Wiadomość o tym, że GKS Tychy nie zamierza zwrócić Widzewowi kosztów naprawy stadionu była dość zaskakująca. Każdy bowiem widział to, co pseudokibice zrobili z sektorem gości, a zdjęcia opublikowane przez Marcina Tarocińskiego na Twitterze szybko obiegły całą piłkarską Polskę.
– To nie jest tak, że nasz klub od czegokolwiek się uchyla. Ten temat koordynuje teraz kancelaria, z którą klub współpracuje – wyjaśnia Krzysztof Trzosek, rzecznik prasowy GKS-u Tychy.
CZYTAJ TAKŻE >>> GKS Tychy nie chce zapłacić za zniszczenia na stadionie Widzewa
Jak się okazuje, GKS Tychy ma zastrzeżenia do kilku kwestii związanych z przyjęciem kibiców gości podczas meczu z 3 kwietnia. Mowa m.in. o autoryzacji listy kibiców i weryfikacji osób, które weszły na stadion.
– My zautoryzowaliśmy listę na 400 osób, natomiast w sektorze gości przebywało tych osób 800. Po drugie, naszym zdaniem przy wejściu na sektor gości nie było odpowiedniej weryfikacji. Mam na myśli chociażby to, że kibice w żaden sposób nie byli sprawdzani, co potwierdza informacja opublikowana przez łódzką policję, z której wynika, że cztery osoby, które weszły na obiekt, miały nałożone zakazy stadionowe – wylicza Trzosek.
Innego zdania jest Marcin Tarociński, który poinformował, że na liście przysłanej do łódzkiego klubu pojawiło się 806 osób.
Ale to nie wszystko. GKS Tychy poddaje pod wątpliwość także wysokość kosztów naprawy. Przypomnijmy, że straty zostały wycenione na 100 tysięcy złotych.
– Wycenione straty w żaden sposób nie zostały wyszczególnione. Tak naprawdę nie wiemy czy dana śrubka kosztuje złotówkę, 5 złotych czy 10 złotych, bo ta wycena nie jest niczym podparta. W naszej ocenie kwota, którą żąda od nas Widzew, jest zawyżona – twierdzi rzecznik prasowy tyskiego klubu. – Poddajemy pod wątpliwość także to, w jakim stanie ten sektor w ogóle był. Bo skoro klub informuje, że przed meczem tam zostało coś rozkręcone, to pytanie, w jakim stanie ten sektor w ogóle się znajdował – dodaje.
Zdaniem tyskiego klubu najbardziej kompetentną osobą, która by wyceniła szkody, byłby powołany bezstronny biegły.
– Wtedy moglibyśmy mówić o konkretnych kwotach – kończy rzecznik GKS-u Tychy.
CZYTAJ TAKŻE >>> Bliski współpracownik Zdanowskiej ostro o Dróżdżu: „Prezes płaczek”