Władze miasta podzieliły pieniądze na wsparcie łódzkich klubów sportowych. Tym razem obyło się bez wielkich kontrowersji, choć też bez euforii. Ale jak to już jest z pieniędzmi, nigdy nie ma ich tak dużo, żeby nie chcieć więcej. Uważam jednak, że nie powinniśmy narzekać.
Łódź nie jest miastem bogatym, dlatego nasze kluby dostają dużo mniej niż ich rywale. Owszem, już na starcie są w gorszej sytuacji od części przeciwników, jednak – moim zdaniem – nie należy powielać złych wzorców. I nie chodzi tylko o piłkę nożną, w której dochodzi do patologii, bo przeciętni lub po prostu słabi kopacze są utrzymywani z podatków. Tak jest choćby we Wrocławiu, Kielcach, Gliwicach czy Zabrzu, gdzie samorządy przekazują dziesiątki milionów złotych na potrzeby klubów. Promocją to nie jest, często antypromocją, a nawet wstydem, gdy zasilane z samorządowej kasy drużyny piłkarskie przegrywają w kompromitującym stylu i zamiast być wizytówką miasta, kompromitują go. Czy kibice chcieliby mieć podobną patologię w Łodzi? Jako kibic jestem przeciwny, bo są lepsze sposoby wydawania ogromnych pieniędzy z moich podatków niż na nowe auta ligowych kopaczy…
Najlepszym jest finansowanie infrastruktury. Łódź kiedyś poszła w tym kierunku i konsekwentnie trzyma kurs. Klubom piłkarskim dała wędkę zamiast ryby. Tą wędką są nowoczesne stadiony i hale, dające możliwość zarabiania poprzez ściąganie kibiców i sponsorów. Na dodatek miasto utrzymuje obiekty, co tanie nie jest…
Oprócz tego Łódź wspiera czołowe drużyny finansowo. Dla Widzewa i ŁKS-u, dysponujących dużymi budżetami, nie są to duże sumy, ale już dla ŁKS-u Commercecon i Grot Budowlanych – znaczące. W siatkówce są to dobrze wydane pieniądze, o czym przekonaliśmy się w poprzednim sezonie, kiedy obie drużyny stanęły na podium mistrzostw Polski. A przecież siatkówka to dziś nasz narodowy sport zespołowy. Możliwości klubów, i przede wszystkim koszty, są nieporównywalne do piłkarskich, dlatego uważam, że zasługują na jeszcze większe wsparcie. Bo mimo że nie wspierają ich potężne spółki skarbu państwa, oba będą promować Łódź grając w Lidze Mistrzów. I to są właśnie dobrze wydane pieniądze na sport.
Cieszy mnie też, że dzieląc pieniądze nie zapomniano w Łodzi o sportowcach wybitnych sportowcach, którzy osiągają znakomite wyniki, jednak nie są tak medialni jak piłkarze czy siatkarki. Pierwszym “Asem łódzkiego sportu” został Kajetan Duszyński, pierwszy mistrz olimpijski w historii naszego miasta. 30 tys. to dla ekstraklasowego zawodnika drobne, ale dla lekkoatlety AZS Łódź – spory zastrzyk finansowy.
Wcześniej zdarzyło mi się krytykować władze miasta za dzielenie pieniędzy, ale teraz nie mam za co. Klaskać też nie będę, ale uważam, że zmiany w finansowaniu sportu idą w dobrym kierunku, a dowodem są choćby wnioski o modernizację ośrodków treningowych.