagrozić bramce GKS-u. Inna sprawa, że bełchatowianie nie pozwalali im na wiele
Po przerwie GKS szybko podwyższył prowadzenie po błędzie bramkarza Macieja Krakowiaka, a za chwilę mogło być 3:0, jednak Krakowiak nie dał się przelobować i w ostatniej chwili wybił piłkę. Gdy wydawało się, że gospodarze pewnie wygrają, sędzia podyktował rzut karny da KKS-u, po tym, jak jeden z bełchatowian pociągnął za koszulkę Piotra Giela, a sam poszkodowany zdobył kontaktową bramkę.
Końcówka była nerwowa, ale w bramce doskonale spisywał się Kewin Komar i jego zespół wygrał po raz czwarty w tym sezonie. Nie pozwoliło mu to uciec ze strefy spadkowej, ale przynajmniej rywale nie odskoczyli na więcej niż cztery punkty.
GKS Bełchatów – KKS Kalisz 2:1 (1:0)
1:0 – Golański 3., karny
2:0 – Sołtysiński 50.
2:1 – Giel 74., karny
GKS: Komar – Gancarczyk, Kunka, Klabník, Szymorek – Wroński (61. Mizera, 82. Warnecki), Graczyk, Gancarczyk, Golański (69. Radionow), Flaszka – Sołtysiński (83. Bielka)